Blondyn szarmancko pomógł mi zdjąć kurtkę, wieszając ją na wieszaku w przedpokoju. Przedtem tych kilkanaście prezentów zostało schowane w szafie stojącej w przejściu do salonu tak, żeby nasz mały chłopczyk ich nie znalazł zbyt wcześnie. Dopiero dzisiaj będę miała okazję poznać obie siostry, Yvonne i Melanie. Obie jednocześnie podniosły głowy na mój widok a ja w tym momencie poczułam pewien dyskomfort, chociaż zaraz to uczucie odpłynęło równie szybko, jak się pojawiło. Natomiast nie to mnie tak naprawdę martwiło. Spojrzałam na Marco, marszcząc brwi. Widocznie zakłopotany prawie natychmiast odwrócił wzrok. Ostatnio był trochę nieswój, unikał bliższego kontaktu, o telefonach nawet nie wspominając. Zgodziłam się na Wigilię w ostatniej chwili, ponieważ chciałam wiedzieć, co go trapi.
- Ciocia Olivia!- zawołał mały Nico, pędząc w moją stronę. Złapałam go za ramiona, podsadzając ku górze. Usiadłam z nim przy stole, ponieważ Manuela powiedziała, że wszystko jest gotowe. Marco usiadł obok, zsadzając niezbyt szczęśliwego z tego powodu siostrzeńca z moich kolan do swojej mamy. Wszyscy byliśmy zrelaksowani, oczywiście wyłączając z tego grona blondyna, któremu kilka razy tym nerwowym tikiem zdarzyło się przeczesać włosy. Mel dźgnęła mnie przyjacielsko łokciem w żebra, dyskretnie ruszając głową w stronę swojego brata. Pokręciłam tylko przecząco, dając odpowiedź na to nieme pytanie. Prowadziłam z obiema siostrami żywą rozmowę, czując gdzieś w głębi, że mnie zaakceptowały.Ukradkiem spojrzałam na świąteczne drzewko. Żywa choinka obwieszona błyszczącymi bombkami wraz z światełkami nadawała wszystkiemu jeszcze bardziej domowy nastrój. Wstrzymywałam się od tego ostatkami sił, żeby jej nie przytulić. Spoglądałam na
wszystkich ukradkiem, ciesząc się, że mogłam się znaleźć dzisiejszego wieczora w tym wyjątkowym towarzystwie.
- Jesteś tu jeszcze?- zapytał ciepły głos, na co musiałam odruchowo się uśmiechnąć. Marco pocałował mój lekko czerwony policzek, po raz pierwszy tego wieczora nie okazując zdenerwowania. Pod stołem splótł moje palce z swoimi, a ja chwilę później mogłam dokończyć jedną z wigilijnych potraw. Nasz kochany maluch nie mógł się doczekać prezentów, podbiegając do każdego z dorosłych po kolei. Kiedy nadeszła moja kolej, nie potrafiłam mu odmówić. Thomas wraz z Yvo poszedł po podarki, my natomiast rozsiedliśmy się na kanapach, trzymając w rękach gorącą czekoladę. Była naprawdę dobra, co skomplementowałam szybko wypitym napojem, pomimo lekko czerwonego języka. Zaklaskaliśmy ochoczo w dłonie, zagrzewając małego do rozrywania kolorowych papierków. Już po chwili był otoczony gronem zabawek, które najwidoczniej przypadły mu do gustu. Nagle dostrzegłam, że w tym gronie tylko ja nie zostałam obdarowana. Obie dziewczyny tuliły się w tym momencie do swoich mężów, ochoczo dziękując za podarunki.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba- wymruczał ostrożnie, otwierając przed mną ciężkie, aksamitne pudełeczko. Otworzyłam wieczko, nie mogąc wyjść z zachwytu.
- Jest naprawdę piękny...-wydukałam wzruszona, nie mogąc ukrywać dłużej swojego wzruszenia. Naszyjnik był naprawdę piękny. Chłodny metal dotknął mojej szyi, a ja wprost nie posiadałam się ze szczęścia.
*****
Pomimo wszystko, odetchnęłam z ulgą, znajdując ciszę w sypialni chłopaka. Otworzyłam torbę, wygrzebując z środka piżamę. Kątem oka dostrzegłam, że wkracza cichcem do pokoju. Objął mnie od tyłu, łaskocząc oddechem w kark.
- Przestań-mruknęłam, chociaż tak naprawdę tego nie chciałam.
- W zasadzie... to mam dla ciebie jeszcze coś. Chociaż to bardziej podchodzi do kategorii 'pytanie'- odparł trochę mniej pewnym głosem. Obróciłam się, spoglądając na niego spod uniesionych brwi. Czyżby przez to był spięty przez większość dzisiejszego czasu?
- Czekam-zachichotałam, chcąc rozładować napięcie. By poczuł, że ma pod sobą o wiele pewniejszy grunt.
- Zamieszkałabyś ze mną? Ja rozumiem, że dla ciebie może dla ciebie być za szybko...
- Stój!-powiedziałam odrobinę zbyt głośno.-Tak. Zgadzam się.
Przez kilka sekund chyba nie pojmował do wiadomości tego, iż odpowiedź była pozytywna. Przytknęłam swoje spierzchnięte wargi do jego ust, tak spragnione tego przyjemnego procederu.
Karygodne było tak przetrzymywać mnie bez chociaż delikatnego pocałunku. Powoli dochodziłam do wniosku, że powietrze nie jest wcale mi potrzebne do życia. Najpierw starał się być w miarę delikatnie, lecz po upływie chwili był coraz bardziej natarczywy. A ja wcale nie protestowałam, wręcz przeciwnie. Całował jak szaleniec, za co kochałam go jeszcze bardziej.
CZYTASZ+KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ! :D