piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 29. Same niespodzianki

     Po dzisiejszym poranku między nami dało się wyczuć niemalże namacalne napięcie spowodowane kłótnią o zwykłą błahostkę. Ostatnimi czasu wcale nie czułam się dobrze. Miałam silne zawroty głowy, niekiedy wymioty oraz wahania nastroju. Pamiętam wczorajszy wieczór, kiedy doszłam do tego wniosku. Po tym wszystkim niemalże bałam się spojrzeć na Sebastiana w obawie, mając głupie wrażenie, że zaraz po tym dowie się, o co mi tak naprawdę chodzi. Przy śniadaniu przez przypadek strącił filiżanką z kawą, krzyknęłam coś gniewnie, wcale nad sobą nie panując tak jak zazwyczaj. Później jakoś poszło... i zanim tak naprawdę się obejrzałam, wychodziłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Obcasy 'gniewnie' stukały o chodnik. Przez kilka godzin snułam się bez większego sensu po mieście. W pewnym momencie dopiero po kilkunastu minutach zdałam sobie sprawę, gdzie skierowałam swoje kroki. Nad moją głową lśnił szyld apteki. Z mocno bijącym sercem pchnęłam ciężkie drzwi. Gwałtownie uderzył we mnie podmuch klimatyzowanego powietrza, a nozdrza wypełnił zapach sterylności i leków. W jednym momencie straciłam całą pewność siebie, uświadamiając sobie w pełni, po co tutaj przyszłam.
     - Szuka Pani czegoś konkretnego?- zapytała uprzejmym głosem farmaceutka, dyskretnie przeciągając po całej mnie swoim spojrzeniem. W jej oczach zabłysły iskry, kiedy zorientowała się, kim jestem. Niezbyt specjalnie ukrywaliśmy swój związek z ukochanym.
     - Yhm... Gdzie są testy ciążowe?- odparłam, siląc swoje zaciśnietę gardło na lekki ton. Gestem ręki poprosiła, bym poszła za nią. Było ich kilka rodzai. Jakby wcale nie myśląc, wzięłam po jednym z każdego i ruszyłam do kasy. Włożyłam wszystkie do nieprzezroczystej torebki, po czym pośpiesznie wyszłam, chcąc mieć to wszystko już za sobą. Zadzwoniłabym do Olivii, ale była pewnie teraz z Marco, a nie chciałam jej przeszkadzać. Tydzień temu byli u jego rodziców. Miałam się z nią spotkać i wszystko obgadać, jednakże mój organizm po raz kolejny stanął na bakier. Przeprowadziłyśmy tylko długą rozmową telefoniczną. Dzisiaj był jeden z takich dni, kiedy pracy było nadzwyczaj mało i nie musiałyśmy siedzieć do wieczoru w biurze! Wróć, dzisiaj wcale tam nie byłam. Nie śpieszyłam się w drodze powrotnej do apartamentu. Przed wejściem do bloku sprawdziłam godzinę, by mieć stuprocentową pewność, że będę sama. Rzuciłam torbę w przedpokoju, zabierając tą drugą ze sobą do łazienki. Drżącymi rękoma otworzyłam pierwsze pudełko. Raz kozie śmierć.
     Dziesięć minut później cały mój świat legł w gruzach. Przecież to musi... musi być pomyłka! Zaczęłam uderzać zaciśniętymi pięściami w kafelki z powodu ogłuszającej bezsilności. Nogi miałam jak z waty, a mój mózg chyba jeszcze nie do końca przyswoił tą informację. Co ja teraz zrobię? Istniało tylko jedno, racjonalne wyjście. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Ściskając nerwowo w ręce test, przeszłam do słonecznego salonu. Ukryłam twarz w dłoniach, a rzecz, która dała mi dowód mojej rozpaczliwej sytuacji rzuciłam obok. Wątpię, żeby on był jakoś tym szczególnie zachwycony. Usłyszałam jakiś głośny chrzęst, który dobiegał najprawdopodobniej z przedpokoju.
   - Boże... Alex, co się stało?- dobiegł do mnie zatroskany głos Kehla, aż boleśnie drgnęło mi serce. Otworzyłam zaczerwienione od płaczu oczy, wiedząc, że muszę mu to teraz powiedzieć, bo później nie zdobędę się na odwagę.
   - Ja... jestem... w ciąży!- wydusiłam z siebie jednym tchem. Spięłam wszystkie swoje mięśnie w oczekiwaniu na jego reakcję, tak ważną dla mnie.
    -Co?- powiedział dziwnie zduszonym głosem, nie mogąc najwyraźniej w to uwierzyć. Z resztą, podobnie jak ja.
   - Będziesz miał ze mną dziecko, rozumiesz?!- to zdanie niemal wykrzyczałam, chociażby w małym stopniu pozbywając się nadmiaru emocji. Upadł na podłogę, oddychając ciężko. Kiedy fala pierwszego szoku minęła, na kolanach podszedł do mnie i chwycił moje drżące dłonie. Ucałował je delikatnie. Chyba nie było tak źle, jak myślałam wcześniej. Jeszcze kilka minut temu myślałam, że ten cudowny sen skończy się raz na zawsze i po raz kolejny zostanę sama.
   - Kochanie - wykrztusił w końcu - to cudownie! Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę!
                                                ********
    Radosne wieści spływały nieprzerwanie od samego rana. Najpierw Marco zaprosił mnie na kolację, a potem zadzwoniła Alex. W zasadzie tak na początku myślałam, jednakże w słuchawce telefonu usłyszałam Sebastiana. 
    - Zważywszy na to, że jest godzina jedenasta i leżę sobie spokojnie w łóżku...- nawet nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwano mi w brutalny sposób. 
    - Przyjechalibyście razem z Marco jutro do nas na kolację?- zapytał, a w tle usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki. 
    - Chociaż czuję w tym jakiś podstęp- zachichotałam- na pewno będziemy. 
    - To fajnie. W takim razie do jutra!- pożegnał się szybko, a ja odłożyłam komórkę na bok. Wstałam powoli, kierując pierwsze kroki w stronę dębowej szafy. Związałam włosy w koński ogon, po czym zaczęłam szperać w poszukiwaniu jakiegoś ubrania na co dzień. W końcu włożyłam mocno wytarte szorty i luźną koszulkę z logo Florence+The Machine. Przez dłuższy czas jeździłam na ich koncerty, jednak od momentu w którym przeprowadziłam się do Dortmundu byłam na nim tylko dwa razy. Postanowiłam już teraz wyjąć sukienkę i powiesiłam na drzwiach szafy. Dobrałam do tego czarne szpilki. Pomimo tego, że mieliśmy już koniec października, pogoda wciąż dopisywała. Wzdrygnęłam się mimowolnie, kiedy odkryłam na komodzie w korytarzu sporą warstwę kurzu. Co się dziwić-teraz większość czasu i tak spędzałam u Marco. Nie lubiłam sama siedzieć w pustym domu. Czasami zamienialiśmy się rolami i to on przyjeżdżał do mnie. Teraz widywaliśmy się nader rzadko, ponieważ sytuacja Borussi w tabeli była coraz gorsza i treningi zyskały na intensywności i zawsze był zbyt zmęczony.... Postanowiłam posprzątać, więc wkrótce chwyciłam za ścierkę oraz wodę z płynem. Włączyłam sobie wieżę i dość głośno podkręciłam muzykę. Zaczęłam od salonu, a czas mijał powoli i niezauważalnie. Nagle rytmiczne takty ucichły, 
    - Jak ty pięknie sprzątasz- blondyn był z siebie szczerze zadowolony, wzdychając- A wiesz, którą mamy godzinę?
     Jakby dla podkreślenia swoich słów postukał w tarczę zegarka, którego nosił na nadgarstku. Ubrał się w szarą marynarkę, która bardzo dobrze współgrała z białą koszulą i czarnymi dżinsami. Zaraz spojrzałam na tykający zegar. 
    - Przepraszam- mruknęłam przepraszającym tonem, całując go czule na powitanie. 
    - Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce sześć dni temu - westchnął, wcale nie mając zamiaru mnie puścić. W końcu jednak musiał dać mi odetchnąć. 
    - Poczekaj chwilkę, tylko wezmę prysznic i będziemy mogli jechać. 
    - A może ci w tym pomóc?- zapytał, unosząc jedną brew bardziej ku górze. 
    - Wiesz ty co!- pisnęłam, udając oburzoną, pokonując po dwa schody na raz. Pędem wzięłam sukienkę, buty i popędziłam do łazienki. Nawet jeśli chciałam zrobić to w szybkim tempie, zajęło mi to jakieś pół godziny. Materiał leżał idealnie, a wyglądał niczym nocne niebo usiane gwiazdami. Oczy podkreśliłam granatowym cieniem do powiek, optycznie je powiększając. Stukając wysokimi obcasami w końcu zeszłam na dół. Blondyn na mój widok aż zagwizdał z podziwu. Zadrżałam, czując na sobie jego baczny wzrok. Byłam ciekawa, jaką niespodziankę szykował na ten wieczór. 
                                      ---------------------------------------------
     Heeeej kochani. :* Stęskniliście się za mną chociaż troszkę? :D Mam skromną nadzieję, że tak. Korciło mnie od dłuższego czasu, żeby dodać tutaj ten rozdział... ale chyba dopiero teraz nabrałam do tego odwagi. Wyszedł trochę dłuższy niż na początku planowałam, ale tak naprawdę napisałam go w niecałą godzinkę. Jak ja się za wami stęskniłam! <3