czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział XXIII

     Mats musiał wstać i poklepać mnie po plecach, żebym przypadkiem nie nabawiła się uciążliwej dla mnie czkawki. Najwyraźniej kawa postanowiła pobawić zmienić swoją temperaturę w moim gardle. A może to tylko szok wyznaniem mojego przyjaciela? Spojrzałam na niego spod wysoko uniesionych brwi. Proszę bardzo, najwidoczniej teraz lubi od razu iść na żywioł... Zanim zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić, kelnerka ubrana w czarną princeskę podeszła do nas z dwoma talerzykami pełnymi ciastek z kawałkami czekoladek polanych białą czekoladą. Doszłam do wniosku, że chcą mnie tutaj utuczyć i to za wszelką cenę. Nigdy nie miałam problemów z utrzymaniem wagi, ale jeśli będę codzienne w dużych ilościach będę przyjmować takie słodkości, to niedługo mogę się pożegnać z sylwetką w sam raz. Miałam już dość wrażeń jak na dzisiejszy dzień. Niedługo to wszystko mnie przerośnie. Musiałam przeprosić przyjaciela, ponieważ po raz kolejny ktoś dobijał się z zastrzeżonego numeru do mnie.
   - Uważam, że... Och, to bardzo dobry pomysł. Przecież ją kochasz i to jest najważniejsze- powiedziałam, nadgryzając kawałek ciastka. Wyraźnie ucieszył się moją odpowiedzią.
   - Jest jeden problem, a tak właściwie kolejna prośba. Byłabyś tak miła i pojechała ze mną do jubilera? Być może ty byś mi doradziła, jaki pierścionek mam wybrać - poprosił, niemalże jak kobieta trzepocząc rzęsami. Roześmiałam się, odchylając głowę do tyłu. Zawsze wiedział, jak można mnie skutecznie rozśmieszyć.
    - Spoko. W zasadzie jeśli masz czas... możemy podjechać nawet teraz - mruknęłam zachęcająco do zrealizowania naszego planu. Puścił do mnie oko, wręcz brutalnie chwytając mnie za ramię i wlokąc za sobą do swojego auta. Musiałam niemalże biec, żeby za nim nadążyć. Sapnęłam cicho, zasiadając na skórzanym fotelu. Ruszyliśmy w kierunku przeciwnym niż centrum Dortmundu, a ja akurat nie zapuszczałam się w tą okolicę zbyt często. Mijaliśmy szyldy starych antykwariatów podczas pieszej wędrówki, ponieważ niestety samochód musieliśmy zostawić trochę wcześniej. W końcu dostrzegłam to, do czego tak zaciekle dążyliśmy.
   Duże, szklane okna odsłaniały przed nami na aksamitnych parapetach różne rodzaje biżuterii. Bogato zdobione naszyjniki, masywne kolczyki, czy też staroświeckie sygnety. Za ladą stała siwiejąca kobieta o smukłych palcach, a zwieńczeniem tego widoku były okulary w grubych oprawkach. Powitała nas szerokim uśmiechem, zapraszając gestem do siebie.
    - Szukając Państwo może czegoś konkretnego?- zapytała życzliwym tonem głosu, mrużąc oczy.
    - Tak. Chodzi mi o pierścionki zaręczynowe - odparł Mats, trochę zakłopotany. Spojrzała na mnie, wskazując nam gablotę na drugim końcu sklepu. Chwytając go za rękę podążyłam w tamtym kierunku. Moją uwagę jako pierwszy przykuł biały kamień, a magicznym sposobem niebieski pasek, który na nim był, przesuwał się w zależności od tego pod jakim kątem padał na niego wzrok. Oprócz tego był otoczony masą brylancików, które dopełniały idealnej całości. Na jedwabnych poduszeczkach leżały inne, ale nie mogłam od tamtego właśnie odpędzić swojego wzroku. Jeśliby miałabym cokolwiek kupić, to właśnie ten. Wskazałam go piłkarzowi, chcąc, by w końcu skupił na nim swoją uwagę. Od momentu wejścia stał się jakiś nieobecny bądź zdenerwowany... Sama nie potrafiłam tego do końca określić. Dźgnęłam go łokciem w żebra, na co w odpowiedzi jęknął.
    - Ogarnij się, człowieku. Nie odwalę za ciebie całej roboty - mruknęłam mało przyjemnie, biorąc między palce podbródek mężczyzny, obracając jego głowę w kierunku pierścionka. Chyba po chwili był tak samo nim równie zafascynowany co ja.
   - Ciekawe, co to za kamień. Wygląda naprawdę zjawiskowo.- Wytężył wzrok, próbując dostrzec jeszcze więcej szczegółów. Westchnęłam, bez dezaprobaty cmokając. Prawie przeklęłam na głos, kiedy poczułam po raz kolejny dzisiejszego dnia wibracje w kieszeni. Mats spojrzał na mnie spod zmarszczonym brwi z wymowną miną ,,Jak nie odbierzesz, to ja osobiście zrobię to za ciebie, a później cię ukatrupię!'' Z trudem powstrzymałam się od głośniejszego śmiechu, ale i tak pojawił się nikły uśmiech. Numer zastrzeżony. Ha, i ciekawa jestem niesamowicie, co ktoś ma mi do powiedzenia.
   - Halo?- odezwałam się w końcu oschłym tonem, nie kusząc siebie nawet na odrobinę uprzejmości.
   - Jak się cieszę, że w końcu Pani odebrała. Mam te wyniki badań, które były robione podczas ostatniego pobytu w szpitalu. - Prawie zamurowało mnie, kiedy w słuchawce usłyszałam głos mojego doktora. Na śmierć zapomniałam o tym, że je robiłam. Gdyby nie to, zapewne nigdy bym sobie o nich nie przypomniała.
   - Yhm. Odbiorę je zaraz po południu. Przepraszam, ale muszę już kończyć - pożegnałam go, od razu oglądając się za siebie. Przyjaciel podszedł już do miłej sprzedawczyni z pierścionkiem, a ona chyba właśnie tłumaczyła mu, co to za kamień. Jedyne, co tutaj mnie poważnie zaniepokoiło, to właśnie te badania. Zwykle przysyłali je pocztą, a teraz nagle mam tam pojechać? W ogóle nie chciałam nawet zaprzątać sobie myśli o tym, że coś może pójść nie tak.
   -... księżycowy. Proszę mi uwierzyć, to bardzo dobry wybór. A na marginesie, nazywam się Sarah, drogi młodzieńcze. Nie mów mi per ,,Pani'' bo czuję się przez to jeszcze bardziej starsza niż na to wyglądam.
   Sara zachichotała, pakując mu szkatułkę z pierścionkiem do eleganckiej, papierowej torebeczki. W końcu musiała zorientować się, że nie jestem jego wybranką i to nie dla mnie przeznaczona jest ta kosztowność. Zdecydowałam poprosić Matsa, żeby podwiózł mnie do szpitala. W kościach czułam, że coś się szykuje.

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział XXII

     Zmarszczyłam czoło, próbując skojarzyć skądś numer, który pojawił się na wyświetlaczu mojego telefonu. Z wahaniem postanowiłam go nie odbierać, ponieważ postanowiłam trochę wypocząć. Ponownie wkładając iPoda do kieszeni szortów podniosłam się z łózka, postanawiając włożyć sukienkę do szafy. Mruknęłam coś bardziej niezrozumiałego pod nosem, kierując się w stronę kuchni. Po drodze natknęłam się otwarte drzwi do pokoju mojej przyjaciółki. Nic dziwnego, że je tak zostawiła. Zamknęłam je ostrożnie, nie chcąc po jej powrocie zostać oskarżoną o szpiegowskie grzebienie w rzeczach przyjaciółki. Zachichotałam, przypominając sobie pewną akcję z dzieciństwa. Zaraz przez moją twarz przebiegł grymas, ponieważ to przez Felixa miałam wtedy szlaban na wychodzenie z domu na dwa tygodnie. Pomógł mi wtedy wyjść przez okno, a traf taki chciał, że moi rodzice wracając zbyt wcześnie zauważyli mnie. Oczywiście jak na kompletnego 'debila' przystało, uciekł, zostawiając mnie samą ze swoim problemem. Dwa tygodnie później też nie było mi wesoło. Ten Booker naskarżył na moją osobę dyrektorce liceum, do którego chodziłam, że niby razem z Alex naśmiewałyśmy z jego dość mizernej postury. Jego nazwisko zdawało się mi być bardzo znajome...
    I wtedy pojawił się Mats. Taki mamy teraz paradoks, że mieszkamy w jednym mieście nie mamy czasu się spotkać ani do siebie zadzwonić. Dobrze pamiętam, jak wyjaśnił to całe zamieszanie i tamten chłopak okazał się perfidnym kłamcą. To chyba z tego powodu odszedł z liceum, bo więcej go nie widziałam. Wiem, że byłam mu wdzięczna. Cztery miesiące później okazało się, że też muszę wyjechać z Monachium. Miałam wrócić tu ponownie z matką, ale było to już niemożliwe. Warknęłam coś głośno, kiedy telefon ponownie zaczął upierdliwie wibrować. Odetchnęłam z ulgą, zauważając że to nikt inny jak Alex.
    - Masz mi się tu zaraz spowiadać, czemu to jesteś taka wredna i nic mi nie powiedziałaś o wyjeździe, kłamczucho - powiedziałam na wstępie, dzięki czemu mogłam usłyszeć donośny śmiech po drugiej stronie.
    - Oj przepraszam, nie gniewaj się na mnie! Pewnie i tak dobrze wiesz, bo Marco ci przekazał iż to był spontaniczny wyjazd.
    - A gdzie cię zabrał? Może do Hogwartu, bo jesteś taka podekscytowana...- mruknęłam z irytacją, co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło.
    - Coś ty! Na Majorkę- wyszeptała, jakby bojąc się, że ktoś niepowołany może ją usłyszeć.
    - I  to ma być 'spontaniczny' wyjazd? Musiał to przecież wcześniej zaplanować - ofuknęłam, nagle nie mogąc uwierzyć, że zrobił tak to wszystko bez udziału samej  Alex. Odliczyłam do dziesięciu, czekając, aż cała irytacja ze mnie wyfrunie. - Przepraszam, że tak się odzywam.
    - Nawet nie jestem zła! Mogłabyś zadzwonić do mnie później? Muszę kończyć. Papatki, kochana!- usłyszałam tylko ciche cmoknięcie i rozłączyłam się. Nawet nie zdążyłam włożyć go do telefonu, kiedy dostałam sms-a od Anne, naszej sekretarki.

                     Proszę, przyjedź. Brakuje nam kilku dokumentów, które są ważne. To pilne. 

   Przestraszyłam się nie na żarty. Dobrze wiedziałam, że brak kilku papierków na pierwszy rzut oka nic nie wartych może zaważyć o czyjejś przeszłości. Nie przebierałam się, ponieważ uznałam to za coś zbędnego. Pochwyciłam torbę, upewniwszy się, że mam w niej kluczyki do samochodu. Droga do zarządu dłużyła mi się niesamowicie, chociaż nigdzie nie było żadnych korków. Obie dłonie miałam spocone, jak bym nie wiadomo czego się strasznie bała. Uderzył we mnie podmuch zimnego powietrza pochodzącego z klimatyzacji, która teraz pracowała niemal na okrągło.
    - Jak dobrze, że już jesteś!- zawołała blondynka, machając do mnie ręką. Na nosie siedziały jej nieodłączne okulary, zza których spoglądały na mnie łagodne, brązowe oczy. Ile ja bym dała, żeby mieć właśnie takie. Biegiem podeszłam do recepcji, od razu kierując się do wewnętrznej strony blatu. Pochyliłam się nad kupą dokumentów, które zostały ułożone w nienagannym porządku.
    - Których konkretnie brakuje? - zapytałam, marszcząc czoło.
    - Sprawozdań finansowych z poprzedniego kwartału... Jak tego nie znajdziemy dzisiaj, to Watzke nas ukatrupi!- zawoła zrozpaczonym szeptem zdesperowanej kobiety, która jest gotowa na prawie wszystko.
     - Spokojnie, przecież musza tu gdzieś. Sprawdzałaś może w naszym biurze, które dzielę z Alex?
     - Przecież dobrze wiesz, że tam nie wchodzę. Nie chcę być o nic posądzana.
 Poklepałam ją krzepiąco po barku i sama ruszyłam w stronę naszego pokoju. Wyciągnęłam z kieszeni frotkę i związałam sobie włosy w luźny, koński ogon. Z impetem otworzyłam drzwi, studiując od razu każdy centymetr kwadratowy biura swoim czujnym wzrokiem. Zaczęłam dokładnie sprawdzać wszystkie miejsca, w których mogły one się znaleźć. Przyłożyłam spocone czoło do chłodnej powierzchni ściany, kiedy wyczułam pod drukarkę szorstką teczkę. W myślach podziękowałam Bogu, że przysłała mi tą wiadomość. A gdybym o niczym nie wiedziała? Wolałam o tym nawet nie myśleć. Przycisnęłam papiery do piersi, bojąc się, iż mogą mi gdzieś wypaść po drodze. Tak, teraz byłam naprawdę przewrażliwiona. Zamykając za sobą szklane przejście, obok siebie usłyszałam przeciągły jęk. Jakiś facet schylał swoje ciało, zasłaniając nos obiema dłońmi. W tej chwili uświadomiłam sobie, co mu takiego zrobiłam.
     - Nic poważnego się Panu nie stało?
    Całym ciałem mężczyzny przeszedł dreszcz. Z gardła wyrwał mu się chichot, który przeszedł  w donośny śmiech. Po raz kolejny tego dnia przywołałam do siebie wspomnienia z liceum, dobrze wiedząc, kto potrafił mi wykręcić taki numer...
    -... Mats!- ofuknęłam go, mierzwiąc te czarne włosy. Nie mogłam się powstrzymać i śmiałam się razem z nim. Wkrótce przytulił mnie przyjacielsko, zaraz biorąc mnie pod ramię. Powiedział, iż muszę opowiedzieć wszystko, co działo się dotychczas w moim życiu. Przed pójściem do bufetu oddałam Anne 'zaginione' dokumenty, które bardzo sprytnie się ukryły. Niesamowicie się cieszyłam, mogąc wreszcie znaleźć chwilę na rozmowę z moim przyjacielem. Do moich nozdrzy doszedł zapach świeżo wypiekanych cynamonowych ciastek, które uwielbiałyśmy razem z Alex. Na początku postanowiliśmy się zadowolić samą kawą, po czym usiedliśmy przy stoliku wychodzącym na zewnątrz.
    - Najpierw musisz mi wyjaśnić całą sprawę z Marco. Przez ostatnie tygodnie chodził jak struty i nie było się z nim możliwości dogadać. Nawet sam Jurgen zaczął się o niego martwić, a on nie chciał nikomu powiedzieć o co chodzi. Liczę więc, że ty mi wyjaśnisz.
    Powoli zaczęłam całą historię od początku. Nie było mi łatwo o tym wszystkim tak powiedzieć na luzie, ale w końcu miałam pewność, że on nikomu o tym nie powie. Przez twarz Matsa przejawiły się różne emocje. W pewnym sensie go rozumiałam. A co gdyby też miał taką psychopatyczną była i ona wpadłaby na taki pomysł? Wtedy Cathy pewnie zareagowałaby tak samo jak ja, bynajmniej to bardzo prawdopodobne.
   - Teraz... teraz wszystko rozumiem. Przed tym wszystkim potrafił trajkotać o tobie przez cały trening, aż kiedyś się tak zamyślić, że nie zauważył nawet jak piłka przeszła mu przed nosem. Nigdy tego nie zapomnę, o nie - zaśmiał się, upijając łyk chłodnego już napoju.- Po za tym jest sprawa, w której muszę się tobą poradzić.
   - O co chodzi?- zamieniłam się w słuch, nadstawiając uszu.
   - Jestem już z Cathy... och, od liceum. Pewnie być się zdziwiła, ale kiedy ty wyjechałaś z Monachium ona właśnie się tu wprowadziła. Ostatnio coraz częściej o tym myślę. Chcę się jej oświadczyć.
 

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział XXI

     Jęknęłam cicho, czując jak trzeszczą mi stawy. W nocy miałam cały czas przykurczone nogi, więc nie dziwne, że mnie trochę bolą. Oblałam się rumieńcem, widząc, na czym tak naprawdę leży moja głowa. Pogładziłam opuszkami palców tors Marco, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Uważnie śledziłam każdą, nawet najmniejszy rys na jego twarzy.  Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. To było tak rzeczywiste, że aż bolało. Do tej pory nie wiedziałam, jak ktoś taki jak on mógł w ogóle zwrócić na mnie uwagę. Chłopak poruszył się niespokojnie, jakby miał wrażenie, że chcę mu uciec. Chyba to byłaby ostateczna rzecz, o jakiej bym pomyślała. Objął mnie ramieniem, jeszcze bardziej przyciskając do siebie.
   - Wyspałaś się?- wymruczał, wtulając twarz w moją szyję.
   - Pfff... Nie dałeś mi spać w nocy - powiedziałam z figlarnym błyskiem w oku, marszcząc czoło. Dobrze, że nie widział mojej miny. Nagle, dość niespodziewanie blondyn objął mnie i przycisnął usta do moich warg.
Zakręciło mi się w głowie. Dosłownie, niedawno doszłam do wniosku, że powietrze nie jest mi potrzebne do normalnego funkcjonowania. Przekręcił mnie tak, żebym była pod nim. Typowy facet dominujący, ot co. Pomimo tego, iż nie miałam ochoty przerywać tego porywającego procederu, mój brzuch zaburczał buntowniczo. Naprawdę wybrał sobie doskonały moment do przedstawienia tego, że brakuje mu suplementów odżywczych.
Odsunął się od mnie, zwlekając swój ciężar z mojego ciała. Usłyszałam tylko ciche plaśnięcie bosych stóp na drewnianej podłodze.
   - Co chcesz na śniadanie?- zapytał, zawiązując sznurek na szlafroku. Rozejrzałam się ciekawsko po pokoju, próbując zlokalizować moje ubrania. Odetchnęłam z ulgą, widząc je na fotelu.
    - Zjem co zrobisz - mruknęłam, podciągając kołdrę pod samą brodę. Marco tylko pokręcił głową w zamyśleniu i wyszedł, zostawiając mnie samą. Zerknęłam tylko, czy rolety są zasunięte i okręcona w kołdrę podreptałam w kierunku moich fatałaszków, które zabrałam do łazienki. Ubrałam się powoli, dając mu czas na to, żeby przypadkiem nie przygotował czegoś niejadalnego. Dopiero teraz miałam okazję do rozejrzeniu się po wnętrzu. Całość utrzymana była w ciepłych kolorach, co mnie ucieszyło. Przeczesałam z denka rozczochrane włosy, które i tak jak na złość sterczały na wszystkie strony. Pogroziłam im palcem, jednocześnie przeglądając się w lustrze. Doszłam do pocieszającego wniosku (bynajmniej dla mojej osoby) że nie wyglądam tak źle jak kilka minut wcześniej.
     Z wypiekami na twarzy mój mózg przywołał wspomnienie... cóż, w tej chwili gotowa byłam zemdleć. Odchrząknęłam, przywołując swoje już dość zagalopowane  myśli do normalnego stanu. Cichcem wyszłam z sypialni i powoli, niczym jakaś kobieta, która boi się zostać przyłapana na gorącym uczynku, ostrożnie stawiałam kroki na schodach. Omiotłam spojrzeniem cały salon oddzielony od kuchni blatem kuchennym; nigdzie nie widać było Marco. Opuszkami palców przejechałam po aksamitnym, białym obiciu kanap, który wyraźnie odcinał się na kawowym kolorze ścian. Uśmiechnęłam się delikatnie, przypominając sobie całą scenę z basenem. Kiedy wyszłam na taras, okazało się, że stół jest już przygotowany do śniadania. Brakowało tu tylko blondyna, który gdzieś się zapodział. A może się zgubił?
     Usiadłam powoli na jednym z rozkładanych krzeseł, rozglądając się w około. Być może zaczaił się na mnie gdzieś i znów zamierza mnie 'niechcący' wrzucić do basenu? Smukłymi palcami chwyciłam uszko filiżanki z kawą. Zamoczyłam w jeszcze ciepłym napoju moje spierzchnięte wargi. Niemalże podskoczyłam i wylałam na swoją bluzkę brązowy płyn, kiedyż to poczułam na barkach nieznaczny ciężar.
    - Nie wiedziałem, że jestem taki straszny - mruknął już dość rozbawiony do mojego ucha, w tej samej chwili podając mi talerzyk z jajecznicą na bekonie. Stała wcześniej na stole, ale nie miałam zielonego pojęcia, że jest dla mnie.
    - Nie jesteś, tylko po prostu... nie rób niczego tak bez zapowiedzi, bo jeszcze kiedyś ci coś przypadkiem zrobię - zachichotałam. Usiadł obok mnie na drugim krześle, po chwili zastanowienia biorąc do ręki masło orzechowe i smarując sobie nim gorącego tosta.
    - Alex dzwoniła do mnie... i kazała ci przekazać, że wyjeżdża na kilka dni wraz z Sebastianem. Podobno to jakiś 'niespodziewany' wypad za miasto.
    Kiedy dotarł do mnie sens słów Marco, niemal zakrztusiłam się kawą.
   - Oczywiście nie mam nic przeciwko temu... ale czemu zadzwoniła właśnie do ciebie?- zapytałam zaczepnie, unosząc jedną brew ku górze. Poczekałam cierpliwie, aż zje do końca kanapkę i dopiero wtedy spokojnie mi odpowie.
   - Spałaś, a ja nie chciałem cię budzić. Później i tak przy tobie znów usnąłem - odparł prosto, splatając nasze dłonie w nierozerwalnym uścisku. Momentalnie zmiękłam i chyba stanie się to moim naturalnym odruchem. Resztę śniadania spędziliśmy na dyskutowaniu o mniej istotnych rzeczach. Pisnęłam jak mała dziewczynka, kiedy to postanowił mnie posadzić sobie tak bez żadnego pozwolenia na kolanach. Dotyk jego ust na moim chłodnym czole był niczym trzepnięcie skrzydeł motyla. W tym momencie dałam się porwać gwałtownym emocjom, które napłynęły do mnie niesamowicie mocną falą. Przycisnęłam usta do jego ust, chcąc do końca nacieszyć się ich bliskością.
    - Kocham cię - wydyszał, nie przestając mnie całować. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy. Było w nich widać tylko szczerość, którą najwyraźniej pragnął mi ofiarować. Otworzyłam przed nim moje serce i nie zamierzałam go zamykać już nigdy.
    - Ja też... cię kocham - szepnęłam, powracając do przerwanej czynności. Do końca nie potrafiłam znaleźć słów, które trafnie opisałyby mój stan, w którym teraz się znalazłam. Marco podniósł głowę, przerywając pocałunek. Nie miałam mu tego za złe. Oparł podbródek o czubek mojej głowy i spojrzał w dal.

            *******
     Po powrocie do domu jedynym śladem na obecność mojej przyjaciółki była powieszona sukienka na drzwiach szafki, którą kupiłam w centrum handlowym. Pogłaskałam czubkami palców odrobinę drapiący materiał. Na potężnej komodzie zauważyłam niewinnie wyglądającą kartkę z znajomym charakterem pisma.

               Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła. Chociaż zapewne powinnaś, nie przeczę wcale. Piszę ten list w pośpiechu, ponieważ mój Sebastian ciągle mnie pośpiesza mówiąc, że nie zdąży  ze swoją ,,niespodzianką''. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę! Ty pewnie zresztą też... jak wrócę, chcę znać całą  prawdę, jak to się skończyło. ;) Pozdrawiam cię serdecznie, twoja na zawsze najdroższa przyjaciółka                
                                                                                                     Alex 
    Westchnęłam cicho, próbując uspokoić w sobie to wszystko, co kotłowało się we mnie od samego ranka. Wydarzyło się tak dużo... Wydawało mi się przez dłuższy okres czasu, że ta kłopotliwa sytuacji nigdy się nie zmieni. Jeden uśmiech losu sprawił mi niesamowite szczęście, które mogłam jej zawdzięczać. Nie chciałam nawet dopuszczać do siebie myśli, jak to by się skończyło, gdybym nie dała wziąć zaprowadzić siebie na zakupy. Nagle z mojej kieszeni dobiegło ciche burczenie telefonu.