niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XX

    Mruknęłam coś cicho pod nosem widocznie niezadowolona, widząc przez okno samochodu ciemne chmury,  które gwałtownie zakrywały błękitne niebo. Sapnęłam, zauważając na twarzy mojej przyjaciółki zdeterminowaną minę. Tak mocno trzymała kierownicę, że zrobiły się na niej szlaczki od paznokci w kształcie półksiężyców. Przed wyjazdem zaczęłam mocno protestować, ale jak zwykle nic nie wskórałam. Niemal jeszcze czułam na swoich ramionach dotyk jej palców, jak wypychała mnie 'brutalnie' za drzwi. Przewróciłam oczami, kiedy zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle w centrum miasta. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe z niewiadomych powodów. Podskoczyłam gwałtownie na siedzeniu, ponieważ do moich uszu dobiegł głośny odgłos trąbiącego samochodu.
   - Idiota. Kompletny idiota - skomentowała szatynka, poprawiając szminkę. Zachichotałam po raz pierwszy od kilku tygodni.
    - I kto to mówi...- mruknęłam dość głośno, żeby mogła mnie usłyszeć.  Na mojej twarzy zagościł kwaśny grymas, przypominając sobie ostatnie wydarzenie. Kiedy moje oczy znów zaczęły się robić wilgotne, mocno zacisnęłam zęby, nakazując się już w końcu uspokoić. Rozmowa, którą odbyłyśmy wczorajszego wieczoru bardzo mi pomogła. Bynajmniej tak mi się wydaje... Kolejnym problemem, który napotkałyśmy na swojej drodze, okazało się znalezienie miejsca na parkingu. Krążyłyśmy tu już od dobrych kilkunastu minut, nadal nie mogąc znaleźć miejsca. Postukałam dość zniecierpliwiona opuszkami palców w szybę, kątem oka dostrzegając jakiś ruch.
  - TAM!- wskazałam palcem w bok, a Alex jednym sprawnym ruchem stanęła tam samochodem. Obie jednocześnie odetchnęłyśmy z ulgą, po chwili biorąc się za sprawdzanie naszych torebek.
   - Portfele? - zaczęła, kiwając ironicznie głową.
   - Są.- Odparłam, pokazując nawet dziewczynie energicznym ruchem już dość sprawdzony, czy niczego w nim nie brakuje. Zamknęłam oczy, próbując przywołać z pamięci wspomnienie naszego pierwszego pocałunku, który jakoś dodawał mi siłę. A co się stanie, jeśli słowa Caroline okażą się całkowitą prawdę? Nie wiem, czy w takiej sytuacji byłabym w stanie mu wybaczyć. Te wszystkie czułe słówka, którymi obdarzał mnie przy każdym naszym spotkaniu. Chciałam w to wierzyć. Na tą chwilę jednakże wszystko niesamowicie się pokomplikowało. Zgrabnym ruchem wysiadłam z naszej skromnej limuzyny, zatrzaskując za sobą drzwi.
   Pewnym siebie krokiem przebijałyśmy się przez tłumy do otwartych drzwi największego w Dortmundzie centrum handlowego. Od razu uderzył w nas podmuch zimnego powietrza, który przyniósł ulgę po smażeniu, jakie można odczuć na dworze. Szum rozmów nie dawał nam spokojnie porozmawiać, czy w ogóle jakoś normalnie się porozumieć. Na migi pokazałam przyjaciółce dość porządnie wyglądający butik naprzeciwko jakiejś kwiaciarni. Przez sklepowe szyby błyszczały różne sukienki. Jedna szczególnie przypadła mi do gustu. Niczym zaczarowane prawie na skrzydłach pomknęłyśmy w tamtą stronę, po czym każda po wejściu rozbiegła się w swoje strony w poszukiwaniu upragnionej rzeczy, którą dzisiaj pewnie upolujemy.
 Obserwowałam ją niczym zahipnotyzowana, przy okazji sprawdzając cenę na metce. Gwizdnęłam cicho, dobrze wiedząc, że to cudeńko będzie kosztowało mnie 1/4 mojej wypłaty. Jechałam tu jednak po to, żeby kupić coś pięknego i właśnie na coś takiego trafiłam. Jeśli tego nie zrobię i ktoś sprzątnie mi to sprzed nosa, nigdy sobie tego nie wybaczę. Wzięłam ostatnią sztukę wraz z wieszakiem, wzrokiem wyszukując znajomej sylwetki. Zauważyłam ją biorącą kilka par spodni, które wszystkie razem pewnie były wartości tego, co trzymam teraz w swoich łapach. Zacisnęłam palce na swojej zdobyczy jakby w obawie, że ktoś może mi to zabrać. Pomachałam do niej, próbując jakoś zwrócić uwagę na to, żeby do mnie podeszła. Na szczęście, po dłuższej chwili udało mi się osiągnąć cel. Bardzo zadowolona z siebie pokazała mi swój łup, a ja przedstawiłem Alex swój. Zaklaskała w dłonie, oznajmując  mi, że jedna z przebieralni właśnie się zwolniła. Weszłyśmy do niej obie, po czym ściągnęłam bluzkę, którą miałam dzisiaj na sobie. Raczej nie miałam wstydu przed moją koleżanką od tak, że przy niej się przebieram. Z głośnym śmiechem pomogła mi dosunąć suwak.
    -.... jak ty to zrobisz?Przecież jak to się wyda, będziesz miała przechlapane.- doszedł do nas obcy, kobiecy głos z bocznej kabiny.
    - Phi. Coś wykombinuję. Nie bój się o to.
  Momentalnie spięłam wszystkie mięśnie, przygotowując się do skoku niczym polujący drapieżnik. Aż nazbyt dobrze znałam ten głos. I nienawidziłam go z całego serca. Obie nadstawiłyśmy uszu.
    - Ale tak od razu ciąża? Ja tam uważam, że trochę przegięłaś - mruknęła koleżanka Caro, która nawet tego nie wiedząc, podzielała moje zdanie w tej sprawie.
    - Trzeba sięgać do radykalnych środków. Ta ściema może działać przez kilka dobrych miesięcy. Myślisz, że USG i wizyty u lekarza są aż tak tanie?- zapewniła ją zgryźliwym tonem.
    - A co z tą Olivią?- zapytał ponownie nieznany głos, a ja zacisnęłam usta w cienką kreskę.
    - Żebyś ty widziała jej minę... Dosłownie to było bezcenne - zachichotała szyderczo. Zacisnęłam pięści, cudem powstrzymując się od tego, żeby wejść tam do nich i przywalić tej pustej blondi. Zaraz jednak uśmiechnęłam się szeroko, uświadamiając sobie jedną rzecz. Marco nie kłamał. Serce zaczęło mi pompować krew z potrójną szybkością. Chciałam jak najszybciej zrzucić z siebie tą sukienkę, żeby móc do niego pojechać.

           Zostawiłam Alex  w centrum handlowym, a sama wybrałam dobrze mi już znany autobus. O ironio, kierowca był ten sam. Jedyne, co teraz mnie martwiło, to deszcz niesamowicie mocno zacinający za szybą. Do jego domu jest trochę drogi, ale jakoś się przeżyje. Kiedy wysiadłam, zaklęłam cichcem pod nosem. Już po kilku krokach koszulka kleiła się nieznośnie niemal wszędzie, podobnie było z dżinsami. Zdziwiłam się, widząc samochód blondyna stojący przed bramą. Czyżby gdzieś wyjeżdżał? A może się spóźniłam i już go nie ma? Zaraz moje domysły spaliły na panewce, ponieważ mój wzrok napotkał go, kiedy w swoich rękach niósł wypchaną po brzegi torbę. Znieruchomiał, zauważając mnie przed sobą. Nadal zawzięcie padało, ale to nie stanowiło już żadnego problemu.
      Zanim w ogóle zdążył zareagować, podeszłam do niego i uśmiechnęłam się kącikiem ust.
   - Olivia...- zaczął mówić, powoli rozkładając ramiona, żeby mnie objąć.
   - Już wszystko dobrze.- Zaczęłam mu opowiadać z przejęciem, co takiego przytrafiło mi się w sklepie. Kiedy skończyłam, przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Mimowolnie zadrżałam, czując, jak słodycz rozlewa się po całym moim jestestwie. Zamrugałam gwałtownie, kiedy blondyn się od mnie odsunął. Ale on tylko chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę domu. Zaraz po zamknięciu się drzwi przycisnął mnie do ściany, uśmiechając się tajemniczo. To było zbyt piękne, żeby zakłócać to jakimikolwiek słowami. Kiedy poczułam na swoich wargach leciutki dotyk jego ust, myślałam tylko o namiętności, która rozpalała się płomieniem w mojej klatce piersiowej.
                   *******

      Kilkakrotnie zamrugałam powiekami, próbując przyzwyczaić je do światła padającego z otwartego okna. Przez kilka chwil nie wiedziałam, gdzie jestem. Dopiero kiedy odkręciłam się na bok, zastał mnie cudny widok, za który jeszcze kilka miesięcy temu dałabym się pokroić. Twarz Marco w czasie snu była niesamowicie spokojna, bardziej niż w ciągu dnia. Nawet w czasie nieświadomości obejmował mnie swoim ramieniem. Oparłam głowę o jego szeroki tors, przymykając oczy. Chyba więcej do szczęścia mi nie potrzeba. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział XIX

    Z ściągniętymi brwiami obserwowałam wędrówkę Marco do przedpokoju. Przekręciłam się na bok, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję do leżenia. Kiedy przeczesałam włosy palcami, okazało się, że są lekko wilgotne. Cóż, zdziwiłabym się, gdyby nie były. Zaczęłam rozmyślać o tejże sytuacji, która miała miejsce zaledwie kilka chwil wcześniej. Nie jestem pewna, czy na pewno chciałabym, żeby do czegoś doszło. Z resztą wydawało mi się, że i tak raczej nie jesteśmy jeszcze długo ze sobą... Chociaż biorąc pod uwagę wszystkie zwariowane i szalone momenty, które przeżyliśmy razem, muszę przyznać, że dość dużo nas już łączyło. Podskoczyłam gwałtownie, słysząc znajomy głos. Nie kojarzył mi się on z niczym przyjemnym. Spowodował on to, że po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wkrótce kierując swoje kroki w kierunku krzyków. Przyglądałam się z dziwieniem drobnej blondynce, która z udawanym przejęciem żywo gestykulowała dłońmi.
    -... niby jak to miało się stać?!- blondyn niemal krzyknął, między palcami trzymając pomiętą fotografię. Główny, czarny prostokąt był pełen cienkich, srebrnych żyłek składających się w konkretny kształt. Był on dość wypukły i kulisty. Kiedy chłopak zauważył mnie za swoimi plecami, spojrzał przestraszonym wzrokiem na Caroline. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, co jest na tym zdjęciu.
    Niemal zatoczyłam się do tyłu. Wiadomość ta uderzyła do mojego mózgu niczym gorące kowadło, rytmicznie uderzające w powłokę mojej czaszki. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Złośliwą minę tej żmii, której właśnie teraz udało się osiągnąć swój cel. I przede wszystkim Marco. Jak on mógł mi to zrobić? Przez łzy zauważyłam, jak z triumfem blondyneczka odchodzi, zostawiając nas samych.
   - Ja... to nie moje dziecko- wyjaśnił gorączkowo, próbując mnie jakoś powstrzymać przed wyjściem z domu. Na szczęście miałam już na stopach conversy. - Olivio. Uwierz mi. Nigdy, przenigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.
    - Nawet się nie tłumacz. Proszę - z trudem wydusiłam przez zaciśnięte z tlącego się bólu gardło. Niemal biegnąc, ruszyłam na najbliższy przystanek autobusowy. Łydki paliły mnie żywym ogniem, ale i tak nie miałam najmniejszego zamiaru przestać biec. Raz zerknęłam za siebie, mając jakże nikłą teraz już nadzieję, że zobaczę go za sobą, zmęczonego pościgiem. Jednakże przywitał mnie widok trąbiącego pojazdu, do którego po zatrzymaniu rwącym strumieniem zaczęli wchodzić nieznajomi, całkiem obcy ludzie. Niektórzy spoglądali na mnie z zdziwieniem. Jedna kobieta chciała chyba do mnie podejść, ale w końcu zrezygnowała, najwyżej uznając, że nie powinna się w nic mieszać. I dobrze. Skąd oni mogli wiedzieć, z jakiego powodu płaczę? Założę się, że nikt by nie zgadł przyczyny. Przecież coś takiego nie zdarza się często.
    W ostatniej chwili, przed zamknięciem się metalowych drzwi, zdążyłam wsiąść i znalazłam wolne miejsce przy samym oknie. Jako mała dziewczynka zawsze zajmowałam takie miejsca, żeby wszystko wyraźnie widzieć. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w szklane wieżowce, które mijaliśmy z umiarkowaną prędkością. Cały świat stracił dla mnie jakiekolwiek kolory, co nie zdarzało się często. Zawsze byłam pełna życia. A teraz? Z ochrypłym westchnięciem uświadomiłam sobie, że nie mam u swego boku torby, którą zostawiłam u niego na fotelu w domu. Mały głośniczek znajdujący się obok jakiejś szarej tabliczki poinformował mnie, że dwudziestu minutach nudnej jazdy znajduje się na naszym osiedlu. Nadal nieobecna duchem, po wyjściu z komunikacji miejskiej, ruszyłam przed siebie ospałym krokiem. Każdy, nawet najmniejszy ruch mojego ciała czy skurcz zdawał się promieniować bólem, który rozchodził się z środka klatki piersiowej. Z samiutkiego serca, na którym ktoś zrobił głęboką i poszarpaną bruzdę, która krwawiła.
    Wydawało mi się, że coś dla siebie obojga coś znaczymy. Ta dziewczyna potrafiła zniszczyć wszystko, co kochałam. Jak ja jej nienawidziłam. Moja twarz była mokra od łez wielkości sporawego grochu, które nieprzerwanym strumieniem toczyły mi się po policzkach. Kiedy mijałam sklep spożywczy, przypomniałam sobie niezbyt fajne spotkanie z Felixem. Sapnęłam cicho, nerwowym ruchem ocierając sobie swędzący kark dłonią. Zachodzące promienie słońca głaskały mnie po nagich ramionach, próbując dodać mi otuchy przed nadchodzącymi dniami. Być może im się to uda.

*********
    Minęły już ponad trzy tygodnie, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. Codziennie w nocy miałam ten sam sen. Widziałam siebie całującą się namiętnie z Marco, aby następnie zostać od niego brutalnie oderwana i stanąć na krawędzi czarnej czeluści. Zza jego pleców wychodziła ta blondynka, chichocząc triumfalnie. Bez najmniejszych oporów jednym, zgrabnym ruchem ręki popchnęła mnie. Z niemym krzykiem spadałam coraz niżej, nie mogąc się obudzić. Kiedy jednak to robiłam, byłam cała zlana potem. I tak każdej nocy, bez najmniejszego wyjątku. Zaczęłam mieć podkrążone oczy  z niewyspania. Pamiętam, że kilka dni później Alex pojechała mu oddać koszulkę i wziąć przy okazji moją torbę. Kiedy zajęło jej to więcej czasu niż planowała, zaczęła się tłumaczyć. Byłam niemal pewna, że z nim rozmawiała, bo wróciła też w dość przygnębiającym nastroju. Postanowiłyśmy sobotni wieczór spędzić razem, oglądając stare, francuskie filmy z napisami. 
    - Strasznie źle się czuję, widząc jak cierpisz - wyznała mi szatynka, soląc i tak zbyt dużo popcorn, który jeszcze nie dawno siedział sobie w mikrofali. Nie wiedziałam, jak mam odpowiedzieć. Zamiast tego powiedziałam coś strasznego. Coś, co trzymałam w tajemnicy nawet przed przed sobą, próbując się tego wyprzeć. 
    - Boże, Alex. Ja go nadal kocham. Czy to źle?- spytałam zachrypniętym głosem, czując, jak niema ulga rozlewa się po całym ciele. W końcu o tym mogłam komuś powiedzieć. Pomiędzy nami zapadła krępująca cisza, którą przerwało ciche szuranie kapci na kuchennym linoleum. Z mojego gardła wyrwał się cichy szloch, zaraz stłumiony przez ciepłe objęcie mojej jedynej przyjaciółki. 
   - Wiem, że to trudne... Ale możecie sobie dać szansę. Musicie jakoś spróbować - wyszeptała mi do ucha. Musiałam coś z tym zrobić, to pewne jak słońce. Przecież ten problem nie rozwiąże się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wzięłam w swoje ręce gorącą miskę białych kulek i obie ruszyłyśmy w stronę kanapy, na którą usiadłyśmy. Po chwili zaczęłyśmy szukać pilota, który zgubił się pośród tumultu poduszek. 
    - Jak chcesz, możemy się jutro wybrać na jakieś porządne zakupy do centrum handlowego. - Alex puściła do mnie oko - To najlepszy sposób na ból głowy z powodu facetów. 
      Niezdecydowanie skinęłam głową, potwierdzając pozytywnie cały ten plan. Przyda mi się chociaż odrobinka relaksu, na sto procent. Chociaż na krótką chwilę chciałam o wszystkim zapomnieć. Ale nie chciałam zapomnieć o Marco.