czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 34. Zapomnij o mnie.

Sama nie wiem, co mnie podkusiło, żeby tu przyjść. Czemu wkroczyłam tu w takim momencie? Poczułam, jak momentalnie w kącikach moich oczu zaczynają zbierać się łzy. Wycierpieliśmy tak dużo, a on potrafił zniweczyć te wszystkie miesiące w tak banalny i głupi sposób? Oddychając ciężko, oparłam się bokiem o ścianę, by nie paść bezsilnie na podłogę. Nawet nie zauważyli, jak przyszłam. To ja zawsze byłam na miejscu nieznajomej. Blondyn przytrzymywał ramiona czarnowłosej kobiety, jakby chciał ją do siebie przybliżyć, lub też odepchnąć, co było mało prawdopodobne. Nie zasłużyłam na coś takiego. Nigdy bym nie przypuszczała, że będzie w stanie zrobić coś takiego. Zawsze dawał mi do zrozumienia, jak bardzo mnie kocha. Najwyraźniej oboje się przeliczyliśmy, jeśli to uczucie było dla niego nic nie warte . Zacisnęłam pięści, widząc, jak ta zołza odsuwa się od niego, widocznie czymś zniesmaczona. Dopiero wtedy Niemiec mógł mnie zobaczyć. Zrozpaczoną do granic wytrzymałości, patrząca na niego z żalem, próbującą nie krzyknąć. Głos ostatecznie uwiązł mi w gardle, a ja cofnęłam się o kilka kroków do tyłu. Mierzyliśmy się wzrokiem, nie wiedząc, co zrobić. Otworzył usta, próbując coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Chociaż chyba tak naprawdę nie miałam ochoty słuchać jakichkolwiek wytłumaczeń, w które i tak bym nie uwierzyła. Wierzchem dłoni otarłam łzy spływające po policzku, odwracając się od niego plecami. Wyszłam z mieszkania Fornella, nawet nie patrząc za siebie, by sprawdzić, czy zachował jeszcze resztki godności. Usłyszałam ponowny trzask zamykanych drzwi, słysząc pośpieszne kroki. Reus wyprzedził mnie gwałtownie, zagradzając drogę do windy.
- To nie jest tak, jak wyglądało...- powiedział, próbując nie bełkotać, przy okazji trzymając mocno moje nadgarstki. Próbowałam mu się wyrwać, ale to nie poskutkowało. Nadal trwałam w jego uścisku. Nie miałam ochoty na niego patrzeć.
- Przestań łgać. Może i dobrze, że teraz się o tym dowiedziałam? Nadal tkwiłabym w bezpiecznej nieświadomości tego, co robisz mi za moimi plecami.
Każde moje słowo było niczym ostry sztylet, powoli wbijające się w serce chłopaka. Lecz to było niczym w porównaniu z tym wszystkim. Ku mojej uldze zdołałam się wyszarpnąć, przybierając zbolałą minę. Nie potrafiłam dalej tego ukrywać. Nie miałam już siły. Czemu to zrobił? Byłam aż taka zła? Może ostatnio nie miałam dla niego zbyt dużo czasu, ale to od razu nie musiało sprowadzać do tego, żeby całował każdą, byle napotkaną laskę. Teraz wiedziałam, iż jestem kolejną zabawką w jego rękach, którą rzuciłby w końcu w kąt.
- Uwierz mi, nigdy bym Cię nie skrzywdził! - krzyknął, padając na kolana, jednak takie gesty zdały się na nic. W tej chwili nic nie było w stanie mnie przekonać o niewinności klubowej jedenastki.
- W takim razie, dlaczego widziałam, jak chciałeś pocałować tamtą... Nieważne! - wyłkałam, nawet nie próbując nad sobą panować. - Możesz sobie tam do niej wrócić, bardzo proszę.
- Nie... Chcę być tylko z tobą, rozumiesz? - zapytał błagalnym szeptem, unosząc wzrok ku górze, by zobaczyć moją reakcję.
- Daj mi spokój z tymi bajkami.
- Czemu chociaż nie dasz mi się w spokoju wytłumaczyć? - spytał odrobinę zdenerwowanym głosem, widząc, jak powoli wymykam mu się z jego rąk, które jeszcze wczoraj kreśliły kręte wzory na moich ramionach i czule obejmowały moją talię. Bransoletka wisząca na moim nadgarstku nagle zaczęła palić żywym ogniem. Ale jej nie zdjęłam. Jakieś ciche głosy w środku mojej głowy prosiły mnie gorąco, żebym tego nie zrobiła. Jakaś moja drobna część nadal chciała go pamiętać. A nie powinno! Za każdym razem, kiedy na nią spojrzę, będę przypominała sobie o tym, co mi zrobił. Jednak nie potrafiłam tego zrobić. Jeszcze.
- Sam powinieneś to wiedzieć - mruknęłam, ocierając rękawem kurtki mokre policzki. - Nie musisz się martwić, jutro zabiorę swoje rzeczy i będziesz mógł dalej spędzać czas z swoją nową pociechą. Zapomnij o mnie.
Jakby dla podkreślenia swoich słów pstryknęłam palcami, chociaż nawet taki mały gest sprawiał mi ból. Cała krzyczałam.Odeszłam od niego. Każdy krok miał utwierdzać go w przekonaniu, że w tamtym momencie zaprzepaścił wszystko, co miał. Każde wspomnienie związane z  Marco była niczym szpilka wbijająca się w moje krwawiące ciało. Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się, jak brak wizyt 'cioci' wytłumaczy małemu Nico'wi. Malec bardzo mnie polubił i niemal za każdym razem, kiedy to było możliwie, piłkarz brał go do siebie, żeby mógł się ze mną pobawić lub pójść za spacer. Przełknęłam głośno ślinę. Takie chwile już nigdy nie powrócą i tego było mi najbardziej żal. Kątem oka zauważyłam, że ponownie wrócił do Marcela. Kiedy czekałam na windę, za drzwi wypadła winowajczyni tego zdarzenia. Otrzepała się z niewidzialnego kurzu, który opadł jej na ramiona, a następnie chwyciła za telefon, wściekle wybijając jakąś wiadomość. Prychnęłam, starając nie zwracać na niej całej swojej uwagi. Każda sekunda zdawała się dłużyć niczym godzina.

[Mats]

Zdębiałem, i to dosłownie. Przetarłem oczy ze zdumienia, zastanawiając się, dlaczego stoi przed moimi drzwiami zapłakana. Sam, niezbyt jeszcze przytomny, pewnie nie byłem w lepszym stanie, chociaż ja miałem konkretny powód. Nie potrafiłem wymyślić żadnego sensownego wyjaśnienia jej zachowania. Z gardła brunetki wyrwał się zdławiony szloch, więc już odruchowo wyciągnąłem ramiona w kierunku dziewczyny. Nadal ją obejmując, powoli wkroczyliśmy do mieszkania, przy czym delikatnie zamknąłem drzwi nogą. Mimowolnie cierpiałem razem z nią, chociaż nie znałem przyczyny. Głaskałem jej włosy, próbując zrozumieć coś z słów, które nadal mieszały się z głośnym szlochem. Miałem jedynie nadzieję, że Cathy nadal śpi. Nic bardziej mylnego. Uniosłem wzrok, dostrzegając swoją narzeczoną u szczytu schodów, spoglądającą na mnie z zdziwieniem. Cisza, która panowała między nami, stawała się coraz bardziej cięższa.
- Ciii, wszystko jest dobrze - wymruczałem, chociaż sam po chwili zwątpiłem w swoje słowa. - Wytłumaczysz mi, co się takiego stało?
Zadałem to pytanie najdelikatniej, jak potrafiłem. Powoli, aczkolwiek zdecydowanie, odsunęła się na kilka kroków tył. Otarłem mokre policzki mojej przyjaciółki rękawami bluzy, którą zdążyłem na siebie założyć, słysząc ponaglający dzwonek. Spojrzała w kierunku Cath, biorąc głęboki wdech.
- Poszłam do Marcela, w zasadzie po to, żeby przywieźć pijanego Marco, bo znając życie, znów Jurgen przetrzepałby go za uszy za spóźnienie na trening...- uśmiechnęła się słabo, ale zaraz posmutniała.- Weszłam do mieszkania i zobaczyłam tam jak... Gdyby nie ja, pewnie pocałowałby tamtą laskę, do cholery!
Spiąłem wszystkie mięśnie. Pewnie, gdybyśmy nie znali się tak długo, nigdy bym jej nie uwierzył. Tak, owszem, chłopak miał swoje za uszami, ale bez przesady. Byłem w stanie powiedzieć, że związek z nią wpłynął na niego dość w pozytywnym sensie.  Jeszcze dwa dni temu trajkotał o niej jak najęty.
- Może był pijany? - zapytała subtelnie przyszła pani Hummels, stając obok mnie. Najgorsze było za nami, ponieważ przestała trząść się jak osika. Skrycie podziwiałem opanowanie dziewczyny.
- Wątpię, bo kiedy ucięłam sobie z nim po tym wszystkim krótką rozmowę, nie bełkotał. Był całkiem przytomny - mruknęła, chowając twarz w dłoniach. Odgarnęłam jej włosy z czoła, spoglądając prosto w oczy. Widziałem, jak bliska jest kolejnego wybuchu płaczu. - Nie będzie wam przeszkadzało, jeśli prześpię się dzisiaj u was?
- Coś ty. Zawsze jesteś tutaj mile widziana - odparłem, prowadząc ją w stronę kanapy. Nawet przez zasunięte rolety światło latarń przeciskało się dość mocno, chociaż teraz nie miało to większego znaczenia. Po raz kolejny zazgrzytałem zębami, widząc, w jak fatalnym jest stanie. Zacisnąłem pięści tak mocno, aż zbielały mi kostki. Usiadłem obok niej, nie wiedząc dokładnie, co mam powiedzieć. Nic nie przychodziło mi do głowy. Zawsze była gotowa mnie wesprzeć, więc chyba nadszedł czas, żeby odpłacić się brunetce tym samym. Oparła czubek swojej głowy o mój bark, zaciskając palce na ramieniu. Głośno przełknęła ślinę, próbując wziąć się w garść.
- Będę chciała zabrać swoje rzeczy z jego mieszkania... Pojedziesz ze mną? Cathy... - zaczęła, kiedy dostrzegła ją z kubkiem gorącej herbaty w dłoni. Podała go Olivii, siadając naprzeciwko nas.
- Nie mam nic przeciwko. Z reszta, i tak jestem jutro cały dzień na treningach, także i tak siedziałby sam w domu - odparła, wzruszając ramionami. - Wiem, że to teraz dla Ciebie trudne, ale co chcesz zrobić?  Porozmawiaj z nim jeszcze raz i wszystko jakoś się wyjaśni.
- Nie wiem, czy coś takiego w ogóle ma jeszcze sens. Pokazał, ile tak naprawdę dla niego znaczę - warknęła, upijając łyk napoju. Jednak znałem ją na tyle dużo, żeby wiedzieć, że powiedzenie czegoś takiego bardzo dużo ją kosztuje. Zmarszczyłem brwi, w mniejszym stopniu rozumiejąc jej reakcję. Narzeczona spojrzała na mnie spod palety gęstych rzęs, pokazując mi tym samym, że martwi się o to tak samo. Żeby przypadkiem nawet nie bardziej.
- Zrobimy inaczej. Ja pojadę po większą część twoich ubrań i sam z nim pogadam. Tak lepiej? - zaproponowałem kompromis, w duchu licząc na to, żeby to coś dało. Skinęła głową, wyrażając swoją aprobatę co do tego rozwiązania.
- Nigdy nie chciałam tak bardzo przez niego cierpieć - powiedziała zduszonym głosem, ponownie zalewając się łzami na moich oczach. Żadne, chociażby najbardziej ciepłe słowa nie były w stanie pocieszyć dziewczynę, że będzie dobrze. Nawet sam przestałem w to wszystko wierzyć. Nerwowym ruchem przeczesałem czarne włosy, już kompletnie nie mając pomysłu, co zrobić, żeby przywrócić wszystko do prawidłowego porządku. Było dobrze, a jeden, głupi krok Niemca pozwolił mu zaprzepaścić tyle miesięcy związku z brunetką. Chciałbym, by był pijany. Wtedy może jeszcze zachowałby u niej cień szansy. Z głuchym stukotem odłożyła kubek na szklany stolik, a ja wzdrygnąłem się zaskoczony.
Cathy objęła delikatnie jej ramiona, szepcąc coś do ucha. Zerwałem się gwałtownie z miejsca, kiedy ona również wstała i zaprowadziła ją na górę. Narzeczona powstrzymała mnie swoim spojrzeniem od tego, żebym z nimi poszedł. Najwyraźniej uznała, że lepiej, jeśli wysłucha tego z punktu widzenia innej kobiety, a nie mnie, mężczyzny. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni po telefon w celu natychmiastowego połączenia z Marco, ale w ostatniej chwili się zawahałem. I dobrze. Nie byłem pewien, czy nie miałaby później do pretensji, że podałem jej tymczasowe miejsce zamieszkania. Znając życie, pewnie i tak sam się tego domyśli, jeśli nie znajdzie dziewczyny u Alex.
- Kocha go - poinformowała mnie lekko zduszonym głosem narzeczona, po kilku minutach pojawiając się w salonie.- Ale jeśli Reus się nie pospieszy, to ją straci. Raz na zawsze.
                                             ------------------------------------------
Jeśli chodzi o dzisiejszy rozdział...  Chciałam tak troszkę namieszać, żeby nie było nudno. ;) Ale dzisiejszy dzień jest dla mnie bardzo, ale to bardzo ważny. Mianowicie to dokładnie rok temu dodałam tutaj pierwszy rozdział, rozpoczynając swoją długą przygodę. Nie wiedziałam, że tyle wytrzymam. :) To wszystko wasza zasługa i bardzo chciałam wam za to podziękować! Za tyle wyświetleń, komentarzy podnoszących mnie na duchu i wiele innych radosnych wspomnień związanych z tym wszystkim! Szczególnie podziękowania należą się pani Weidnefeller, Aniołkowi i żonie Mario. <3 Jeszcze raz wielkie DZIĘKUJĘ!