sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 30. Prezentów moc

        Na czubek nosa spadła mi śnieżynka. Strąciłam ją ręką, patrząc na plecy blondyna, który wypakowywał prezent dla Nico z bagażnika samochodu. Została tam jeszcze jedna torba, przeznaczona specjalnie dla Alex. Kupiłam jej poradnik dla przyszłych mam, ale chyba miał on na celu rozbawienie czytelnika niż cele edukacyjne. Dreptałam w miejscu, próbując rozgrzać swoje zmarznięte ciało, chociaż miałam na sobie puchową kurtkę. Czemu zawsze musi mu się z tym wszystkim tak długo schodzić? Teraz pewnie przepakowuje wszystko po kolei, bo jak zwykle z resztą zostawiał całą robotę na ostatnią chwilę. Sukienka którą wybrałam, dodatkowo nie ułatwiała sprawy. Na szczęście założyłam jeszcze czarne rajstopy, które w przyjemny sposób chroniły mnie przed nadmiernym zimnem. W końcu Marco uznał, że uporządkował każdy z prezentów i możemy ruszać do jego rodzinnego domu. Przejęłam mniejszą część pakunków, idąc ostrożnie w stronę już otwartych drzwi, skąd mogłam zauważyć Thomasa, ojca mojego chłopaka. Mimowolnie poczułam dumę, mogąc go tak nazwać.
      Blondyn szarmancko pomógł mi zdjąć kurtkę, wieszając ją na wieszaku w przedpokoju. Przedtem tych kilkanaście prezentów zostało schowane w szafie stojącej w przejściu do salonu tak, żeby nasz mały chłopczyk ich nie znalazł zbyt wcześnie. Dopiero dzisiaj będę miała okazję poznać obie siostry, Yvonne i Melanie. Obie jednocześnie podniosły głowy na mój widok a ja w tym momencie poczułam pewien dyskomfort, chociaż zaraz to uczucie odpłynęło równie szybko, jak się pojawiło. Natomiast nie to mnie tak naprawdę martwiło. Spojrzałam na Marco, marszcząc brwi. Widocznie zakłopotany prawie natychmiast odwrócił wzrok. Ostatnio był trochę nieswój, unikał bliższego kontaktu, o telefonach nawet nie wspominając. Zgodziłam się na Wigilię w ostatniej chwili, ponieważ chciałam wiedzieć, co go trapi.
    - Ciocia Olivia!- zawołał mały Nico, pędząc w moją stronę. Złapałam go za ramiona, podsadzając ku górze. Usiadłam z nim przy stole, ponieważ Manuela powiedziała, że wszystko jest gotowe. Marco usiadł obok, zsadzając niezbyt szczęśliwego z tego powodu siostrzeńca z moich kolan do swojej mamy. Wszyscy byliśmy zrelaksowani, oczywiście wyłączając z tego grona blondyna, któremu kilka razy tym nerwowym tikiem zdarzyło się przeczesać włosy. Mel dźgnęła mnie przyjacielsko łokciem w żebra, dyskretnie ruszając głową w stronę swojego brata. Pokręciłam tylko przecząco, dając odpowiedź na to nieme pytanie. Prowadziłam z obiema siostrami żywą rozmowę, czując gdzieś w głębi, że mnie zaakceptowały.Ukradkiem spojrzałam na świąteczne drzewko. Żywa choinka obwieszona błyszczącymi bombkami  wraz z światełkami nadawała wszystkiemu jeszcze bardziej domowy nastrój. Wstrzymywałam się od tego ostatkami sił, żeby jej nie przytulić. Spoglądałam na
wszystkich ukradkiem, ciesząc się, że mogłam się znaleźć dzisiejszego wieczora w tym wyjątkowym towarzystwie.
    - Jesteś tu jeszcze?- zapytał ciepły głos, na co musiałam odruchowo się uśmiechnąć. Marco pocałował mój lekko czerwony policzek, po raz pierwszy tego wieczora nie okazując zdenerwowania. Pod stołem splótł moje palce z swoimi, a ja chwilę później mogłam dokończyć jedną z wigilijnych potraw. Nasz kochany maluch nie mógł się doczekać prezentów, podbiegając do każdego z dorosłych po kolei. Kiedy nadeszła moja kolej, nie potrafiłam mu odmówić. Thomas wraz z Yvo poszedł po podarki, my natomiast rozsiedliśmy się na kanapach, trzymając w rękach gorącą czekoladę. Była naprawdę dobra, co skomplementowałam szybko wypitym napojem, pomimo lekko czerwonego języka. Zaklaskaliśmy ochoczo w dłonie, zagrzewając małego do rozrywania kolorowych papierków. Już po chwili był otoczony gronem zabawek, które najwidoczniej przypadły mu do gustu. Nagle dostrzegłam, że w tym gronie tylko ja nie zostałam obdarowana. Obie dziewczyny tuliły się w tym momencie do swoich mężów, ochoczo dziękując za podarunki.
   - Mam nadzieję, że ci się spodoba- wymruczał ostrożnie, otwierając przed mną ciężkie, aksamitne pudełeczko. Otworzyłam wieczko, nie mogąc wyjść z zachwytu.
   - Jest naprawdę piękny...-wydukałam wzruszona, nie mogąc ukrywać dłużej swojego wzruszenia. Naszyjnik był naprawdę piękny. Chłodny metal dotknął mojej szyi, a ja wprost nie posiadałam się ze szczęścia.
                                                   *****
    Pomimo wszystko, odetchnęłam z ulgą, znajdując ciszę w sypialni chłopaka. Otworzyłam torbę, wygrzebując z środka piżamę. Kątem oka dostrzegłam, że wkracza cichcem do pokoju. Objął mnie od tyłu, łaskocząc oddechem w kark.
    - Przestań-mruknęłam, chociaż tak naprawdę tego nie chciałam.
    - W zasadzie... to mam dla ciebie jeszcze coś. Chociaż to bardziej podchodzi do kategorii 'pytanie'- odparł trochę mniej pewnym głosem. Obróciłam się, spoglądając na niego spod uniesionych brwi. Czyżby przez to był spięty przez większość dzisiejszego czasu?
    - Czekam-zachichotałam, chcąc rozładować napięcie. By poczuł, że ma pod sobą o wiele pewniejszy grunt.
    - Zamieszkałabyś ze mną? Ja rozumiem, że dla ciebie może dla ciebie być za szybko...
    - Stój!-powiedziałam odrobinę zbyt głośno.-Tak. Zgadzam się.
 Przez kilka sekund chyba nie pojmował do wiadomości tego, iż odpowiedź była pozytywna. Przytknęłam swoje spierzchnięte wargi do jego ust, tak spragnione tego przyjemnego procederu.
Karygodne było tak przetrzymywać mnie bez chociaż delikatnego pocałunku. Powoli dochodziłam do wniosku, że powietrze nie jest wcale mi potrzebne do życia. Najpierw starał się być w miarę delikatnie, lecz po upływie chwili był coraz bardziej natarczywy. A ja wcale nie protestowałam, wręcz przeciwnie.  Całował jak szaleniec, za co kochałam go jeszcze bardziej.


CZYTASZ+KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ! :D

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 29. Same niespodzianki

     Po dzisiejszym poranku między nami dało się wyczuć niemalże namacalne napięcie spowodowane kłótnią o zwykłą błahostkę. Ostatnimi czasu wcale nie czułam się dobrze. Miałam silne zawroty głowy, niekiedy wymioty oraz wahania nastroju. Pamiętam wczorajszy wieczór, kiedy doszłam do tego wniosku. Po tym wszystkim niemalże bałam się spojrzeć na Sebastiana w obawie, mając głupie wrażenie, że zaraz po tym dowie się, o co mi tak naprawdę chodzi. Przy śniadaniu przez przypadek strącił filiżanką z kawą, krzyknęłam coś gniewnie, wcale nad sobą nie panując tak jak zazwyczaj. Później jakoś poszło... i zanim tak naprawdę się obejrzałam, wychodziłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Obcasy 'gniewnie' stukały o chodnik. Przez kilka godzin snułam się bez większego sensu po mieście. W pewnym momencie dopiero po kilkunastu minutach zdałam sobie sprawę, gdzie skierowałam swoje kroki. Nad moją głową lśnił szyld apteki. Z mocno bijącym sercem pchnęłam ciężkie drzwi. Gwałtownie uderzył we mnie podmuch klimatyzowanego powietrza, a nozdrza wypełnił zapach sterylności i leków. W jednym momencie straciłam całą pewność siebie, uświadamiając sobie w pełni, po co tutaj przyszłam.
     - Szuka Pani czegoś konkretnego?- zapytała uprzejmym głosem farmaceutka, dyskretnie przeciągając po całej mnie swoim spojrzeniem. W jej oczach zabłysły iskry, kiedy zorientowała się, kim jestem. Niezbyt specjalnie ukrywaliśmy swój związek z ukochanym.
     - Yhm... Gdzie są testy ciążowe?- odparłam, siląc swoje zaciśnietę gardło na lekki ton. Gestem ręki poprosiła, bym poszła za nią. Było ich kilka rodzai. Jakby wcale nie myśląc, wzięłam po jednym z każdego i ruszyłam do kasy. Włożyłam wszystkie do nieprzezroczystej torebki, po czym pośpiesznie wyszłam, chcąc mieć to wszystko już za sobą. Zadzwoniłabym do Olivii, ale była pewnie teraz z Marco, a nie chciałam jej przeszkadzać. Tydzień temu byli u jego rodziców. Miałam się z nią spotkać i wszystko obgadać, jednakże mój organizm po raz kolejny stanął na bakier. Przeprowadziłyśmy tylko długą rozmową telefoniczną. Dzisiaj był jeden z takich dni, kiedy pracy było nadzwyczaj mało i nie musiałyśmy siedzieć do wieczoru w biurze! Wróć, dzisiaj wcale tam nie byłam. Nie śpieszyłam się w drodze powrotnej do apartamentu. Przed wejściem do bloku sprawdziłam godzinę, by mieć stuprocentową pewność, że będę sama. Rzuciłam torbę w przedpokoju, zabierając tą drugą ze sobą do łazienki. Drżącymi rękoma otworzyłam pierwsze pudełko. Raz kozie śmierć.
     Dziesięć minut później cały mój świat legł w gruzach. Przecież to musi... musi być pomyłka! Zaczęłam uderzać zaciśniętymi pięściami w kafelki z powodu ogłuszającej bezsilności. Nogi miałam jak z waty, a mój mózg chyba jeszcze nie do końca przyswoił tą informację. Co ja teraz zrobię? Istniało tylko jedno, racjonalne wyjście. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Ściskając nerwowo w ręce test, przeszłam do słonecznego salonu. Ukryłam twarz w dłoniach, a rzecz, która dała mi dowód mojej rozpaczliwej sytuacji rzuciłam obok. Wątpię, żeby on był jakoś tym szczególnie zachwycony. Usłyszałam jakiś głośny chrzęst, który dobiegał najprawdopodobniej z przedpokoju.
   - Boże... Alex, co się stało?- dobiegł do mnie zatroskany głos Kehla, aż boleśnie drgnęło mi serce. Otworzyłam zaczerwienione od płaczu oczy, wiedząc, że muszę mu to teraz powiedzieć, bo później nie zdobędę się na odwagę.
   - Ja... jestem... w ciąży!- wydusiłam z siebie jednym tchem. Spięłam wszystkie swoje mięśnie w oczekiwaniu na jego reakcję, tak ważną dla mnie.
    -Co?- powiedział dziwnie zduszonym głosem, nie mogąc najwyraźniej w to uwierzyć. Z resztą, podobnie jak ja.
   - Będziesz miał ze mną dziecko, rozumiesz?!- to zdanie niemal wykrzyczałam, chociażby w małym stopniu pozbywając się nadmiaru emocji. Upadł na podłogę, oddychając ciężko. Kiedy fala pierwszego szoku minęła, na kolanach podszedł do mnie i chwycił moje drżące dłonie. Ucałował je delikatnie. Chyba nie było tak źle, jak myślałam wcześniej. Jeszcze kilka minut temu myślałam, że ten cudowny sen skończy się raz na zawsze i po raz kolejny zostanę sama.
   - Kochanie - wykrztusił w końcu - to cudownie! Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę!
                                                ********
    Radosne wieści spływały nieprzerwanie od samego rana. Najpierw Marco zaprosił mnie na kolację, a potem zadzwoniła Alex. W zasadzie tak na początku myślałam, jednakże w słuchawce telefonu usłyszałam Sebastiana. 
    - Zważywszy na to, że jest godzina jedenasta i leżę sobie spokojnie w łóżku...- nawet nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwano mi w brutalny sposób. 
    - Przyjechalibyście razem z Marco jutro do nas na kolację?- zapytał, a w tle usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki. 
    - Chociaż czuję w tym jakiś podstęp- zachichotałam- na pewno będziemy. 
    - To fajnie. W takim razie do jutra!- pożegnał się szybko, a ja odłożyłam komórkę na bok. Wstałam powoli, kierując pierwsze kroki w stronę dębowej szafy. Związałam włosy w koński ogon, po czym zaczęłam szperać w poszukiwaniu jakiegoś ubrania na co dzień. W końcu włożyłam mocno wytarte szorty i luźną koszulkę z logo Florence+The Machine. Przez dłuższy czas jeździłam na ich koncerty, jednak od momentu w którym przeprowadziłam się do Dortmundu byłam na nim tylko dwa razy. Postanowiłam już teraz wyjąć sukienkę i powiesiłam na drzwiach szafy. Dobrałam do tego czarne szpilki. Pomimo tego, że mieliśmy już koniec października, pogoda wciąż dopisywała. Wzdrygnęłam się mimowolnie, kiedy odkryłam na komodzie w korytarzu sporą warstwę kurzu. Co się dziwić-teraz większość czasu i tak spędzałam u Marco. Nie lubiłam sama siedzieć w pustym domu. Czasami zamienialiśmy się rolami i to on przyjeżdżał do mnie. Teraz widywaliśmy się nader rzadko, ponieważ sytuacja Borussi w tabeli była coraz gorsza i treningi zyskały na intensywności i zawsze był zbyt zmęczony.... Postanowiłam posprzątać, więc wkrótce chwyciłam za ścierkę oraz wodę z płynem. Włączyłam sobie wieżę i dość głośno podkręciłam muzykę. Zaczęłam od salonu, a czas mijał powoli i niezauważalnie. Nagle rytmiczne takty ucichły, 
    - Jak ty pięknie sprzątasz- blondyn był z siebie szczerze zadowolony, wzdychając- A wiesz, którą mamy godzinę?
     Jakby dla podkreślenia swoich słów postukał w tarczę zegarka, którego nosił na nadgarstku. Ubrał się w szarą marynarkę, która bardzo dobrze współgrała z białą koszulą i czarnymi dżinsami. Zaraz spojrzałam na tykający zegar. 
    - Przepraszam- mruknęłam przepraszającym tonem, całując go czule na powitanie. 
    - Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce sześć dni temu - westchnął, wcale nie mając zamiaru mnie puścić. W końcu jednak musiał dać mi odetchnąć. 
    - Poczekaj chwilkę, tylko wezmę prysznic i będziemy mogli jechać. 
    - A może ci w tym pomóc?- zapytał, unosząc jedną brew bardziej ku górze. 
    - Wiesz ty co!- pisnęłam, udając oburzoną, pokonując po dwa schody na raz. Pędem wzięłam sukienkę, buty i popędziłam do łazienki. Nawet jeśli chciałam zrobić to w szybkim tempie, zajęło mi to jakieś pół godziny. Materiał leżał idealnie, a wyglądał niczym nocne niebo usiane gwiazdami. Oczy podkreśliłam granatowym cieniem do powiek, optycznie je powiększając. Stukając wysokimi obcasami w końcu zeszłam na dół. Blondyn na mój widok aż zagwizdał z podziwu. Zadrżałam, czując na sobie jego baczny wzrok. Byłam ciekawa, jaką niespodziankę szykował na ten wieczór. 
                                      ---------------------------------------------
     Heeeej kochani. :* Stęskniliście się za mną chociaż troszkę? :D Mam skromną nadzieję, że tak. Korciło mnie od dłuższego czasu, żeby dodać tutaj ten rozdział... ale chyba dopiero teraz nabrałam do tego odwagi. Wyszedł trochę dłuższy niż na początku planowałam, ale tak naprawdę napisałam go w niecałą godzinkę. Jak ja się za wami stęskniłam! <3 

wtorek, 14 października 2014

Ważne dla ważnych ludzi

Hmmm...
Pisanie tego kosztuje mnie dużo sił. Nie chcę, żeby to się tak kończyło, aczkolwiek chyba musi. Proponuję jednak uważne przeczytanie tego komunikatu.
Chciałabym na jakiś miesiąc, może dwa zawiesić bloga. Wiem, że nie jest to jakaś strasznie długoterminowa przerwa, ale uznałam, że macie prawo o tym wiedzieć. Następny rozdział już się ukazał. Może się troszkę stęsknicie, albo i nie... :/ 

sobota, 11 października 2014

Rozdział XXVIII

    Umoczyłam spierzchnięte wargi w niemalże parzącej kawie, którą jakiś czas temu kupiłam w Starbucksie na wynos. Dla siebie i Marco wzięłam dodatkowo muffinki z jagodami i kawałkami czekolady, którą podjadał w czasie postoju na światłach. Zapewne już dawno bylibyśmy na miejscu, gdyby nie fakt, że w ten ciepły, piątkowy wieczór Dortmund był wyjątkowo zatłoczony. W sumie nie byłoby się co dziwić. Wszyscy uciekali odpocząć do jakichś małych domków, z dala od ogłuszającego harmideru miasta. Chociaż mnie to nie przeszkadzało. Zabębniłam palcami o materiał czarnej, rozkloszowanej spódnicy lekko ponad kolano. Dodatkowo nałożyłam kremową, elegancką bluzkę z płaskim  kołnierzykiem ozdobionym błyszczącymi kryształkami. Włosy zostawiłam rozpuszczone na wyraźną prośbę blondyna. Poparł to stwierdzeniem, iż wyglądam tak najładniej. Próbowałam ukryć swoje coraz większe zdenerwowanie. Odstawiłam na wpół pusty kubek do okrągłej wnęki. Wzdychaj po raz któryś spojrzałam z niepokojem na wyświetlacz, co rusz sprawdzając godzinę. Aktualnie było wpół do siódmej. Nie chciałam, żebyśmy  - przede wszystkim chodziło tu o mnie - wywarli złe wrażenie. Spróbowałam wyciągnąć nogi jak najbardziej do przodu, żeby je trochę rozprostować. Nikły, z denka drwiący uśmieszek wykwitł powoli na twarzy Marco.
   - Denerwujesz się?- zapytał rozbawionym tonem, nie zadając sobie nawet trudu, żeby go w jakikolwiek sposób ukryć.
   - A jak myślisz? Dla twojej wiadomości :tak, owszem. Nawet nie wiesz, jaki stres odczuwam - wymruczałam cicho, obejmując się ramionami, które jak na zawołanie pokryła gęsia skórka.
   - Pamiętaj o tym, że będę tam z tobą, kochanie - powiedział zadziwiająco krzepiącym tonem, pocieszająco ściskając moje kolano. Trzepnęłam go gazetą po ręce, tłumacząc przy tym, że kierownicę trzyma się dwoma rękami, a nie jedną. Syknął, jakby to naprawdę bolało. Odetchnęłam w wyraźną ulgą, kiedy w końcu mogliśmy spokojnie ruszyć do przodu. Palcami dość niecierpliwie miętosiłam kraniec spódnicy. Dyskretnym ruchem ją wygładziłam, powoli nabierając powietrza. Uznałam, że to istna głupota denerwować się aż tak bardzo tym spotkaniem. Nie ma czym. Nagle skręciliśmy na schludnie urządzone osiedle, a ja nie miałam wątpliwości, że niedługo będę musiała wysiąść. Przełknęłam ślinę, kiedy to przez otwartą bramę wjechaliśmy na jedno z podwórek. Ucałował mnie delikatnie, powtarzając, iż wszystko pójdzie dobrze. Wysiadł z samochodu, chwilę po tym otwierając mi drzwi. Postawiłam na czerwonej kostce parę niepewnych kroków, stukając głośno wysokimi obcasami. Blondyn ścisnął moją rękę, prowadząc mnie w stronę domu.
   - Marco!- powiedziała lekko ochrypłym, ale przyjemnym dla uszu głosem jego mama, obejmując swojego syna na powitanie. Widziałam, jak twarz powoli rozjaśnia mu uśmiech. Jak na razie stałam trochę bardziej z boku, żeby im nie przeszkadzać. Przeczesałam włosy smukłymi palcami, drepcząc w miejscu. Uśmiechnęłam się dość nieśmiało, kiedy ścisnęła moją rękę.
    - Mamo- powiedział, odchrząkując z grzeczności.- Poznaj moją dziewczynę, Olivię.
 Pomimo wszystko byłam dumna z tego, że nazwał mnie tak w obecności ważnych w jego życiu ludzi. Poklepała delikatnym ruchem moje plecy, tym samym zapraszając nas do środka. Razem wkroczyliśmy do przedpokoju.
    -Niesamowicie miło mi cię w końcu poznać. Syn opowiadał o tobie tyle dobrego, że chyba bym mu nie wybaczyła, gdyby nie przywiózł tego skarbu i nam go nie przedstawił - mrugnęła porozumiewawczo. Tym razem to mój chłopak był widocznie zakłopotany. Salon utrzymany był w żółtej tonacji z niewielką domieszką czarnego i szarego, które reprezentowały poduszki leżące na fotelu. Na jednej z kanap siedział tata Marco, który nerwowym ruchem razem ze mną zasiadł na większej z kanap. Teraz role zdecydowanie się odwróciły, ponieważ ja byłam rozluźniona. Zaczęłam kreślić na wierzchu jego ramienia małe kółeczka, które powoli zwiększały swoją średnicę.
   - Olivia, mam rację?- zapytał, na co tylko skinęłam twierdząco głową.- Jestem niewymownie zachwycony, mogą cię widzieć przy boku mojego syna. Mów mi Thomas. A Manuela też się nie obrazi, jak będziesz do niej mówiła po imieniu.
   Nie mogłam, czy nie potrafiłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Do mojego czułego nosa doszedł smakowity zapach z kuchni. Na ścianie zauważyłam wisząca fotografię przedstawiającą całą ich rodzinę. Ukłucie tęsknoty przypomniało mi o swoich rodzicach, którzy nie raczyli się do mnie odzywać już ponad pół roku. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, nie chcąc psuć sobie tej chwili wspomnieniami dzieciństwa. Marco przyciągnął mnie do siebie. Trwało to najwyżej kilka sekund, ale wydawało mi się, że wymienili spojrzenia, które potrafią zrozumieć tylko oni. Nikt inny. Nagle do pomieszczenia wszedł mały chłopiec. Miał najwyżej sześć, siedem lat. Kędzierzawe blond włoski okalały strąkami okrągłą twarzyczkę. Z prędkością świata zasiadł na kolanach swojego wujka. Kiedy ciekawskie spojrzenie Nico spoczęło na mnie, przekrzywił twarz, uderzając palcami w policzek. Zanim Marco w jakiś sposób zdołał go powstrzymać swojego siostrzeńca, zasiadł na moich kolanach.
  - Plosie Pani... A jak Pani kocha mojego wujka, to ożenisz się Pani z nim, tak samo jak moja mamusia z tatusiem?

sobota, 20 września 2014

Rozdział XXVII

     Mats z niepokojem rozejrzał się po pustych trybunach. Ochroniarz powiedział mu, że o tej porze raczej nikt nie zapuszcza się na stadion. Tak, oprócz mnie - pomyślał, próbując powstrzymać nadmierne drżenie rąk. Cathy chyba nawet nie przypuszczała, co wyjątkowego dla niej szykował. Spojrzał na brunetkę kątem oka, zupełnie rozumiejąc irytację na jej okrągłej twarzy. Już i tak długo zwlekał z tym wszystkim. Kiedy objęła się ramionami, narzucił na barki dziewczyny swoją czarną marynarkę. Stukot obcasów wprawiał go w jeszcze większe zdenerwowanie. Po raz kolejny klepnął z pozoru leniwym gestem swoją kieszeń, sprawdzając setny raz, czy aby pierścionek tam na pewno jest. Jego myśli zeszły na tor Olivii. Jak nigdy martwił się swoją wierną przyjaciółką, która w czasie dzieciństwa potrafiła mu pomóc. Pokręcił nieznacznie głową, próbując skupić całą uwagę na tym, żeby jego kroki parły naprzód. Dłuższą chwilę wędrowali między rzędami, aż znaleźli dogodne miejsce na krzesełkach za jedną z bramek. Ścisnął delikatnym gestem dłoń swojej dziewczyny, wpatrując się w gwieździste niebo. Nerwowym ruchem przeczesał włosy, dostrzegając jednocześnie, iż Cath patrzy na niego spod uniesionych brwi. Jej śmiech brzmiał tu niczym anieli śpiew, który tak uwielbiał.  Najgorsze w tym wszystkim było to, iż kompletnie nie wiedział, jak ma do tego zabrać swoje struny głosowe. Ćwiczył kilkanaście razy całą przemowę przed lustrem. Ale w tak ważnej chwili szlag trafił opanowanie. Usiedli na wybranych miejscach, po ścisnął delikatnie dłoń dziewczyny. Teraz albo nigdy.
    - Ja... Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy w drzwiach naszego liceum, wiedziałem, że to jesteś tą, którą będę zawsze kochał - powiedział, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. Ucałował delikatnie jej alabastrowe czoło, niezbyt rozluźniony czekając na reakcję, którą miały wywołać jego śmiałe słowa.
   - Powtarzałeś mi to już tyle razy, a ja za każdym razem mam wrażenie, jak moje serce rośnie - roześmiała się ponownie, odrzucając włosy do tyłu. Pogłaskał delikatnie policzek brunetki opuszkami palców, mając ochotę pobić rekord wzwyż ze szczęścia. Nagle naszło go na to, iż nie może ciągnąć tego w nieskończoność. Zerwał się z krzesełka, klękając przed nią na jedno kolano.
  - Cathy... zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- zapytał cicho, wyciągając z kieszeni czarne, atłasowe pudełeczko z pierścionkiem. Kamień księżycowy otoczony wianuszkiem malutkich brylancików błyszczał mocno w blasku zapalonych reflektorów. Przełknął dyskretnie ślinę, próbując nie uciekać wzrokiem gdzieś bardziej w bok. Brunetka wstrzymała oddech, z trudem powstrzymując łzy nagromadzone w kącikach oczu.
   - Tak - wydukała tylko tyle zbyt poruszona, by powiedzieć coś więcej. Jednakże tyle wystarczyło, by Mats wsunął na właściwy palec dowód ich związku. Pocałował ją delikatnie, zasiadając obok niej. Posadził sobie swoją narzeczoną na kolanach. Oboje wpatrywali się w niebo. Przecież wszystko będzie dobrze, prawda?
                                                  *********

   Ostatnie tygodnie mojego życia były dość zwariowane. Tamten dzień wywrócił wszystko do góry nogami. Ale na lepsze. W zasadzie mogę tak powiedzieć o telefonie, który zadzwonił do mnie tamtego popołudnia. Jakaś pielęgniarka znalazła wyniki w koszu na śmieci. Te prawdziwe. Sfałszowane dostał doktor prowadzący sprawę choroby.  Najpierw nie mogłam w to uwierzyć, trzymając nieruchomo komórkę przy uchu. Dopiero Marco potrafił wyrwać mnie z stanu głębokiego odrętwienia. Prawie zrobił dziurę w suficie, kiedy wszystko mu wytłumaczyłam. Co prędzej zabukowaliśmy miejsca na najbliższy lot i wróciliśmy do Dortmundu. Była pierwsza w nocy, ale i tak wpadliśmy do gabinetu w tamtym szpitalu. Chociaż minęło już od tego wszystkiego kilka tygodni, nadal nie potrafię pozbyć się koszmarów związanych z tym wszystkim. Rozmawiałam z Alex o tym, co najprawdopodobniej widziała. Uzgodniłyśmy, że musimy być bardziej uważne na to, co dzieje się wokół. Adam złożył wypowiedzenie, co jeszcze bardziej wzmogło moją podejrzliwość. Kolejna sprawa, która przyniosła mi niezmiernie dużo szczęścia, jest fakt, iż mój przyjaciel zrobił ten ważny krok i oświadczył się Cathy.
    Wróciłam do rzeczywistości w momencie, kiedy promienie słońca przebiły gęste konary drzewa. Razem z blondynem leżeliśmy na czarno-żółtym kocu w kratkę, co raz sięgając w stronę torby po jeszcze gorące tosty zrobione prze zemnie własnoręcznie. Byłam z dumna z tego, że nie zdążyłam ich spalić na popiół. Spojrzałam kątem oka na kostkę chłopaka, wzdychając po raz kolejny. Miałam wrażenie, iż tylko jego trapią wszystkie  kontuzje razem wzięte. Po raz kolejny cztery tygodnie przerwy.
   - Nie miałabyś nic przeciwko, jeśli moja mama chciałaby cię poznać?- zapytał nagle. Uniosłam jedną brew ku górze, odwracając się na bok, żeby widzieć jego twarz. Marszczył czoło, najwyraźniej nie będąc pewnym, czy aby na pewno byłabym czymś takim zadowolona.
   - W zasadzie... nie. Chętnie poznam twoich rodziców - wzruszyłam ramionami.
   - A ten weekend ci pasuje? Moglibyśmy wyjechać dzisiaj wieczorem - odparł, obracając mnie ponownie w drugą stronę. Położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. W zasadzie... i tak nie miałam najmniejszej ochoty tkwić samej w mieszkaniu, które od momentu wyprowadzki Alex było osobliwie puste.
   - Jak najbardziej. Podjedziemy tylko do mnie po jakieś rzeczy i możemy wyjeżdżać. Z samej ciekawości się ciebie zapytam... czemu tego chcą?
    - Przecież kobieta, która zawróciła mi głowie musi być wyjątkowa - wymruczał przytłumionym głosem, a ja tonęłam w bezkresie szczęścia. Roześmiałam się. Jeszcze jakiś czas temu coś takiego było wręcz nierealne. Teraz zyskało na rzeczywistości.
                                                         

sobota, 6 września 2014

Rozdział XXVI

   Głośne dudnienie zaczęło powoli, aczkolwiek efektywnie pobudzać wszystkie moje zmysły. Chciałam koniecznie przekręcić swoje ciało na bok, ale coś skutecznie mi to uniemożliwiło. Potrzebowałam kilku minut, żeby zrozumieć, że tkwię w żelaznym uścisku Marco. Właściwie to można powiedzieć iż na nim... leżałam. Moje oba policzki zalał gorący rumieniec. Sapnęłam z widoczną ulgą, dostrzegając na sobie bieliznę. Nie miałam wątpliwości co do tego, że my... Spróbowałam potrząsnąć głową tak, żebym nie zahaczała włosami o jego podbródek. Czułam, jak jego ciepły oddech łaskocze mnie w kark. Dzięki temu rumieniec jeszcze bardziej przybrał na sile. Bałabym się spojrzeć w lustro, nie chcąc ujrzeć swojego oblicza. Pewnie jest ono dość czerwone. Spoglądając na zegarek elektroniczny stojący na etażerce obok łózka uświadomiłam sobie, że jest druga po po południu. Kołdra zjechała praktycznie na sam dół, odsłaniając prawie całe, moje półnagie ciało. Wysilając swoje dłonie chwyciłam jej brzegi, powoli podciągając ją pod samą szyję. Pomimo wszystko czułam się pijana z powodu ogromu całego szczęścia. Nasza wspólna historia zaczęła tok tamtego dnia, kiedy postanowił wpaść do biura. Nie przeczuwałam wtedy, że to wszystko może tak się potoczyć. Zresztą, całe moje życie było dość zwariowane. Na plecach poczułam przyjemne mrowienie, które rozniosło się po całej długości kręgosłupa.
   - Nie dałem ci wcale spać, biedaczko - wymruczał mi figlarnie do ucha, a ja w tej chwili byłam gotowa mu coś zrobić.
   - Lepiej mi powiedz, gdzie znajduje się moja koszulka, strzelcu- odparłam dość zgryźliwym tonem, puszczając do niego oko. Przeczesał ręką swoją zmierzwioną fryzurę, obejmując moją twarz obiema dłońmi, aby następnie obrócić ją delikatnie w drugą stronę i denko unosząc ku górze. To, co ujrzałam na suficie, wprawiło mnie w osłupienie. Na bogato zdobionym żyrandolu dyndało moje odzienie. Przygryzłam wargę, nie mając w tej chwili śmiałości na niego spojrzeć.
   - Zdradzę ci tajemnicę, że ty ją tam podrzuciłaś- dopowiedział szybko, jakby się spodziewał, że nie będę tego pamiętać. Prychnęłam lekceważąco. Przekręcił mnie bardziej na bok, a jego ciepły oddech przyjemnie łaskotał mnie w kark. Zaczęłam wpatrywać się w morze, które magicznie stykało się z dalekim horyzontem. Nagle poczułam, że Marco postanowił wstać. Na szczęście miałam ten zaszczyt zobaczenia jego słynnych, niebieskich bokserek.
   - Chcesz coś zjeść? W ramach gratisu śniadanie przyniosę ci je do łóżka - powiedział, jednocześnie próbując spoważnieć. Rzuciłam w niego poduszką, która z cichym plaśnięciem odbiła się od jego umięśnionego ramienia, które jeszcze kilka chwil temu obejmowało mnie w talii. Zrobił pseudo-zbolałą minę i przewrócił teatralnie oczami. Wyszedł z pokoju, nawet nie czekając na moją odpowiedź. Pokręciłam głową, w międzyczasie szukając w szufladzie dębowej szafeczki mojego telefonu. Niemalże od razu wybrałam numer Alex. Zanim jednak zdążyła w jakikolwiek sposób się odezwać, usłyszałam głośne pozdrowienia Sebastiana.
  - Przepraszam ciebie, ale ten kochany imbecyl chce chyba mnie zdenerwować...
  - Ja 'imbecylem'? Ja ci dam 'imbecyla'!- powiedział jej chłopak po raz kolejny z rzędu, chcąc najwyraźniej rozładować napiętą atmosferę. Przez kilka dłuższych chwil musieliśmy wyrzucić z siebie ten śmiech.
  - Mniejsza o... Po prostu powiedz, co tam i jak tam sytuacja na polu bitwy - zachichotała, zapewne mrugając jednym okiem do ściany.
  - Muszę ci o tym opowiedzieć - wyszeptałam, opisując jej cały dzisiejszy poranek. W słuchawce zapadła cisza, jakby była dość zszokowana tym wyznaniem. Cóż, taka rola przyjaciółki. Zawsze zwierzałyśmy się sobie praktycznie z wszytkiego; nigdy nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic.
   - Niestety, mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość. I to niezbyt dobrą, Olivia - wymruczała nieśpiesznie, jakby nie będąc do końca zdecydowaną, czy chce mi to wyjawić. Przygryzłam nerwowo wargę, nie mając najmniejszego pojęcia, o co tak naprawdę może chodzić. W sumie tyle się ostatnio wydarzyło, że już dosłownie nie wiedziałam, czy cokolwiek będzie w stanie mnie zaskoczyć. - Byłam dzisiaj na zakupach. Widziałam Felixa razem z Caroline i tym naszym nowym pracownikiem.
   Poderwałam się jak oparzona, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. To wszystko przestawało trzymać się jakichkolwiek reguł. Miałam głupią myśl, iż szatynka pomyliła tą trójkę z jakimś innym gronem ludzi. Chwileczkę, mój tok myślenia idący w tym kierunku nie ma żadnego sensu. Przecież to wręcz absurdalne, żeby oni razem coś knuli. Niby w jaki sposób Adam poznałby mojego byłego wraz z tą podłą żmiją?
  - Halo? Jesteś tam jeszcze?- zapytała poddenerwowana, kiedy ja próbowałam z mizernym skutkiem pozbierać swoje domysły.
  - Muszę to wszystko racjonalnie przemyśleć. Przepraszam cię, ale oddzwonię do ciebie później - posłałem jej buziaka i rozłączyłam się. Włożyłam telefon pod poduszkę. Niecałe kilka minut później do sypialni ponownie wkroczył blondyn, trzymając w rękach drewnianą tacę. Na widok mojej nieciekawej miny zmarszczył czoło. Położył ten cały 'zestaw' na moich kolanach. Lekko położył się obok mnie, od razu pocieszająco ściskając moją rękę. Nie czekając na jego odzew, zaczęłam wszystko tłumaczyć. Głęboko zaczerpnęłam powietrza, kiedy skończyłam.
   - Wychodzi na to, że oni wszyscy coś szykują. Być może - wzruszył ramionami, aczkolwiek ten zatroskany wyraz twarzy nadal nie znikał. Drgnęłam, czując donośny dzwonek telefonu. Spojrzałam niepewnie na Marco. Z cichym westchnięciem odebrałam, nawet nie mając siły sprawdzić, kto to.
   - Ach, jak ja się cieszę, że Pani odebrała! Z tej strony doktor Marcus, wręcz jestem pewny, że mnie Pani pamięta - zacisnęłam nerwowo palce na zimnej kołdrze, patrząc mojemu chłopakowi w oczy. - W pewnym jest to nawet śmieszna, ale dla Pani to bardzo dobra wiadomość.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział XXV

    Przez ostatnie dwa dni snułam się po domu niczym duch. Myślałam, że praca chociaż w małym stopniu pomoże mi o tym wszystkim zapomnieć. Nie odważyłam się zadzwonić do Marco po tym, jak mnie przywiózł. Zaczął regularne treningi, z czego powinnam czerpać radość. Ale chyba nie potrafiłam. Alex potrząsnęła mną niecierpliwie, kiedy zmęczona prawie zasypiałam w fotelu. Spojrzała gdzieś z łzami w oczach, chcąc mi w jakiś mądry sposób pomóc, co oczywiście nie było możliwe. Od stukania palcami w klawiaturę miałam tak obolałe palce, iż musiałam spasować godzinę przed zakończeniem etatu. Taka sytuacja zdarzyła mi się po raz pierwszy od dwóch lat. Nie odzywałam się praktycznie do nikogo, nie licząc zdawkowych wymian zdań między mną i szatynką. Ścisnęła pocieszająco moją rękę, pociągając ją mocno do góry. Chciała, bym z nią na górę, natomiast nie miałam na to najmniejszej ochoty. Mats z wyjątkowym uporem maniaka zupełnie nie potrafił pogodzić się z tym, że jestem tak poważnie chora. Musiałam do niego zadzwonić, ponieważ byłam mu to poniekąd winna. Po dłuższej chwili postanowiłam pójść jednak do sypialni, cierpliwie podtrzymywana przez ramię dziewczyny. Kiedy weszłyśmy razem do pokoju, puściła mnie pośpiesznie, rzucając w moją stronę skompletowane ubranie.
   - Co ty kombinujesz? Chcesz się mnie pozbyć, tak?- dodałam szybko jednym tchem, widząc, jak wyciąga z wnętrza szafy spakowaną walizkę. Musiała zrobić to niedawno, a ja nawet tego nie potrafiłam zauważyć...
   - Powiedzmy, że Marco zaplanował dla ciebie małą niespodziankę- mruknęła tajemniczo. Z wahaniem ubrałam się w czarne rurki, żółty T-shirt z napisem ,,Borusse!'' a na ramiona, które zdążyła pokryć gęsia skórka, nałożyłam szarą bejsbolówkę.
   - Mam ciarki przez was na plecach - powiedziałam z teatralnym i zarazem udawanym przerażeniem, niestety już sama targając dość ciężką walizkę na dół. Na zewnątrz zapanował wieczór. Wyraźnie czułam na plecach jej wzrok, kiedy byłam w przedpokoju. Spojrzała na mnie wyczekująco. Wyglądała. jakby chciała coś, a miałam się niby domyślić, o co tu chodzi. Skinęłam głową na znak, że może zacząć swój dialog.
   - Wiesz sama... Z Sebastianem układa mi się bardzo dobrze, nawet lepiej, niż wyobrażałam sobie to wszystko na samym początku. Ostatnio o coś mnie spytał....- głośno przełknęła ślinę, uciekając wzrokiem na bok. Kiedy skończyłam wiązać conversy, nadal nie odezwała się ani słowem. Po raz pierwszy od kilku dni nie miałam na barkach dojmującego poczucia smutku.
   - Zaproponował, żebym z nim zamieszkała - wydusiła jednym tchem. Zatkało mnie. W głębi duszy wiedziałam, że taka sytuacja prędzej czy później nastąpi. Teraz zrozumiałam, czego oczekiwała.
   - Ach. Ja nie mam nic przeciwko - wzruszyłam ramionami, lekko się uśmiechając. Na tą chwilę byłam zdobyć się tylko na coś takiego. Zauważyłam, że z trudem powstrzymuje swój wybuch radości z względu na mnie. Zza drzwi dobiegł dźwięk donośnego klaksonu, który oznajmił nam przybycie mojego chłopaka. Westchnęłam głęboko. Chyba tylko moje życie przeciekało mi przez palce.
                                                                *****

Piasek przyjemnie i kojąco chrzęścił pod stopami. Zimna, poranna bryza uderzyła mnie w twarz. Powinnam w pierwszej kolejności zadzwonić do Matsa i go operniczyć, że wziął udział w tym całym 'spisku'. Muszę przyznać, iż całej trójce naprawdę to wszystko się udało. Szum fal działał na mój organizm uspokajająco. Marco najwyraźniej szukał czegoś w domu, a ja miałam czas zebrać myśli, ponieważ poszliśmy dość późno spać. Samolot, którym lecieliśmy, spóźnił się aż o godzinę i byliśmy na miejscu trochę później niż to było zaplanowane. Spałam w czasie całego lotu, wygodnie oparta o miękki fotel. Jak przez mgłę pamiętam drogę do willi, która pomimo swojego rozmiaru sprawiała wrażenie dość przytulnej. 
      - Przejdziemy się?- zapytał znajomy głos z tyłu, a po moich plecach przeszły dreszcze. Zeszliśmy na plażę terakotowymi schodami. Poszliśmy bardziej ku brzegowi, a woda morska delikatnie łaskocząc obmywały nam stopy. Oboje chyba baliśmy się poruszyć ten drażliwy temat. Jednak ta cisza w najmniejszym stopniu mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. W pewnym sensie mogłam być nawet pocieszona. Marco odetchnął pełną piersią. 
    - Jeszcze kiedy cię nie znałem, traktowałem kobiety wręcz jak przedmioty. Byłem strasznym draniem, który po prostu je wykorzystywał i zostawiał. 
    Nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby stwierdzić, że to wyznanie kosztuje go dużo sił. Na twarzy zagościł mu grymas. Objął mnie czule, stwierdzając słuszność swojego wyznania. Zaczęłam podziwiać blondyna za to, że potrafił przyznać się do czegoś takiego... Najprawdopodobniej to chyba
jedyny mężczyzna na ziemi, który odważył się zrobić coś takiego. 
  - Kiedy poznałem ciebie, od pierwszej myśli wiedziałem, że nie mogę i nie potrafię cię skrzywdzić. Zrozum, nie mogę cię teraz stracić! Tak cholernie mocno cię pokochałem!
    Ostatnie słowa wręcz wykrzyczał. Jakby na potwierdzenie swoich słów przycisnął swoje spragnione wargi do moich. Czułam słony smak naszych wspólnych łez, gorącą namiętność, jego bezdenną rozpacz. Całował mnie tak, jakbyśmy robili to po raz ostatni.  Wplótł rękę w moje jedwabiste włosy, jeszcze bardziej dając mi do zrozumienia, jak bardzo mu na mnie zależy. Nasze ciała dopasowywały się do siebie niemalże idealnie, jak dwie połówki jednego jabłka. Oparłam obie wolne dłonie na szerokim torsie blondyna. Delikatnie i wręcz niewyczuwalnie napierał na mnie swoimi biodrami. 
    - Marco...- wydusiłam z trudem, nawet przez krótką chwilę nie przerywając pocałunku. Niestety to on zrobił to pierwszy. Schylił się, by następnie nieść mnie w swoich silnych ramionach. Lekko muskał ustami moją wygiętą szyję. Pewnym siebie krokiem szedł jakiś czas w stronę domu, nie dało się w tym wyczuć żadnego wahania. Od tak dawna moje samopoczucie było dalekie od ideału, a teraz niemalże osiągnęło szczyt. Serce galopowało jak rozszalały koń, krew głośno szumiała w uszach. Kiedy moje stopy dotknęły zimnej drewnianej podłogi, jednym rzutem stoczyliśmy się oboje na aksamitną kanapę.  Powietrze wokół nas zgęstniało tak, że można by je z łatwością kroić nożem. Ręce mężczyzny zawędrowały aż pod moją koszulkę, łaskocząc mnie w żebra. Zdusiłam w sobie śmiech. 
   - Nie pozwolę, żeby cokolwiek mogło nas rozdzielić - wyszeptał mi do ucha śmiertelnie poważnie. Inaczej nie mogłam tego określić. Pogłaskałam  go brzegiem dłoni po policzku, momentami wręcz przytłoczona uczuciami które kierował w moją osobę. Jeszcze kilka lat temu nie uwierzyłabym, że spotkam kogoś takiego. Było to tak nierealne, iż straciłam prawie wszystkie nadzieje. Wygasały one po kolei, aż do momentu, kiedy Marco wparował do nas do biura i poprosił mnie o spotkanie w kawiarni. Wspominam to jako jeden z lepszych momentów w moim życiu. 
   - Wiem, kochanie. - odpowiedziałam słabo, poniekąd domyślając się, że jeśli badania nie wyjdą dobrze, nie będziemy mieli dla siebie pewnie zbyt dużo czasu. Zebrałam się na odwagę i tym razem to ja go pocałowałam. 
                                                 
-------------------------------------------------
Także co ja chciałam wam powiedzieć... 
Przede wszystkim chcę wam podziękować za piękną liczbę wyświetleń. Powiem szczerze, kiedy zakładałam tego bloga, nie spodziewałam się wcale, że zostanie on tak pozytywnie przez was przyjęty. :')
Jednak jest to już rozdział 25, więc postanowiłam w główce to i owo sobie podsumować i muszę wam wyznać, że jeszcze kilka dni temu myślałam o zakończeniu bloga...
Ale na szczęście widzę przed sobą multum możliwości na przyszłość mojego pisadła! :) 
Jeszcze raz wam za wszystko dziękuję! 

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział XXIV

         Ucieszyłam się świadomością, że wysłałam Matsa do domu. Bujałam myślami po czarnym morzu wyobraźni, które widziałam teraz niesamowicie wyraźnie przed sobą. Wszystko to było tak nierzeczywiste... Liczba cyferek i literek potrafiła z ogromną łatwością wywrócić moje życie do góry nogami. Przed sobą zauważyłam mały, jasny punkcik, który zapewne miał mi służyć pomocą. Jak ćma lgnąca do światła, zaczęłam podążać w tamtym kierunku. Nie czułam niczego, oprócz nieznośnego poczucia bezsilności. Szanse są nikłe, jeśli w ogóle. O ironio, w cale nie miałam ochoty dalej walczyć. Zawsze znana pełnia energii jakoś teraz uciekła, a ja chciałam się poddać. W mojej naturze aż do tej pory takie określenie nie miało miejsca bytu. Teraz zagościło się w moim umyśle na dobre. Nagle poczułam kołaczący ból z tyłu głowy. Moja skóra równie dobrze mogłaby konkurować z porcelaną, jeśli chodzi o kolor. Wrzasnęłam, czując, jak coś niewyobrażalnie mocno piecze mnie na czole.
    Z każdą chwilą wracałam do ponurej rzeczywistości. Szpitalne światło boleśnie zakuło mnie w oczy. Sapnęłam głośno, panicznie chwytając się ramion lekarza stojącego nad mną.
  - Spokojnie, proszę pani. Ta reakcja jest zrozumiała - mruknął, siadając na rozchybotanym krześle. Nieskazitelnie biały pokój raził wrażliwe na taki natłok jasności rozszerzone źrenice. - Przecież to nie koniec świata.
   Miałam ochotę wymierzyć mu siarczysty policzek. Bynajmniej dla niego nic się nie kończy, ale dla mnie to droga na dno. Chyba nikt tego nie rozumie.
    - Jest pan pewien, że to na pewno to?- zapytałam, siląc swoje struny głosowe coś na kształt pewności siebie, której teraz w tej batalii potrzebuję aż nadto.
    - Przecież guz można wyciąć...
    - Do cholery, na płucach?!Wiesz, ile osób przeżyło statystycznie taką operację?!
  W końcu wyrzuciłam tą wiadomość do świata rzeczywistego. Spojrzałam przepraszająco na lekarza, który zdawał się rozumieć mój wybuch. Westchnęłam cichcem, dopiero chyba teraz pojmując tak naprawdę grozę całej sytuacji. Przeczesałam nerwowym ruchem włosy, wstając z trzeszczącego łóżka stojącego przy ścianie.
    - Jak na razie nie ma co się dodatkowo denerwować. Pozwoliłem sobie panią zapisać na tomografię w przyszły piątek na godzinę siedemnastą trzydzieści. Czyli widzimy się za pięć dni?- zaproponował, posyłając mi pocieszający uśmiech. Gdy już miałam wychodzić, wręczył mi skierowanie do ręki, po chwili znikając za rogiem lśniącego od czystości korytarza. Poprawiłam ciężką torbę, która cały czas zjeżdżała mi w dół ramienia. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. I wcale się nie myliłam. Moje oczy napotkały znajomą, męską sylwetkę. Nadal miał na sobie ten cudny niebieski, cienki sweter. Jeśli kiedyś napotkałabym damską wersję tego ubrania, kupiłaby go bez najmniejszego wahania. Odchrząknął dość głośno, zauważając, iż bujam w obłokach.
   - Szefowo... czy wszystko dobrze?- nuta zaniepokojenia w głosie Adama sprawiła moje receptory głosowe w osłupienie. W pracy traktował mnie dość chłodno i obojętnie, co mówiąc szczerze nawet mi pasowało. Nigdy nie lubiłam wdawać się w jakieś relacje z pracownikami, chociaż można powiedzieć, że wyjątek stanowiła moja przyjaciółka. Ale ona to zupełnie co innego, ponieważ znałyśmy się od czasów pierwszej podstawówki. Pokiwałam głową, chcąc uspokoić podejrzenia, które być może teraz zaczęły kiełkować w głowie mężczyzny.
   - Może być. A jeśli mogę spytać, co ty tutaj robisz?- zapytałam, dopiero w tej sekundzie zauważając szpitalny fartuch, który niewątpliwie miał na sobie.
   - Pracuję dodatkowo. Przeprowadzam badania, sprawdzam ich wyniki. Robię naprawdę różne rzeczy, a wygląda mi na to, że przyszłaś tutaj nieprzypadkowo - raczej nie przechodziliśmy na 'ty' aczkolwiek w tej chwili było mi to naprawdę obojętne.
    - Muszę już iść - ucięłam naszą rozmowę w jednej chwili, odwracając się do niego plecami. Zdecydowanym krokiem minęłam recepcję. Wręcz gorące powietrze uderzyło mnie gwałtownie w twarz, mrocząc na chwilę świat przed mną. Gabinet był klimatyzowany, więc dlatego czułam się dziwnie. Usiadłam sztywno na ławce, na zmianę rozprostowując  i zginając palce. Potrzebowałam chwili spokoju i wyciszenia, by móc wszystko zrozumieć. Czułam, jakby wszystko wokół mnie było nieosiągalne. Jakaś kobieta szła chodnikiem, prowadząc przed sobą wózek, a w nim gaworzące dziecko. Natomiast przy swoim boku trwał najprawdopodobniej jej mąż. Czyli mi nie będzie dane zaznać takiego szczęścia, nie będę mogła założyć swojej rodziny? Wszystko było takie niesprawiedliwe! W zupełnym osłupieniu łzy wielkości grochy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie szlochałam, nawet nie drgnęłam. Trwałam w ciszy. Drżącymi rękoma wyjęłam telefon z torby. Zacisnęłam usta, zauważając godzinę na wyświetlaczu; gdybym zadzwoniła do Marco, to i tak by nie odebrał, bo jest na treningu.
    Chciałam z nim być. A to ma się tak skończyć? Na górnym pasku zauważyłam znacznik aż dwudziestu nieodebranych połączeń. Ukryłam twarz w dłoniach, nie wiedząc, co z sobą począć. Komórka w mojej ręce zabrzęczała.
   - Ugh, gdzie jesteś?- zapytał znajomy głos, a ja prawie się uspokoiłam. Jeszcze mi do tego bardzo daleko.
   - Przyjechałbyś po mnie?- poprosiłam aż nazbyt płaczliwym głosem, na który nie pozwoliłabym sobie w normalnych okolicznościach. Rozłączył się, a ja wiedziałam, że przyjedzie. Dla niego i dla wszystkich moich przyjaciół... warto by powalczyć.

 

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział XXIII

     Mats musiał wstać i poklepać mnie po plecach, żebym przypadkiem nie nabawiła się uciążliwej dla mnie czkawki. Najwyraźniej kawa postanowiła pobawić zmienić swoją temperaturę w moim gardle. A może to tylko szok wyznaniem mojego przyjaciela? Spojrzałam na niego spod wysoko uniesionych brwi. Proszę bardzo, najwidoczniej teraz lubi od razu iść na żywioł... Zanim zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić, kelnerka ubrana w czarną princeskę podeszła do nas z dwoma talerzykami pełnymi ciastek z kawałkami czekoladek polanych białą czekoladą. Doszłam do wniosku, że chcą mnie tutaj utuczyć i to za wszelką cenę. Nigdy nie miałam problemów z utrzymaniem wagi, ale jeśli będę codzienne w dużych ilościach będę przyjmować takie słodkości, to niedługo mogę się pożegnać z sylwetką w sam raz. Miałam już dość wrażeń jak na dzisiejszy dzień. Niedługo to wszystko mnie przerośnie. Musiałam przeprosić przyjaciela, ponieważ po raz kolejny ktoś dobijał się z zastrzeżonego numeru do mnie.
   - Uważam, że... Och, to bardzo dobry pomysł. Przecież ją kochasz i to jest najważniejsze- powiedziałam, nadgryzając kawałek ciastka. Wyraźnie ucieszył się moją odpowiedzią.
   - Jest jeden problem, a tak właściwie kolejna prośba. Byłabyś tak miła i pojechała ze mną do jubilera? Być może ty byś mi doradziła, jaki pierścionek mam wybrać - poprosił, niemalże jak kobieta trzepocząc rzęsami. Roześmiałam się, odchylając głowę do tyłu. Zawsze wiedział, jak można mnie skutecznie rozśmieszyć.
    - Spoko. W zasadzie jeśli masz czas... możemy podjechać nawet teraz - mruknęłam zachęcająco do zrealizowania naszego planu. Puścił do mnie oko, wręcz brutalnie chwytając mnie za ramię i wlokąc za sobą do swojego auta. Musiałam niemalże biec, żeby za nim nadążyć. Sapnęłam cicho, zasiadając na skórzanym fotelu. Ruszyliśmy w kierunku przeciwnym niż centrum Dortmundu, a ja akurat nie zapuszczałam się w tą okolicę zbyt często. Mijaliśmy szyldy starych antykwariatów podczas pieszej wędrówki, ponieważ niestety samochód musieliśmy zostawić trochę wcześniej. W końcu dostrzegłam to, do czego tak zaciekle dążyliśmy.
   Duże, szklane okna odsłaniały przed nami na aksamitnych parapetach różne rodzaje biżuterii. Bogato zdobione naszyjniki, masywne kolczyki, czy też staroświeckie sygnety. Za ladą stała siwiejąca kobieta o smukłych palcach, a zwieńczeniem tego widoku były okulary w grubych oprawkach. Powitała nas szerokim uśmiechem, zapraszając gestem do siebie.
    - Szukając Państwo może czegoś konkretnego?- zapytała życzliwym tonem głosu, mrużąc oczy.
    - Tak. Chodzi mi o pierścionki zaręczynowe - odparł Mats, trochę zakłopotany. Spojrzała na mnie, wskazując nam gablotę na drugim końcu sklepu. Chwytając go za rękę podążyłam w tamtym kierunku. Moją uwagę jako pierwszy przykuł biały kamień, a magicznym sposobem niebieski pasek, który na nim był, przesuwał się w zależności od tego pod jakim kątem padał na niego wzrok. Oprócz tego był otoczony masą brylancików, które dopełniały idealnej całości. Na jedwabnych poduszeczkach leżały inne, ale nie mogłam od tamtego właśnie odpędzić swojego wzroku. Jeśliby miałabym cokolwiek kupić, to właśnie ten. Wskazałam go piłkarzowi, chcąc, by w końcu skupił na nim swoją uwagę. Od momentu wejścia stał się jakiś nieobecny bądź zdenerwowany... Sama nie potrafiłam tego do końca określić. Dźgnęłam go łokciem w żebra, na co w odpowiedzi jęknął.
    - Ogarnij się, człowieku. Nie odwalę za ciebie całej roboty - mruknęłam mało przyjemnie, biorąc między palce podbródek mężczyzny, obracając jego głowę w kierunku pierścionka. Chyba po chwili był tak samo nim równie zafascynowany co ja.
   - Ciekawe, co to za kamień. Wygląda naprawdę zjawiskowo.- Wytężył wzrok, próbując dostrzec jeszcze więcej szczegółów. Westchnęłam, bez dezaprobaty cmokając. Prawie przeklęłam na głos, kiedy poczułam po raz kolejny dzisiejszego dnia wibracje w kieszeni. Mats spojrzał na mnie spod zmarszczonym brwi z wymowną miną ,,Jak nie odbierzesz, to ja osobiście zrobię to za ciebie, a później cię ukatrupię!'' Z trudem powstrzymałam się od głośniejszego śmiechu, ale i tak pojawił się nikły uśmiech. Numer zastrzeżony. Ha, i ciekawa jestem niesamowicie, co ktoś ma mi do powiedzenia.
   - Halo?- odezwałam się w końcu oschłym tonem, nie kusząc siebie nawet na odrobinę uprzejmości.
   - Jak się cieszę, że w końcu Pani odebrała. Mam te wyniki badań, które były robione podczas ostatniego pobytu w szpitalu. - Prawie zamurowało mnie, kiedy w słuchawce usłyszałam głos mojego doktora. Na śmierć zapomniałam o tym, że je robiłam. Gdyby nie to, zapewne nigdy bym sobie o nich nie przypomniała.
   - Yhm. Odbiorę je zaraz po południu. Przepraszam, ale muszę już kończyć - pożegnałam go, od razu oglądając się za siebie. Przyjaciel podszedł już do miłej sprzedawczyni z pierścionkiem, a ona chyba właśnie tłumaczyła mu, co to za kamień. Jedyne, co tutaj mnie poważnie zaniepokoiło, to właśnie te badania. Zwykle przysyłali je pocztą, a teraz nagle mam tam pojechać? W ogóle nie chciałam nawet zaprzątać sobie myśli o tym, że coś może pójść nie tak.
   -... księżycowy. Proszę mi uwierzyć, to bardzo dobry wybór. A na marginesie, nazywam się Sarah, drogi młodzieńcze. Nie mów mi per ,,Pani'' bo czuję się przez to jeszcze bardziej starsza niż na to wyglądam.
   Sara zachichotała, pakując mu szkatułkę z pierścionkiem do eleganckiej, papierowej torebeczki. W końcu musiała zorientować się, że nie jestem jego wybranką i to nie dla mnie przeznaczona jest ta kosztowność. Zdecydowałam poprosić Matsa, żeby podwiózł mnie do szpitala. W kościach czułam, że coś się szykuje.

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział XXII

     Zmarszczyłam czoło, próbując skojarzyć skądś numer, który pojawił się na wyświetlaczu mojego telefonu. Z wahaniem postanowiłam go nie odbierać, ponieważ postanowiłam trochę wypocząć. Ponownie wkładając iPoda do kieszeni szortów podniosłam się z łózka, postanawiając włożyć sukienkę do szafy. Mruknęłam coś bardziej niezrozumiałego pod nosem, kierując się w stronę kuchni. Po drodze natknęłam się otwarte drzwi do pokoju mojej przyjaciółki. Nic dziwnego, że je tak zostawiła. Zamknęłam je ostrożnie, nie chcąc po jej powrocie zostać oskarżoną o szpiegowskie grzebienie w rzeczach przyjaciółki. Zachichotałam, przypominając sobie pewną akcję z dzieciństwa. Zaraz przez moją twarz przebiegł grymas, ponieważ to przez Felixa miałam wtedy szlaban na wychodzenie z domu na dwa tygodnie. Pomógł mi wtedy wyjść przez okno, a traf taki chciał, że moi rodzice wracając zbyt wcześnie zauważyli mnie. Oczywiście jak na kompletnego 'debila' przystało, uciekł, zostawiając mnie samą ze swoim problemem. Dwa tygodnie później też nie było mi wesoło. Ten Booker naskarżył na moją osobę dyrektorce liceum, do którego chodziłam, że niby razem z Alex naśmiewałyśmy z jego dość mizernej postury. Jego nazwisko zdawało się mi być bardzo znajome...
    I wtedy pojawił się Mats. Taki mamy teraz paradoks, że mieszkamy w jednym mieście nie mamy czasu się spotkać ani do siebie zadzwonić. Dobrze pamiętam, jak wyjaśnił to całe zamieszanie i tamten chłopak okazał się perfidnym kłamcą. To chyba z tego powodu odszedł z liceum, bo więcej go nie widziałam. Wiem, że byłam mu wdzięczna. Cztery miesiące później okazało się, że też muszę wyjechać z Monachium. Miałam wrócić tu ponownie z matką, ale było to już niemożliwe. Warknęłam coś głośno, kiedy telefon ponownie zaczął upierdliwie wibrować. Odetchnęłam z ulgą, zauważając że to nikt inny jak Alex.
    - Masz mi się tu zaraz spowiadać, czemu to jesteś taka wredna i nic mi nie powiedziałaś o wyjeździe, kłamczucho - powiedziałam na wstępie, dzięki czemu mogłam usłyszeć donośny śmiech po drugiej stronie.
    - Oj przepraszam, nie gniewaj się na mnie! Pewnie i tak dobrze wiesz, bo Marco ci przekazał iż to był spontaniczny wyjazd.
    - A gdzie cię zabrał? Może do Hogwartu, bo jesteś taka podekscytowana...- mruknęłam z irytacją, co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło.
    - Coś ty! Na Majorkę- wyszeptała, jakby bojąc się, że ktoś niepowołany może ją usłyszeć.
    - I  to ma być 'spontaniczny' wyjazd? Musiał to przecież wcześniej zaplanować - ofuknęłam, nagle nie mogąc uwierzyć, że zrobił tak to wszystko bez udziału samej  Alex. Odliczyłam do dziesięciu, czekając, aż cała irytacja ze mnie wyfrunie. - Przepraszam, że tak się odzywam.
    - Nawet nie jestem zła! Mogłabyś zadzwonić do mnie później? Muszę kończyć. Papatki, kochana!- usłyszałam tylko ciche cmoknięcie i rozłączyłam się. Nawet nie zdążyłam włożyć go do telefonu, kiedy dostałam sms-a od Anne, naszej sekretarki.

                     Proszę, przyjedź. Brakuje nam kilku dokumentów, które są ważne. To pilne. 

   Przestraszyłam się nie na żarty. Dobrze wiedziałam, że brak kilku papierków na pierwszy rzut oka nic nie wartych może zaważyć o czyjejś przeszłości. Nie przebierałam się, ponieważ uznałam to za coś zbędnego. Pochwyciłam torbę, upewniwszy się, że mam w niej kluczyki do samochodu. Droga do zarządu dłużyła mi się niesamowicie, chociaż nigdzie nie było żadnych korków. Obie dłonie miałam spocone, jak bym nie wiadomo czego się strasznie bała. Uderzył we mnie podmuch zimnego powietrza pochodzącego z klimatyzacji, która teraz pracowała niemal na okrągło.
    - Jak dobrze, że już jesteś!- zawołała blondynka, machając do mnie ręką. Na nosie siedziały jej nieodłączne okulary, zza których spoglądały na mnie łagodne, brązowe oczy. Ile ja bym dała, żeby mieć właśnie takie. Biegiem podeszłam do recepcji, od razu kierując się do wewnętrznej strony blatu. Pochyliłam się nad kupą dokumentów, które zostały ułożone w nienagannym porządku.
    - Których konkretnie brakuje? - zapytałam, marszcząc czoło.
    - Sprawozdań finansowych z poprzedniego kwartału... Jak tego nie znajdziemy dzisiaj, to Watzke nas ukatrupi!- zawoła zrozpaczonym szeptem zdesperowanej kobiety, która jest gotowa na prawie wszystko.
     - Spokojnie, przecież musza tu gdzieś. Sprawdzałaś może w naszym biurze, które dzielę z Alex?
     - Przecież dobrze wiesz, że tam nie wchodzę. Nie chcę być o nic posądzana.
 Poklepałam ją krzepiąco po barku i sama ruszyłam w stronę naszego pokoju. Wyciągnęłam z kieszeni frotkę i związałam sobie włosy w luźny, koński ogon. Z impetem otworzyłam drzwi, studiując od razu każdy centymetr kwadratowy biura swoim czujnym wzrokiem. Zaczęłam dokładnie sprawdzać wszystkie miejsca, w których mogły one się znaleźć. Przyłożyłam spocone czoło do chłodnej powierzchni ściany, kiedy wyczułam pod drukarkę szorstką teczkę. W myślach podziękowałam Bogu, że przysłała mi tą wiadomość. A gdybym o niczym nie wiedziała? Wolałam o tym nawet nie myśleć. Przycisnęłam papiery do piersi, bojąc się, iż mogą mi gdzieś wypaść po drodze. Tak, teraz byłam naprawdę przewrażliwiona. Zamykając za sobą szklane przejście, obok siebie usłyszałam przeciągły jęk. Jakiś facet schylał swoje ciało, zasłaniając nos obiema dłońmi. W tej chwili uświadomiłam sobie, co mu takiego zrobiłam.
     - Nic poważnego się Panu nie stało?
    Całym ciałem mężczyzny przeszedł dreszcz. Z gardła wyrwał mu się chichot, który przeszedł  w donośny śmiech. Po raz kolejny tego dnia przywołałam do siebie wspomnienia z liceum, dobrze wiedząc, kto potrafił mi wykręcić taki numer...
    -... Mats!- ofuknęłam go, mierzwiąc te czarne włosy. Nie mogłam się powstrzymać i śmiałam się razem z nim. Wkrótce przytulił mnie przyjacielsko, zaraz biorąc mnie pod ramię. Powiedział, iż muszę opowiedzieć wszystko, co działo się dotychczas w moim życiu. Przed pójściem do bufetu oddałam Anne 'zaginione' dokumenty, które bardzo sprytnie się ukryły. Niesamowicie się cieszyłam, mogąc wreszcie znaleźć chwilę na rozmowę z moim przyjacielem. Do moich nozdrzy doszedł zapach świeżo wypiekanych cynamonowych ciastek, które uwielbiałyśmy razem z Alex. Na początku postanowiliśmy się zadowolić samą kawą, po czym usiedliśmy przy stoliku wychodzącym na zewnątrz.
    - Najpierw musisz mi wyjaśnić całą sprawę z Marco. Przez ostatnie tygodnie chodził jak struty i nie było się z nim możliwości dogadać. Nawet sam Jurgen zaczął się o niego martwić, a on nie chciał nikomu powiedzieć o co chodzi. Liczę więc, że ty mi wyjaśnisz.
    Powoli zaczęłam całą historię od początku. Nie było mi łatwo o tym wszystkim tak powiedzieć na luzie, ale w końcu miałam pewność, że on nikomu o tym nie powie. Przez twarz Matsa przejawiły się różne emocje. W pewnym sensie go rozumiałam. A co gdyby też miał taką psychopatyczną była i ona wpadłaby na taki pomysł? Wtedy Cathy pewnie zareagowałaby tak samo jak ja, bynajmniej to bardzo prawdopodobne.
   - Teraz... teraz wszystko rozumiem. Przed tym wszystkim potrafił trajkotać o tobie przez cały trening, aż kiedyś się tak zamyślić, że nie zauważył nawet jak piłka przeszła mu przed nosem. Nigdy tego nie zapomnę, o nie - zaśmiał się, upijając łyk chłodnego już napoju.- Po za tym jest sprawa, w której muszę się tobą poradzić.
   - O co chodzi?- zamieniłam się w słuch, nadstawiając uszu.
   - Jestem już z Cathy... och, od liceum. Pewnie być się zdziwiła, ale kiedy ty wyjechałaś z Monachium ona właśnie się tu wprowadziła. Ostatnio coraz częściej o tym myślę. Chcę się jej oświadczyć.
 

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział XXI

     Jęknęłam cicho, czując jak trzeszczą mi stawy. W nocy miałam cały czas przykurczone nogi, więc nie dziwne, że mnie trochę bolą. Oblałam się rumieńcem, widząc, na czym tak naprawdę leży moja głowa. Pogładziłam opuszkami palców tors Marco, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Uważnie śledziłam każdą, nawet najmniejszy rys na jego twarzy.  Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. To było tak rzeczywiste, że aż bolało. Do tej pory nie wiedziałam, jak ktoś taki jak on mógł w ogóle zwrócić na mnie uwagę. Chłopak poruszył się niespokojnie, jakby miał wrażenie, że chcę mu uciec. Chyba to byłaby ostateczna rzecz, o jakiej bym pomyślała. Objął mnie ramieniem, jeszcze bardziej przyciskając do siebie.
   - Wyspałaś się?- wymruczał, wtulając twarz w moją szyję.
   - Pfff... Nie dałeś mi spać w nocy - powiedziałam z figlarnym błyskiem w oku, marszcząc czoło. Dobrze, że nie widział mojej miny. Nagle, dość niespodziewanie blondyn objął mnie i przycisnął usta do moich warg.
Zakręciło mi się w głowie. Dosłownie, niedawno doszłam do wniosku, że powietrze nie jest mi potrzebne do normalnego funkcjonowania. Przekręcił mnie tak, żebym była pod nim. Typowy facet dominujący, ot co. Pomimo tego, iż nie miałam ochoty przerywać tego porywającego procederu, mój brzuch zaburczał buntowniczo. Naprawdę wybrał sobie doskonały moment do przedstawienia tego, że brakuje mu suplementów odżywczych.
Odsunął się od mnie, zwlekając swój ciężar z mojego ciała. Usłyszałam tylko ciche plaśnięcie bosych stóp na drewnianej podłodze.
   - Co chcesz na śniadanie?- zapytał, zawiązując sznurek na szlafroku. Rozejrzałam się ciekawsko po pokoju, próbując zlokalizować moje ubrania. Odetchnęłam z ulgą, widząc je na fotelu.
    - Zjem co zrobisz - mruknęłam, podciągając kołdrę pod samą brodę. Marco tylko pokręcił głową w zamyśleniu i wyszedł, zostawiając mnie samą. Zerknęłam tylko, czy rolety są zasunięte i okręcona w kołdrę podreptałam w kierunku moich fatałaszków, które zabrałam do łazienki. Ubrałam się powoli, dając mu czas na to, żeby przypadkiem nie przygotował czegoś niejadalnego. Dopiero teraz miałam okazję do rozejrzeniu się po wnętrzu. Całość utrzymana była w ciepłych kolorach, co mnie ucieszyło. Przeczesałam z denka rozczochrane włosy, które i tak jak na złość sterczały na wszystkie strony. Pogroziłam im palcem, jednocześnie przeglądając się w lustrze. Doszłam do pocieszającego wniosku (bynajmniej dla mojej osoby) że nie wyglądam tak źle jak kilka minut wcześniej.
     Z wypiekami na twarzy mój mózg przywołał wspomnienie... cóż, w tej chwili gotowa byłam zemdleć. Odchrząknęłam, przywołując swoje już dość zagalopowane  myśli do normalnego stanu. Cichcem wyszłam z sypialni i powoli, niczym jakaś kobieta, która boi się zostać przyłapana na gorącym uczynku, ostrożnie stawiałam kroki na schodach. Omiotłam spojrzeniem cały salon oddzielony od kuchni blatem kuchennym; nigdzie nie widać było Marco. Opuszkami palców przejechałam po aksamitnym, białym obiciu kanap, który wyraźnie odcinał się na kawowym kolorze ścian. Uśmiechnęłam się delikatnie, przypominając sobie całą scenę z basenem. Kiedy wyszłam na taras, okazało się, że stół jest już przygotowany do śniadania. Brakowało tu tylko blondyna, który gdzieś się zapodział. A może się zgubił?
     Usiadłam powoli na jednym z rozkładanych krzeseł, rozglądając się w około. Być może zaczaił się na mnie gdzieś i znów zamierza mnie 'niechcący' wrzucić do basenu? Smukłymi palcami chwyciłam uszko filiżanki z kawą. Zamoczyłam w jeszcze ciepłym napoju moje spierzchnięte wargi. Niemalże podskoczyłam i wylałam na swoją bluzkę brązowy płyn, kiedyż to poczułam na barkach nieznaczny ciężar.
    - Nie wiedziałem, że jestem taki straszny - mruknął już dość rozbawiony do mojego ucha, w tej samej chwili podając mi talerzyk z jajecznicą na bekonie. Stała wcześniej na stole, ale nie miałam zielonego pojęcia, że jest dla mnie.
    - Nie jesteś, tylko po prostu... nie rób niczego tak bez zapowiedzi, bo jeszcze kiedyś ci coś przypadkiem zrobię - zachichotałam. Usiadł obok mnie na drugim krześle, po chwili zastanowienia biorąc do ręki masło orzechowe i smarując sobie nim gorącego tosta.
    - Alex dzwoniła do mnie... i kazała ci przekazać, że wyjeżdża na kilka dni wraz z Sebastianem. Podobno to jakiś 'niespodziewany' wypad za miasto.
    Kiedy dotarł do mnie sens słów Marco, niemal zakrztusiłam się kawą.
   - Oczywiście nie mam nic przeciwko temu... ale czemu zadzwoniła właśnie do ciebie?- zapytałam zaczepnie, unosząc jedną brew ku górze. Poczekałam cierpliwie, aż zje do końca kanapkę i dopiero wtedy spokojnie mi odpowie.
   - Spałaś, a ja nie chciałem cię budzić. Później i tak przy tobie znów usnąłem - odparł prosto, splatając nasze dłonie w nierozerwalnym uścisku. Momentalnie zmiękłam i chyba stanie się to moim naturalnym odruchem. Resztę śniadania spędziliśmy na dyskutowaniu o mniej istotnych rzeczach. Pisnęłam jak mała dziewczynka, kiedy to postanowił mnie posadzić sobie tak bez żadnego pozwolenia na kolanach. Dotyk jego ust na moim chłodnym czole był niczym trzepnięcie skrzydeł motyla. W tym momencie dałam się porwać gwałtownym emocjom, które napłynęły do mnie niesamowicie mocną falą. Przycisnęłam usta do jego ust, chcąc do końca nacieszyć się ich bliskością.
    - Kocham cię - wydyszał, nie przestając mnie całować. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy. Było w nich widać tylko szczerość, którą najwyraźniej pragnął mi ofiarować. Otworzyłam przed nim moje serce i nie zamierzałam go zamykać już nigdy.
    - Ja też... cię kocham - szepnęłam, powracając do przerwanej czynności. Do końca nie potrafiłam znaleźć słów, które trafnie opisałyby mój stan, w którym teraz się znalazłam. Marco podniósł głowę, przerywając pocałunek. Nie miałam mu tego za złe. Oparł podbródek o czubek mojej głowy i spojrzał w dal.

            *******
     Po powrocie do domu jedynym śladem na obecność mojej przyjaciółki była powieszona sukienka na drzwiach szafki, którą kupiłam w centrum handlowym. Pogłaskałam czubkami palców odrobinę drapiący materiał. Na potężnej komodzie zauważyłam niewinnie wyglądającą kartkę z znajomym charakterem pisma.

               Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła. Chociaż zapewne powinnaś, nie przeczę wcale. Piszę ten list w pośpiechu, ponieważ mój Sebastian ciągle mnie pośpiesza mówiąc, że nie zdąży  ze swoją ,,niespodzianką''. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę! Ty pewnie zresztą też... jak wrócę, chcę znać całą  prawdę, jak to się skończyło. ;) Pozdrawiam cię serdecznie, twoja na zawsze najdroższa przyjaciółka                
                                                                                                     Alex 
    Westchnęłam cicho, próbując uspokoić w sobie to wszystko, co kotłowało się we mnie od samego ranka. Wydarzyło się tak dużo... Wydawało mi się przez dłuższy okres czasu, że ta kłopotliwa sytuacji nigdy się nie zmieni. Jeden uśmiech losu sprawił mi niesamowite szczęście, które mogłam jej zawdzięczać. Nie chciałam nawet dopuszczać do siebie myśli, jak to by się skończyło, gdybym nie dała wziąć zaprowadzić siebie na zakupy. Nagle z mojej kieszeni dobiegło ciche burczenie telefonu. 

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XX

    Mruknęłam coś cicho pod nosem widocznie niezadowolona, widząc przez okno samochodu ciemne chmury,  które gwałtownie zakrywały błękitne niebo. Sapnęłam, zauważając na twarzy mojej przyjaciółki zdeterminowaną minę. Tak mocno trzymała kierownicę, że zrobiły się na niej szlaczki od paznokci w kształcie półksiężyców. Przed wyjazdem zaczęłam mocno protestować, ale jak zwykle nic nie wskórałam. Niemal jeszcze czułam na swoich ramionach dotyk jej palców, jak wypychała mnie 'brutalnie' za drzwi. Przewróciłam oczami, kiedy zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle w centrum miasta. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe z niewiadomych powodów. Podskoczyłam gwałtownie na siedzeniu, ponieważ do moich uszu dobiegł głośny odgłos trąbiącego samochodu.
   - Idiota. Kompletny idiota - skomentowała szatynka, poprawiając szminkę. Zachichotałam po raz pierwszy od kilku tygodni.
    - I kto to mówi...- mruknęłam dość głośno, żeby mogła mnie usłyszeć.  Na mojej twarzy zagościł kwaśny grymas, przypominając sobie ostatnie wydarzenie. Kiedy moje oczy znów zaczęły się robić wilgotne, mocno zacisnęłam zęby, nakazując się już w końcu uspokoić. Rozmowa, którą odbyłyśmy wczorajszego wieczoru bardzo mi pomogła. Bynajmniej tak mi się wydaje... Kolejnym problemem, który napotkałyśmy na swojej drodze, okazało się znalezienie miejsca na parkingu. Krążyłyśmy tu już od dobrych kilkunastu minut, nadal nie mogąc znaleźć miejsca. Postukałam dość zniecierpliwiona opuszkami palców w szybę, kątem oka dostrzegając jakiś ruch.
  - TAM!- wskazałam palcem w bok, a Alex jednym sprawnym ruchem stanęła tam samochodem. Obie jednocześnie odetchnęłyśmy z ulgą, po chwili biorąc się za sprawdzanie naszych torebek.
   - Portfele? - zaczęła, kiwając ironicznie głową.
   - Są.- Odparłam, pokazując nawet dziewczynie energicznym ruchem już dość sprawdzony, czy niczego w nim nie brakuje. Zamknęłam oczy, próbując przywołać z pamięci wspomnienie naszego pierwszego pocałunku, który jakoś dodawał mi siłę. A co się stanie, jeśli słowa Caroline okażą się całkowitą prawdę? Nie wiem, czy w takiej sytuacji byłabym w stanie mu wybaczyć. Te wszystkie czułe słówka, którymi obdarzał mnie przy każdym naszym spotkaniu. Chciałam w to wierzyć. Na tą chwilę jednakże wszystko niesamowicie się pokomplikowało. Zgrabnym ruchem wysiadłam z naszej skromnej limuzyny, zatrzaskując za sobą drzwi.
   Pewnym siebie krokiem przebijałyśmy się przez tłumy do otwartych drzwi największego w Dortmundzie centrum handlowego. Od razu uderzył w nas podmuch zimnego powietrza, który przyniósł ulgę po smażeniu, jakie można odczuć na dworze. Szum rozmów nie dawał nam spokojnie porozmawiać, czy w ogóle jakoś normalnie się porozumieć. Na migi pokazałam przyjaciółce dość porządnie wyglądający butik naprzeciwko jakiejś kwiaciarni. Przez sklepowe szyby błyszczały różne sukienki. Jedna szczególnie przypadła mi do gustu. Niczym zaczarowane prawie na skrzydłach pomknęłyśmy w tamtą stronę, po czym każda po wejściu rozbiegła się w swoje strony w poszukiwaniu upragnionej rzeczy, którą dzisiaj pewnie upolujemy.
 Obserwowałam ją niczym zahipnotyzowana, przy okazji sprawdzając cenę na metce. Gwizdnęłam cicho, dobrze wiedząc, że to cudeńko będzie kosztowało mnie 1/4 mojej wypłaty. Jechałam tu jednak po to, żeby kupić coś pięknego i właśnie na coś takiego trafiłam. Jeśli tego nie zrobię i ktoś sprzątnie mi to sprzed nosa, nigdy sobie tego nie wybaczę. Wzięłam ostatnią sztukę wraz z wieszakiem, wzrokiem wyszukując znajomej sylwetki. Zauważyłam ją biorącą kilka par spodni, które wszystkie razem pewnie były wartości tego, co trzymam teraz w swoich łapach. Zacisnęłam palce na swojej zdobyczy jakby w obawie, że ktoś może mi to zabrać. Pomachałam do niej, próbując jakoś zwrócić uwagę na to, żeby do mnie podeszła. Na szczęście, po dłuższej chwili udało mi się osiągnąć cel. Bardzo zadowolona z siebie pokazała mi swój łup, a ja przedstawiłem Alex swój. Zaklaskała w dłonie, oznajmując  mi, że jedna z przebieralni właśnie się zwolniła. Weszłyśmy do niej obie, po czym ściągnęłam bluzkę, którą miałam dzisiaj na sobie. Raczej nie miałam wstydu przed moją koleżanką od tak, że przy niej się przebieram. Z głośnym śmiechem pomogła mi dosunąć suwak.
    -.... jak ty to zrobisz?Przecież jak to się wyda, będziesz miała przechlapane.- doszedł do nas obcy, kobiecy głos z bocznej kabiny.
    - Phi. Coś wykombinuję. Nie bój się o to.
  Momentalnie spięłam wszystkie mięśnie, przygotowując się do skoku niczym polujący drapieżnik. Aż nazbyt dobrze znałam ten głos. I nienawidziłam go z całego serca. Obie nadstawiłyśmy uszu.
    - Ale tak od razu ciąża? Ja tam uważam, że trochę przegięłaś - mruknęła koleżanka Caro, która nawet tego nie wiedząc, podzielała moje zdanie w tej sprawie.
    - Trzeba sięgać do radykalnych środków. Ta ściema może działać przez kilka dobrych miesięcy. Myślisz, że USG i wizyty u lekarza są aż tak tanie?- zapewniła ją zgryźliwym tonem.
    - A co z tą Olivią?- zapytał ponownie nieznany głos, a ja zacisnęłam usta w cienką kreskę.
    - Żebyś ty widziała jej minę... Dosłownie to było bezcenne - zachichotała szyderczo. Zacisnęłam pięści, cudem powstrzymując się od tego, żeby wejść tam do nich i przywalić tej pustej blondi. Zaraz jednak uśmiechnęłam się szeroko, uświadamiając sobie jedną rzecz. Marco nie kłamał. Serce zaczęło mi pompować krew z potrójną szybkością. Chciałam jak najszybciej zrzucić z siebie tą sukienkę, żeby móc do niego pojechać.

           Zostawiłam Alex  w centrum handlowym, a sama wybrałam dobrze mi już znany autobus. O ironio, kierowca był ten sam. Jedyne, co teraz mnie martwiło, to deszcz niesamowicie mocno zacinający za szybą. Do jego domu jest trochę drogi, ale jakoś się przeżyje. Kiedy wysiadłam, zaklęłam cichcem pod nosem. Już po kilku krokach koszulka kleiła się nieznośnie niemal wszędzie, podobnie było z dżinsami. Zdziwiłam się, widząc samochód blondyna stojący przed bramą. Czyżby gdzieś wyjeżdżał? A może się spóźniłam i już go nie ma? Zaraz moje domysły spaliły na panewce, ponieważ mój wzrok napotkał go, kiedy w swoich rękach niósł wypchaną po brzegi torbę. Znieruchomiał, zauważając mnie przed sobą. Nadal zawzięcie padało, ale to nie stanowiło już żadnego problemu.
      Zanim w ogóle zdążył zareagować, podeszłam do niego i uśmiechnęłam się kącikiem ust.
   - Olivia...- zaczął mówić, powoli rozkładając ramiona, żeby mnie objąć.
   - Już wszystko dobrze.- Zaczęłam mu opowiadać z przejęciem, co takiego przytrafiło mi się w sklepie. Kiedy skończyłam, przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Mimowolnie zadrżałam, czując, jak słodycz rozlewa się po całym moim jestestwie. Zamrugałam gwałtownie, kiedy blondyn się od mnie odsunął. Ale on tylko chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę domu. Zaraz po zamknięciu się drzwi przycisnął mnie do ściany, uśmiechając się tajemniczo. To było zbyt piękne, żeby zakłócać to jakimikolwiek słowami. Kiedy poczułam na swoich wargach leciutki dotyk jego ust, myślałam tylko o namiętności, która rozpalała się płomieniem w mojej klatce piersiowej.
                   *******

      Kilkakrotnie zamrugałam powiekami, próbując przyzwyczaić je do światła padającego z otwartego okna. Przez kilka chwil nie wiedziałam, gdzie jestem. Dopiero kiedy odkręciłam się na bok, zastał mnie cudny widok, za który jeszcze kilka miesięcy temu dałabym się pokroić. Twarz Marco w czasie snu była niesamowicie spokojna, bardziej niż w ciągu dnia. Nawet w czasie nieświadomości obejmował mnie swoim ramieniem. Oparłam głowę o jego szeroki tors, przymykając oczy. Chyba więcej do szczęścia mi nie potrzeba. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział XIX

    Z ściągniętymi brwiami obserwowałam wędrówkę Marco do przedpokoju. Przekręciłam się na bok, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję do leżenia. Kiedy przeczesałam włosy palcami, okazało się, że są lekko wilgotne. Cóż, zdziwiłabym się, gdyby nie były. Zaczęłam rozmyślać o tejże sytuacji, która miała miejsce zaledwie kilka chwil wcześniej. Nie jestem pewna, czy na pewno chciałabym, żeby do czegoś doszło. Z resztą wydawało mi się, że i tak raczej nie jesteśmy jeszcze długo ze sobą... Chociaż biorąc pod uwagę wszystkie zwariowane i szalone momenty, które przeżyliśmy razem, muszę przyznać, że dość dużo nas już łączyło. Podskoczyłam gwałtownie, słysząc znajomy głos. Nie kojarzył mi się on z niczym przyjemnym. Spowodował on to, że po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wkrótce kierując swoje kroki w kierunku krzyków. Przyglądałam się z dziwieniem drobnej blondynce, która z udawanym przejęciem żywo gestykulowała dłońmi.
    -... niby jak to miało się stać?!- blondyn niemal krzyknął, między palcami trzymając pomiętą fotografię. Główny, czarny prostokąt był pełen cienkich, srebrnych żyłek składających się w konkretny kształt. Był on dość wypukły i kulisty. Kiedy chłopak zauważył mnie za swoimi plecami, spojrzał przestraszonym wzrokiem na Caroline. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, co jest na tym zdjęciu.
    Niemal zatoczyłam się do tyłu. Wiadomość ta uderzyła do mojego mózgu niczym gorące kowadło, rytmicznie uderzające w powłokę mojej czaszki. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Złośliwą minę tej żmii, której właśnie teraz udało się osiągnąć swój cel. I przede wszystkim Marco. Jak on mógł mi to zrobić? Przez łzy zauważyłam, jak z triumfem blondyneczka odchodzi, zostawiając nas samych.
   - Ja... to nie moje dziecko- wyjaśnił gorączkowo, próbując mnie jakoś powstrzymać przed wyjściem z domu. Na szczęście miałam już na stopach conversy. - Olivio. Uwierz mi. Nigdy, przenigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.
    - Nawet się nie tłumacz. Proszę - z trudem wydusiłam przez zaciśnięte z tlącego się bólu gardło. Niemal biegnąc, ruszyłam na najbliższy przystanek autobusowy. Łydki paliły mnie żywym ogniem, ale i tak nie miałam najmniejszego zamiaru przestać biec. Raz zerknęłam za siebie, mając jakże nikłą teraz już nadzieję, że zobaczę go za sobą, zmęczonego pościgiem. Jednakże przywitał mnie widok trąbiącego pojazdu, do którego po zatrzymaniu rwącym strumieniem zaczęli wchodzić nieznajomi, całkiem obcy ludzie. Niektórzy spoglądali na mnie z zdziwieniem. Jedna kobieta chciała chyba do mnie podejść, ale w końcu zrezygnowała, najwyżej uznając, że nie powinna się w nic mieszać. I dobrze. Skąd oni mogli wiedzieć, z jakiego powodu płaczę? Założę się, że nikt by nie zgadł przyczyny. Przecież coś takiego nie zdarza się często.
    W ostatniej chwili, przed zamknięciem się metalowych drzwi, zdążyłam wsiąść i znalazłam wolne miejsce przy samym oknie. Jako mała dziewczynka zawsze zajmowałam takie miejsca, żeby wszystko wyraźnie widzieć. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w szklane wieżowce, które mijaliśmy z umiarkowaną prędkością. Cały świat stracił dla mnie jakiekolwiek kolory, co nie zdarzało się często. Zawsze byłam pełna życia. A teraz? Z ochrypłym westchnięciem uświadomiłam sobie, że nie mam u swego boku torby, którą zostawiłam u niego na fotelu w domu. Mały głośniczek znajdujący się obok jakiejś szarej tabliczki poinformował mnie, że dwudziestu minutach nudnej jazdy znajduje się na naszym osiedlu. Nadal nieobecna duchem, po wyjściu z komunikacji miejskiej, ruszyłam przed siebie ospałym krokiem. Każdy, nawet najmniejszy ruch mojego ciała czy skurcz zdawał się promieniować bólem, który rozchodził się z środka klatki piersiowej. Z samiutkiego serca, na którym ktoś zrobił głęboką i poszarpaną bruzdę, która krwawiła.
    Wydawało mi się, że coś dla siebie obojga coś znaczymy. Ta dziewczyna potrafiła zniszczyć wszystko, co kochałam. Jak ja jej nienawidziłam. Moja twarz była mokra od łez wielkości sporawego grochu, które nieprzerwanym strumieniem toczyły mi się po policzkach. Kiedy mijałam sklep spożywczy, przypomniałam sobie niezbyt fajne spotkanie z Felixem. Sapnęłam cicho, nerwowym ruchem ocierając sobie swędzący kark dłonią. Zachodzące promienie słońca głaskały mnie po nagich ramionach, próbując dodać mi otuchy przed nadchodzącymi dniami. Być może im się to uda.

*********
    Minęły już ponad trzy tygodnie, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. Codziennie w nocy miałam ten sam sen. Widziałam siebie całującą się namiętnie z Marco, aby następnie zostać od niego brutalnie oderwana i stanąć na krawędzi czarnej czeluści. Zza jego pleców wychodziła ta blondynka, chichocząc triumfalnie. Bez najmniejszych oporów jednym, zgrabnym ruchem ręki popchnęła mnie. Z niemym krzykiem spadałam coraz niżej, nie mogąc się obudzić. Kiedy jednak to robiłam, byłam cała zlana potem. I tak każdej nocy, bez najmniejszego wyjątku. Zaczęłam mieć podkrążone oczy  z niewyspania. Pamiętam, że kilka dni później Alex pojechała mu oddać koszulkę i wziąć przy okazji moją torbę. Kiedy zajęło jej to więcej czasu niż planowała, zaczęła się tłumaczyć. Byłam niemal pewna, że z nim rozmawiała, bo wróciła też w dość przygnębiającym nastroju. Postanowiłyśmy sobotni wieczór spędzić razem, oglądając stare, francuskie filmy z napisami. 
    - Strasznie źle się czuję, widząc jak cierpisz - wyznała mi szatynka, soląc i tak zbyt dużo popcorn, który jeszcze nie dawno siedział sobie w mikrofali. Nie wiedziałam, jak mam odpowiedzieć. Zamiast tego powiedziałam coś strasznego. Coś, co trzymałam w tajemnicy nawet przed przed sobą, próbując się tego wyprzeć. 
    - Boże, Alex. Ja go nadal kocham. Czy to źle?- spytałam zachrypniętym głosem, czując, jak niema ulga rozlewa się po całym ciele. W końcu o tym mogłam komuś powiedzieć. Pomiędzy nami zapadła krępująca cisza, którą przerwało ciche szuranie kapci na kuchennym linoleum. Z mojego gardła wyrwał się cichy szloch, zaraz stłumiony przez ciepłe objęcie mojej jedynej przyjaciółki. 
   - Wiem, że to trudne... Ale możecie sobie dać szansę. Musicie jakoś spróbować - wyszeptała mi do ucha. Musiałam coś z tym zrobić, to pewne jak słońce. Przecież ten problem nie rozwiąże się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wzięłam w swoje ręce gorącą miskę białych kulek i obie ruszyłyśmy w stronę kanapy, na którą usiadłyśmy. Po chwili zaczęłyśmy szukać pilota, który zgubił się pośród tumultu poduszek. 
    - Jak chcesz, możemy się jutro wybrać na jakieś porządne zakupy do centrum handlowego. - Alex puściła do mnie oko - To najlepszy sposób na ból głowy z powodu facetów. 
      Niezdecydowanie skinęłam głową, potwierdzając pozytywnie cały ten plan. Przyda mi się chociaż odrobinka relaksu, na sto procent. Chociaż na krótką chwilę chciałam o wszystkim zapomnieć. Ale nie chciałam zapomnieć o Marco. 

piątek, 30 maja 2014

Rozdział XVIII

     Nieznacznie uniosłam swoje kąciki ust, kiedy wplótł ręce w moje mokre włosy. Powoli podpłynęliśmy do krawędzi basenu, żeby nie przerywać uścisku w którym trwaliśmy. Być może w tej chwili dotarło do mnie, że tlen nie jest mi potrzebny do oddychania. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że cała bluzka przykleiła mi się do ciała, całkowicie ją opinając. Odruchowa gładziłam go opuszkami palców po wilgotnym karku, zatracając się w pocałunku. Serce dudniło jak oszalałe, z dwukrotną prędkością pompując krew.
    - I co teraz? Przecież nie mam ubrań na zmianę - wydyszałam, na krótką chwilę odrywając się od kuszących warg Marco.
    - Zaraz coś na to poradzimy - mruknął z łobuzerskim uśmieszkiem, potrząsając mokrą czupryną, którą po raz pierwszy widziałam w pewnym nieładzie. Kiedy wyszedł  z basenu, wyciągnął od mnie rękę, bym mogła spokojnie wydostać z wody. Zaprowadził mnie do salonu i sam poszedł do siebie, by najprawdopodobniej dać mi jakąś swoją koszulkę, w której miałabym chodzić po jego domu. Nie chciałam nigdzie siadać, w obawie przed tym, że kanapa miałaby na sobie plamę. Wzięłam torbę i poszperałam w niej trochę w poszukiwaniu szortów, które biorę ze sobą na wszelki wypadek. Widocznie dzisiaj w końcu mi się przydadzą...
   - Taka może być?- spytał znienacka, pokazując mi czarną koszulkę z logo BvB. Była trochę za duża, ale to mi zbytnio nie powinno przeszkadzać. Cmoknęłam go w policzek w ramach podziękowania i poszłam się przebrać, wcześniej oczywiście wskazując mi drogę do łazienki. Ściągnęłam mokrą bluzkę, po czym wytarłam się delikatnie jednym z jedwabistych ręczników. Nałożyłam na siebie suchy T-shirt, w międzyczasie przeglądając się w lustrze. Przetarłam także włosy, co by ciągle nie kapała z nich woda. Gdy miałam podejść do Marco, złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął gwałtownie do siebie. Czułam mocne mięśnie brzucha, które widocznie rysowały się pod jego podkoszulkiem. Skrzywił się, jakby nie pochwalając mojego zachowania. Spojrzałam na niego zdziwiona, na co tylko parsknął krótkim śmiechem.
  - Mogę poprosić o całusa?- zapytał tonem niewinnego człowieka, który niedawno ,,niechcący'' wrzucił mnie wraz ze sobą do basenu. Zanim w ogóle zdążyłam coś odpowiedzieć, poczułam dotyk jego ust. Pod wpływem jego dotyku roztapiałam się jak czekoladka w południowym słońcu. Nasze nogi powiodły nas w kierunku kanapy, na którą wkrótce opadliśmy, spleceni między sobą. Ciężar blondyna przez kilka chwil wydawał mi się trochę uciążliwy, jednakże wszystko uleciało z biegiem sekund.
     Powietrze wokół nas wręcz zgęstniało od namiętności. Nie wiedziałam do końca, czy chcę czegoś więcej. Moje myśli krążyły teraz wokół płomienia, który rozgorzał w moim ciele. Fale ciepła przepływały przez wszystkie komórki, wysyłając różne komunikaty. Marco, jakby wyczuwając wahanie, uwalił się obok mnie i przytulił do mnie. Patrzył mi prosto w oczy, a ja próbowałam odgadnąć tajemnicę, która czaiła się w kącikach jego kolorowych tęczówek.
   - Miałem szczęście, że spotkałem kogoś takiego jak ty - wyszeptał mi do ucha, uśmiechając się niemalże tajemniczo.
    - Ja również- odpowiedziałam. Oparłam głowę o jego szeroki tors, wdychając rozszerzonymi nozdrzami jego przyjemny zapach. Powoli zaczęłam się zastanawiać, jaką niespodziankę sprawić mu na urodziny. Chciałam mu dać coś wyjątkowego, co by go zaskoczyło. Na tą chwilę nie miałam zielonego pojęcia, co to mogłoby być. Sapnęłam cicho, próbując znaleźć jakąś wygodniejszą pozycję do leżenia. W objęciach blondyna wszystkie codzienne trudności zaczęły blednąć, pozostając tylko niewyraźną plamą na skraju mojego umysłu.
    - Jak ten wasz nowy pracownik?- zagadnął, w końcu wyrywając mnie z zamyślenia.
    - Pfff..Pierwszego dnia się spóźniłam. Zastanawiam się, czy nie zrobić składki i kupić mu nowy zegarek - zachichotałam, zakrywając usta dłonią.
     - Kiedy masz urodziny?- zapytał po raz kolejny znienacka, ale moją odpowiedź zakłócił odgłos dzwonka do drzwi. Marco mruknął coś pod nosem wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw i pomaszerował je otworzyć.

------------------------------------------------------
Dzisiejszy blog jest z specjalną dedykacją dla @Natkazik i @Natalia0919. <3 Łezka mi się w oczku zakręciła, kiedy zobaczyłam, ile mam wyświetleń. Naprawdę, bardzo wam za to dziękuję! :)

sobota, 24 maja 2014

Rozdział XVII

     Zniecierpliwionym wzrokiem spojrzałam na zegarek. Zaklęłam cicho, dopinając do swojego planu w głowie kolejny punkt w głowie : nauczyć nowego pracownika punktualności. Tak, koniecznie muszę to zrobić. Zazwyczaj dzwonią i uprzedzają mnie, że przyjadą do pracy trochę później. Przecież numer telefonu, pod który trzeba zdzwonić, był podany wytłuszczonymi cyframi na ogłoszeniu... Zaczęłam chodzić naokoło mojego biurka, próbując pohamować jakoś swoją narastającą złość, która gromadziła się w mnie już od samego rana. Najpierw okazało się, że samochód nie chce nam odpalić. Musiałyśmy iść po naszego sąsiada, który jest z zawodu mechanikiem. Dopiero jakąś godzinkę później wszystko działało jak trzeba. Przez to całe zamieszanie zapomniałam o dokumentach, które teraz zapewne leżą sobie bezpiecznie na komodzie w przedpokoju. Nie mogąc już wytrzymać, wyszłam na korytarz. W szklanych drzwiach zauważyłam odbicie twarzy Alex, który właśnie wychodziła powoli z łazienki naprzeciwko.
      Niemrawym uśmiechem powitałam naszą recepcjonistkę, która też widocznie znudzona czekaniem wyciągnęła swój telefon i wystukiwała na nim coś szybkimi ruchami palców. Nie miałam nic przeciwko, żeby korzystała z niego w czasie swojej pracy, ale trzeba wszystko traktować z umiarem.
    - Będziemy musiały go chyba nauczyć obsługiwać zegarek, co, Anne?- zapytałam brunetkę, puszczając do niej oko. Odpowiedziała mi tym samym, poprawiając okulary, które krzywo wisiały dziewczynie na nosie. Nagle do naszych uszu dobiegł dźwięk rytmicznego uderzania butów o posadzkę. Podniosłam głowę znad papierów i z wyraźnym szokiem przypatrywałam się nieznajomemu mężczyźnie.
     Nawet zdyszany i zdenerwowany wydawał się emanować swoistym spokojem. Włosy miał ułożone w artystycznym nieładzie, co z punktu widzenia innej kobiety dodawało mu na pewno swoistego uroku osobistego, który na mnie nie działał. Chociaż na zewnątrz było naprawdę ciepło, założył dzisiaj granatowy sweter. Potrząsnęłam głową, przywołując się na ziemię i nagle przypomniałam sobie, która jest godzina. Zanim zdążył zacząć się tłumaczyć, przerwałam mu poważnym gestem dłoni.
   - Wie pan, która jest godzina? Nie toleruję czegoś takiego w tej porządnie spisującej się firmie - postukałam paznokciem w blat, próbując jakoś przemówić mu do rozumu.
    - Proszę nie mówić per 'Pan', bo czuję się jeszcze starzej. Naprawdę za to przepraszam, ale miałem nieciekawą sytuację w swoim mieszkaniu....
    - Pomożesz jej uporządkować dokumenty i listy, które ciągle napływają z całej Europy od Borussen. Dziękuję - powiedziałam, nie dając mu szansy wtrącić ani jednego słówka. Może to i dobrze? Jeśli uzna, że nie może ze mną zadzierać. Sapnęłam cicho, idąc korytarzem w stronę naszego biura. Alex spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Pokręciła głową, bo widocznie musiała mnie usłyszeć.
    - Nie musiałaś go od razu tak zniechęcać do ciebie - skwitowała, przerzucając zużyte stemple do kosza. Westchnęłam, ostrożnie sadowiąc się za swoje biurko. Jak na razie nie miałam dobrego powodu, żeby się wytłumaczyć.

                                  *******
   Zachichotałam, nawet nie próbując tego opanować. Porywisty wiatr rozwiewał moje włosy oraz wszelkie zmartwienia. Nagle pęd zwolnił, a Marco wjechał na osiedle. Dalej nie wiedziałam, dlaczego dałam się namówić na wizytę w jego domu. W końcu jednakże odpuściłam i dałam się zaprosić na kawę - którą jak się zarzekał, potrafił robić lepiej niż w jakiejkolwiek kawiarni.
    - Ja tyle razy byłem u ciebie, więc teraz musisz mi się zrewanżować!- powiedział trochę zbyt poważnym tonem jak na jego wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie, zostawiając swoją torbę w przedpokoju. Weszłam do salonu, a przez otwarte, szklane drzwi było jak na dłoni widać resztę podwórza z basenem. Słońce zaczynało już lekko chować się za horyzontem. Zaczęłam się zastanawiać, jak wytłumaczyć moje nagłe zniknięcie Alex, której wyjaśniłam całą sytuację z nagłym zaproszeniem tylko  kilkoma słówkami. Pewnie jak zresztą zacznie się o mnie martwić, chociaż i tak zazwyczaj miała więcej problemów od mnie na głowie.
    Pisnęłam niczym mała dziewczyna, czując, jak blondyn chwyta mnie i zaczyna nieść na swoich ramionach w kierunku tarasu. Zacisnęłam pięści, wiedząc, co teraz zrobi. Cały czas się śmiejąc, próbowałam jakoś mu się w wyrwać. Moje wysiłki cały czas szły na marne, a tafla wody była coraz bliżej. Aż tu nagle oboje znaleźliśmy się  Odruchowo przymknęłam usta, czując, jak moje ubrania całkowicie nasiąkły wodą. Włosy też nie były w najlepszym stanie, ale teraz ona straciły na znaczeniu.
   - I zobacz co zrobiłeś- mruknęłam oskarżycielskim tonem, pocierając między palcami materiał bluzki. Z zawadiackim uśmiechem na twarzy podpłynął do mnie, obejmując mnie po chwili w talii. - Nie udawaj niewiniątka. Wariat jesteś.
    - To było tak... niechcący- odpowiedział z skruszoną miną. Prychnęłam, nawet nie próbując przyjąć tego do wiadomości. Zanim zdążyłam coś odpowiedź, zamknął moje usta bezwarunkowym pocałunkiem. Jego usta smakowały chlorem, słodkimi cukierkami i boską czekoladą, której nigdy nie miałabym dość. Wszystko to składało się w jedną, wielką obietnicę, która w tej chwili objęła nas oboje swoimi szerokimi wstęgami. Utulałam się w ciepło pochodzące z ciała mężczyzny, wierząc, że na świecie nie może istnieć coś lepszego niż to, co mnie spotyka. 

sobota, 17 maja 2014

Rozdział XVI

     Moje serce dudniło jak po sprincie. Z trudem zmusiłam się, żeby myślami powrócić do rzeczywistości i oderwać się od kuszących ust blondyna. Spojrzałam mu prosto w jego roziskrzone oczy, dostrzegając w nich czystą radość. Miałam ochotę zatonąć w nich do końca, utopić się w czystej przyjemności i trwać tak do końca życia. Zaraz uśmiechnęłam się szeroko, uświadamiając sobie, kim teraz jesteśmy. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Przygarnął mnie do siebie, następnie sadzając sobie moją skromną osobę na kolanach. Mruknęłam coś cicho pod nosem, gładząc go opuszkami palców po nagim ramieniu. Słońce niemiłosiernie pastwiło się nad moimi plecami, co zapewne jutro będzie już dość widoczne. Na błękitnym niebie nie pojawiła się nawet ani jedna chmurka, która zwiastowałaby jakieś zmniejszenie tego upału. Nigdzie też nie mogłam dostrzec sylwetki Alex, która musiała odejść już dość daleko.
     - Za dwa tygodnie organizujemy taką imprezę z okazji zakończenia sezonu. Miałabyś może ochotę pójść ze mną?- spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, oczekując niechybnej odpowiedzi.
     - Z ogromną chęcią. Tylko nie mam zielonego pojęcia, w co się ubiorę- zachichotałam, zasłaniając usta dłonią. Mówiłam samą prawdę. Dość dawno byłam w pobliskim centrum handlowym na jakichś porządnych zakupach, chociaż i tak moja szafa pękała w szwach. Niektóre zaczęłam sprzedawać przez strony internetowe, żeby przy okazji zarobić trochę pieniędzy i pozbyć się tego, co raczej niepotrzebne. Kiedyś miałam nawet założyć ochotę modowego bloga, ale z powodu braku czasu zrezygnowałam z tego pomysłu. Chociaż... patrząc na przyszłe tygodnie to wszystko nie wydawało się takie bez sensu. Szykował nam się aż dwu tygodniowy urlop, pomimo tego, iż nie było mnie aż tak długo w pracy. Jednakże nie miałam odpowiedniego zacięcia do takiego czegoś.
    - Jestem pewny, że coś wymyślisz... Zainstalowałyście może alarm wokół waszego domu, tak jak wam podpowiedziałem?- zapytał, delikatnymi ruchami masując moje spięte mięśnie barków. Nie pamiętam, żeby ktoś kiedyś fundował mi taką przyjemność, nie licząc oczywiście samych pocałunków.
    - Wybieramy się do jakiegoś sklepu w weekend na przedmieściach Dortmundu. Mam nadzieję, że to wystarczy, żeby wykurzyć Felixa chociaż na chwilę z mojego życia.
   Kiedy mówiłam imię mojego byłego chłopaka, w gardle zaraz rosła mi ciężka gula, z którą z trudem przełykałam. Podświadomie dobrze wiedziałam, że on tak łatwo nie odpuści i nadal będzie mnie nękał. Jeśli żadne ostrzeżenia nie poskutkują, zgłoszę całą sprawę na policję. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby ktoś tak bezczelnie zatruwał mi niezdrowo życie. Ja nigdy bym się na coś takiego nie zdecydowała, nawet jeśli miałabym w tym swój interes. Przecież to logiczne; z coraz większym spokojem przyjmowałam fakt, że być może nie grozi mi takie niebezpieczeństwo.
     - Nie chcę, żeby on ciągle stawał między nami -powiedział Marco, łapiąc oddech. Westchnęłam głęboko, ponieważ pragnęłam tego samego. Chłopak najwyraźniej miał jakieś problemy i nie mógł sobie z nimi poradzić. Może to zabrzmieć egoistycznie, ale nie zamierzałam mu wcale pomagać, co zresztą powinno być zrozumiane.
    - Mi też to przeszkadza. Każdego ranka budzę się, myśląc, że może wkraść się niepostrzeżenie do naszego domu - mruknęłam, swoje myśli próbując przekierować na bardziej radosne tory. Mojej uwagi nie umknął fakt, że kilka dziewczyn na plaży patrzyło na mnie z zazdrością w oku, widząc, z kim dzielę swój kocyk. Parsknęłam śmiechem, kręcąc przy tym głową. W sumie... mogłam się czegoś takiego spodziewać.
    - Dobrze, że jestem tu z tobą- wyszeptał mi do ucha, chowając mi za ucho niesforny kosmyk włosów. Do moich uszu dobiegł dźwięk perlistego śmiechu mojej przyjaciółki, która szła objęta w talii przez Sebastiana. Puściła do mnie oko, jakby wiedziała, co tutaj się wydarzyło. Czasami miałam wrażenie, że ma oczy dookoła głowy, co by mnie tak wcale nie zdziwiło. Widocznie brunet musiał ją też zaprosić na tą imprezę, bo zaraz po tym, jak dosiedli się obok, szatynka zaczęła paplać jak najęta o sukience, którą ostatnio widziała w sklepie.
    - Wiesz, że mają nam podesłać jakiegoś nowego asystenta?- zapytała w końcu, grzebiąc w tobie w poszukiwaniu czegoś do picia. Rzuciła nam dwie butelki wody. Ja nadal trzymałam swoją w ręku, a Marco upił już łyk. Kropelka płynu spłynęła mu po brodzie, biegnąc ciurkiem aż do szyi. Starłam ją czubkiem palca, znów swoją uwagę zwracając na Alex.
    - Pierwsze słyszę. Podali ci chociaż jakieś podstawowe informacji o nowym?- mruknęłam, nie będąc do końca zadowolona, że nikt wcześniej mnie o tym nie poinformował.
    - Olivia, ja go znam. To mój kolega, który wcześniej pracował w jakimś magazynie o piłkarzach czy coś w tym guście. Uznał, że musi się rozwijać i zgapił się, że jest tutaj akurat wolna oferta pracy - wyjaśnił mi Kehl, żywo gestykulując. Marco dał mi całusa w policzek, próbując 'naprawić' jakoś moją zachmurzoną minę, która w ciągu kilku sekund zrobiła się bardziej pogodna.
   - Cieszę się, że będę mogła współpracować z kimś równie ambitnym jak my wszyscy- odparłam, ręką zataczając szerokie koło. Z przykrością przypomniałam sobie, że niedługo odbędzie się ostatni mecz Roberta w barwach BvB.
    - Chwileczkę...a czy wy przypadkiem niedługo nie powinniście jechać do Berlina?- spytałam, patrząc na nich obu spod przymrużonych powiek. Blondyn przeczesał swoją fryzurę tym charakterystycznym gestem, a ja  musiałam się mimowolnie uśmiechnąć.
   - Wyjeżdżamy za kilka dni- wyjaśnił mi, po czym do dyskusji włączył się Sebastian.- Ten ostatni wolny czas chcieliśmy spędzić z wami.
   Moje serce zadudniło wesołego marsza. Spojrzałam w oczy przyjaciółki, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje wokół nas. Wszystko szło tak dobrze, że aż niemożliwie, żeby prędzej czy później nie wystąpiły jakieś problemy.