piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział XIII

     Zaklęłam cicho pod nosem, zamykając za sobą drzwi. Dlaczego po raz kolejny musiałam wracać sama do domu o tak późnej porze? No dobra, jest dopiero dwudziesta, ale ja i tak mam małego stracha. Ten tydzień może należeć do najgorszych w moim życiu, a jest dopiero środa. Wiele razy dzwoniłam do Marco, ale ten nie odbierał. Miałam nadzieję, że w końcu odbierze... To wszystko przez niedzielny artykuł o naszym potajemnym spotkaniu, które rozniosło się szerokim echem wśród naszych sąsiadów. Sapnęłam cicho, stawiając torby z zakupami na kuchennych szafkach. Moje spojrzenie przykuła kolorowa kartka przypięta magnesem do lodówki; widniało na niej rozpoznawalne zawijasy mojej przyjaciółki.

   Jestem na kolacji u moich rodziców. Nie wiem, czy wrócę na rano. Twoja ukochana BF
                                                                                                                              Alex

  Jęknęłam mimowolnie. Mogła mnie łaskawie uprzedzić o swoim wyjeździe, ale mogłam się tego spodziewać. Już nie raz wywijała mi takie numery, jednak to było przed tym wszystkim, co się wydarzyło. Nagle przez moje plecy przeszedł zimny dreszcz, który nie zwiastował nic dobrego. Ręce, podobnie jak ramiona, stały się nienaturalnie zimne.
   - Podobał ci się mój artykuł, koteczku?- zapytał aż za dobrze znajomy głos, a ja nie miałam siły się odwrócić. Musiałam jednak to zrobić, ponieważ miałam dość tępego wpatrywania się w ścianę przed sobą. Ujrzałam na twarzy Felixa triumfalny uśmiech.
   - Niezbyt - powiedziałam, nie chcąc ukrywać swojego niezadowolenia z takiego obrotu spraw.
   - Powinnaś lepiej zamykać drzwi od balkonu - mruknął, krzyżując ręce na piersi. Wzięłam głęboki wdech, próbując uspokoić swoje przegalopowane serce. Spojrzałam na niego z bólem w oczach, żeby zobaczył, jak cierpię. Może ruszą go wyrzuty sumienia? Kiedy przez dłuższą chwilą nie odpowiadałam, zaczął iść w moją stroną. Zacisnęłam nerwowo palce na kuchennym blacie, próbując go jakoś zignorować. Brutalnie uniósł mój podbródek, śmiejąc się przy tym.
   - Kotku...- zaczął troskliwym, tęsknym głosem. Gdybym go wcześniej nie znała, być może dałabym się nabrać na jego sztuczki. - Rzuć tego idiotę dla mnie. Wiem, że tego bardzo chcesz.
   Syknęłam, kiedy delikatnie ucałował moje ramię. Na szczęście było już bez bandażu, który zdjęli mi w poniedziałek. Po wszystkim nie została nawet blizna, co mnie bardzo cieszy. Wszystko zbledło w okolicznościach, jakich się znalazłam. Miałam już go naprawdę serdecznie dość.
   - Nigdy nie waż się do mnie tak odzywać - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, przełykając gulę, która nagle urosła mi w gardle. Przesunął z pożądaniem w oczach opuszkami palców po szyi, którego się przeraziłam. Nie wiedziałam do końca, na co go stać w chwili desperacji. Korzystając z chwilowej nieuwagi i dekoncentracji bruneta uderzyłam go brutalnie w policzek. Ucieszyłam się bardzo, widząc, że zostawiłam mu na twarzy czerwony ślad. Mimo tego uśmiechnął się lekko, odsuwając się od mnie.
   - Jeszcze nie raz się spotkamy - pożegnał się ze mną ironiczne, oddalając się w głąb salonu. Po chwili zniknął za balkonowymi drzwiami, zostawiając mnie zupełnie samą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że płaczę. Nagle do moich uszu doszedł wyraźny dźwięk dzwonka. Jakimś cudem dowlokłam się do drzwi.
    - Olivia... Czy ktoś ci coś zrobił?
 To taki głos chciałabym słyszeć za każdym rankiem, rok po roku. Trzymał w swoich rękach jedenaście żółtych róż, które zaraz rzucił na komodę w przedpokoju. Przygarnął mnie do siebie, nie zważając zupełnie uwagi na moje protesty. Nadal łkałam, nie potrafiąc przestać. Gdyby nie on, już dawno bym stąd wyjechała. Marco ucałował delikatnie moje chłodne czoło, próbując ukoić moje zszargane nerwy.

     

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział XII

    Kołdra przyjemnie chłodziła moje ciało. Nie miałam najmniejszej ochoty się budzić, ale promienie słońca wpadające przez okno kuły mnie bezlitośnie w oczy. Jęknęłam cicho, przewracając się na drugi bok. Zamrugałam powiekami, a obraz pokoju nabierał coraz większej ostrości. Nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, kiedy zalała mnie fala wspomnień z wczorajszego wieczoru. Najbardziej zapamiętałam sam pocałunek, który niemal zwalił mnie z nóg. Zachichotałam, widząc Alex stojącą w drzwiach do sypialni. Gestem ręki zaprosiłam ją do środka. Bezczelnie zwaliła się obok mnie na łóżko, wnikliwie wpatrując się w moją twarz, jakby chciała ujrzeć tam jakieś wskazówki. Popukałam ją palcem w czoło, na co ona prychnęła z wyraźną dezaprobatą.
   - I jak było?- zapytała, wpatrując się w swoje idealnie zrobione paznokcie. Położyła na nich żółty lakier, a dodatkową ozdobą była literka B. Zawsze uważałam, że powinna założyć swój własny salon kosmetyczny lub fryzjerski.
  - C-u-d-n-i-e...- przeliterowałam z teatralnym westchnięciem na końcu, wachlując się dłonią. Kąciki ust mojej przyjaciółki zadrżały, kiedy z trudem powstrzymywała uśmiech.
  - Tylko mi tu nie mów, że cię pocałował - mruknęła, na chwilę wbijając swój wzrok w sufit. Po chwili zrezygnowała z tego zajęcia, niemal zmęczonym wzrokiem wpatrując się we mnie. Wiedziałam, że ta kamienna maska to tylko pozory, żeby mnie zmylić na samym początku. Znałam ją jednak tak dobrze, że wiedziałam o niej niemal wszystko.
  - Owszem - odpowiedziałam, prężąc się z dumy. Obie zaczęłyśmy śmiać się jak szalone, poklepując się przyjacielsko po plecach. Nadal nachodziła mnie myśl, że to być może jakiś sen, który nawiedził mnie w nocy. Szatynka zaprosiła mnie na śniadanie, które ponoć czekało już do zjedzenia na tarasie. Zamykając za sobą drzwi ostrzegła mnie przezornie, żebym szybko zbierała się na dół. Przeczesałam palcami splątane włosy, które falami opadały na plecy. Palcami delikatnie dotknęłam swoich ust, próbując przypomnieć sobie smak naszego pocałunku.
    Otworzyłam oczy, nerwowym ruchem wygładzając piżamę. Narzuciłam na siebie mięciutki szlafrok i ruszyłam do salonu, skąd wychodziło się na balkon. Zakasałam rękawy, widząc, że Alex naprawdę się postarała to wszystko zorganizować. Z kubków parowała gorąca herbata z cytryną, a na środku stołu niczym majestatyczny król prezentowała się jajecznica. Przełknęłam ślinę, nie mogąc pohamować swojego głodu. Nagle zaburczało mi w brzuchu, co dodatkowo potwierdzało aż nazbyt oczywisty fakt. Usadowiwszy się na rozkładanym krześle, moją uwagę przykuł dziwny nagłówek na pierwsze stronie gazety. Wzruszyłam ramionami, spoglądając na Alex, która nakładała nam obojgu coś na talerze.
                                                     
                            Kim jest nowa dziewczyna Marco Reusa? 
Wczorajszym wieczorem piłkarz Borussi Dortmund Marco Reus (24 l.) wybrał się na romantyczną kolację z nieznajomą dla nas kobietą, która pracuje jako rzecznik prasowy klubu. Czyżby owa Pani namieszała w głowie strzelcowi BvB? Można stwierdzić, że tak, ponieważ po wszystkim udali się na jeszcze bardziej romantyczny spacer nad jeziorem w świetle księżyca. Kulminacją wieczoru był ich pocałunek, który pewnie nie zadowoli jego byłej sympatii. Pamiętają państwo, że kilka dni temu pisaliśmy o napaści, która miała miejsce późnym wieczorem w oficjalnej siedzibie klubu z Zagłębia Ruhry. Czyżby niedługo zaczną krążyć pogłoski, że to wszystko stanie się poważnym związkiem? 

    Wstrzymałam oddech, próbując zebrać galopujące myśli. Czyli wrażenie, że wczoraj momentami ktoś nas obserwował, nie było tak mylne. Obok artykułu widniało zdjęcie, jak wsiadam do jego sportowego samochodu. Zmarszczyłam czoło, nie mogąc pozbyć się myśli, że Felix maczał w tym swoje palce. Tylko jak mógł to zrobić? Przecież nic nie wiedział o naszej randce. Miałam dziwne przeczucie, że niedługo się spotkamy...


środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział XI

     Z wielkim trudem zmusiłam się do tego, żeby oderwać się od jego tak kuszących ust. Oparliśmy się czołami o siebie, próbując złapać równomierny oddech. Kątem oka zauważyłam, że gęste zarośla na drugiej stronie zalesionej plaży poruszyły się niespokojnie. Natychmiast spięłam wszystkie swoje mięśnie, gotowa nawet na to, że Felix wyskoczy zza nich i zrobi nam obojgu przykrą niespodziankę, która zepsułaby ten wieczór. Nadal się obejmowaliśmy, co o dziwo nie powodowało u mnie poczucia dyskomfortu. Chciałabym, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, jednakże czas nie był łaskawy.
   - Jak całuję?- zapytał żartobliwym tonem Marco. Spojrzałam na niego trochę zdziwiona, po chwili uśmiechając się szeroko. Pogładziłam opuszkami palców krańce kości policzkowych blondyna, próbując skupić się na jak najlepszej odpowiedzi.
   - Cudownie - odparłam jak najbardziej szczerze, ponieważ mówiłam samą prawdę. Sama myśl o tym, że mogłabym go kiedyś okłamać, wydawała mi się naprawdę obrzydliwa. Serce nadal tłukło mi się w piersi, nie mogąc zapomnieć wspomnienia ciepła, które jeszcze kilka chwil temu wypełniała szczelnie całe moje ciało. Ciszę między nami zakłócały tylko odgłosy nocnych ptaszyn, które śpiewały swoje melodyjne arie wprost do mrugającego nieba. Chłopak zaproponował, żebyśmy usiedli na ławce, co po chwili zrobiliśmy.
   - Jak tam mecz?- zagadnęłam, kiedy delikatnie przyciągnął mnie do siebie.
   - Bardzo dobrze. Miki i Robert strzelili gola, więc wygraliśmy i przechodzimy do finału - powiedział, z trudem opanowując dumę w swoim głosie. Uśmiechnęłam się lekko, jednak moje ramię nagle sobie przypomniało o tabletkach przeciwbólowych, które powinnam zażyć przed wyjściem do restauracji.
    - Kiedy zdejmują ci szwy?- zapytał troskliwie, głaszcząc leniwie moje włosy wolną dłonią. Jęknęłam mimowolnie, przypominając sobie (niestety) o całym zajściu, którego chyba nigdy nie zdołam zapomnieć. Od tamtej feralnej nocy policja dzwoniła do mnie tylko jeden raz, w celu koniecznego zweryfikowania moich zeznań. Nie miałam najmniejszej ochoty jechać na komisariat, bo wtedy zapewne musiałabym widzieć się z całą sprawczynią tego zajścia, Caroline. Nadal nie mogłam do końca pojąć, jak ta dziewczyna mogła coś takiego zrobić i w ogóle czego ona tam szukała. To jedno z wielu pytań, na które wciąż nie znam odpowiedzi.
   - Powinnam zajechać do szpitala za jakieś dwa albo trzy dni, najpóźniej w czwartek. Po za tym czuję się coraz lepiej - odparłam gorliwie, stukając przy tym opuszkami palców w jego bark. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że będę musiała to wszystko oglądać. Chociaż pewnie tego nikt nigdy nie zauważył, nie przepadałam zbytnio nad widokiem własnej krwi. Co dziwniejsze, nigdy w dzieciństwie ani później nie miałam problemu z opatrywaniem zdartego łokcia lub co gorsza kolana, które obficie broczyło szkarłatną cieczą.  Spokojny i jednostajny szum jeziora działał na mnie niezwykle usypiająco...
   - Olivio!- chłopak potrząsnął mnie trochę, wybudzając tym samym z sennego transu, do którego przed kilkoma chwilami zapadłam. - Jesteś zmęczona. Odwiozę cię już do domu.
   - Och...- wymamrotałam, do końca się wybudzając. - Oczywiście.
 Marco uśmiechnął się szarmancko, pozwalając mi swobodnie wstać. Spojrzałam na zegarek, który miałam na nadgarstku i stwierdziłam, że jesteśmy tu już od półtorej godziny. Przy nim nie czułam tego tak szybko upływającego czasu. Z cichym łoskotem usadowiłam się na przednim siedzeniu, oglądając się na krajobraz za szybą. Znów mi się zdawało, że widzę ciemną posturę człowieka, która szybko oddalała się coraz bardziej pośpiesznym krokiem w głębię lasu.
-----------------------------------------------------------
Moi drodzy czytelnicy!
Muszę wam podziękować za te miłe komentarze, których tak dużo jest tutaj (drogi Anonimku, po przejrzeniu wnikliwie rozdziału X nie znalazłam żadnych czasowników użytych w złej formie)! Nie mogę uwierzyć, że jest to już aż 1.200 wejść. Tego wszystkiego nie byłoby bez was, więc dziękuję wam, moi Borussen! <3 Z poważaniem

Autorka bloga


czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział X

     Krajobraz za szybą samochodu mijał mi zbyt szybko. Ciemne kontury drzew majaczyły mi niemal przed oczami, zlewając się w jedną całość. Westchnęłam cicho, spoglądając na zegarek. Było kilka minut po dwudziestej drugiej, a my nadal nie kierowaliśmy się w stronę domu. Marco mówił, że to miejsce to tak jakby niespodzianka. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem to na pewno mnie zaskoczy.
   - Mam nadzieję, że nie chcesz mnie gdzieś wywieźć - odezwałam się, kiedy skręcał w kolejny zakręt. Światła miasta już dawno za nami znikły. Tylko pojedyncze, stare latarnie oświetlały podziurawioną drogę.
   - Nigdy bym tak nie zrobił - powiedział lekko urażonym tonem, wiedząc przy tym, że i tak udawał. Roześmiałam się, zasłaniając usta dłonią. Nawet w tak nietypowej dla mnie sytuacji potrafił mnie rozśmieszyć.
    - Wierzę ci, tylko byłam ciekawa, co odpowiesz - odparłam, zaciskając palce na krańcach mojego niebieskiego płaszcza, który dzisiaj nałożyłam. Ożywiłam się nagle, kiedy zaparkowaliśmy na miejscu parkingowym przed jeziorem. Tafla wody odbijała srebrną tarczę księżyca, nadając temu wszystkiemu jakiegoś tajemniczego uroku. Blondyn otworzył przede mną drzwi, po czym wysiadłam. Po chwili ruszyliśmy plażą, trzymając się za ręce.
    - Podoba ci się tu?- zapytał, odkręcając głowę w moją stronę. Skinęłam, na razie nie będąc w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Nadal byłam zbyt oczarowana tym wszystkim, a moje serce biło jak oszalałe z radosnej euforii, której nadal zbyt nie rozumiałam.
    - Jest przepięknie - odezwałam się po dłuższej chwili milczenia, uśmiechając się lekko. Spojrzałam w niebo, próbując skupić swój rozbiegany wzrok na jednej z gwiazd. Migotała, aż w końcu niespodziewanie zgasła, czyniąc granatowe niebo jeszcze bardziej ciemnym. Poczułam, że Marco się zatrzymuje i też zaczyna wpatrywać się w konstelacje. Czasami wydawało mi się, że jestem tak blisko nich i z łatwością urwę jedną, by móc zachować ją dla siebie. Bańka mydlana jednak pryska, pozostawiając moje ciało nadal na ziemi, po której stąpam.
   - Tak sobie myślę, że jedyną rzeczą, której nikt nigdy mi nie odbierze, to możliwość patrzenia w gwiazdy, przyjaźń i...
   - ... miłość - dokończyłam za nim nieśmiało, ledwie słyszalnym szeptem. Chłopak zmarszczył lekko czoło, jakby się nad czymś zastanawiał. Kąciki jego warg uniosły się w ledwie widocznym uśmiechu, kiedy znów rozpoczęliśmy swój marsz. Miękki piach trzeszczał mi przyjemnie pod butami, przypominając mi tym samym o wakacyjnych planach z Alex. Miałyśmy zamiar wyjechać nad morze do Hiszpanii, o ile zarobione i zaoszczędzone finanse nam na to pozwolą. Miałam nadzieję, że jednakże odpoczniemy od tej codziennej rutyny i biegania do pracy. Powoli zaczynało mnie to męczyć. Kochałam to, co robię i w tej chwili to wszystko napawało mnie niewyobrażalną dumą.
    Pisnęłam cicho, kiedy Marco okręcił mnie wokół siebie, delikatnie kładąc rękę na mojej talii. Odsłoniłam oczy spod kurtyny gęstych rzęs, wlepiając wzrok w jego tęczówki o żywym kolorze. Schował mi niesforny kosmyk włosów za ucho, który wymknął się niepostrzeżenie na gładkie czoło.
   Zadrżałam, czując dotyk jego ust na swoich wargach. Cały świat wraz z kosmosem zawirował wokół nas, pozostawiając nas zupełnie samych. Cichy ogień, który ciągle tlił się w moim sercu, rozpalił się teraz niesamowitym żarem. Wplotłam rękę w jego jedwabiste włosy, przyciągając go do siebie. Drugą ręką gładziłam po klatce piersiowej, czasami zahaczając o umięśnione ramię. Nasz pocałunek zdawał się trwać w nieskończoność. Z każdą chwilą robił się coraz bardziej namiętny i zmysłowy, jakby ogień trawił już nas oboje.  

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział IX

    Przez całe to popołudnie chodziłam nerwowo po domu, co rusz zerkając za okno. Kiedy krew przestała mu lecieć z nosa, musiał już pojechać do swoje mieszkania. Miałam okropne wyrzuty sumienia, że ta sytuacja miała miejsce. Powinnam do tego nie dopuścić. Ciekawa jestem, jak Felix mógł mnie znaleźć w tak ogromnym mieście jakim jest Dortmund. Ktoś musiał go nakierować, ale kto? Nie miałam najmniejszego zamiaru osądzać moich przyjaciół, ponieważ mam do nich stu procentowe zaufanie. Niemal podskoczyłam kilka metrów w górę, słysząc brzęczenie mojej komórki w kieszeni.
   - Halo?- zapytałam do słuchawki, słysząc ciche westchnienie.
   - To ja, Marco. Chciałem tylko przekazać, że z moim nosem jest wszystko w porządku - powiedział, śmiejąc się cicho. Zacisnęłam nerwowo usta, próbując wyobrazić sobie teraz jego minę.
    - Cieszę się. Tak sobie pomyślałam... że moglibyśmy się wybrać gdzieś jeszcze w tym tygodniu. Znam taką fajną restaurację, jest blisko. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko - dodałam szybko, żywo gestykulując.
    - Zobaczę, jaki mam plan treningów sobotę... Powinien zdążyć tak na dwudziestą. Pasuje?- zapytał.
    - Już się nie mogę doczekać. W takim razie do soboty - pożegnałam się z nim, odkładając telefon na blat stolika w salonie. Objęłam się rękoma, kiedy po raz pierwszy od wielu godzin spojrzałam na bandaż. Aż bałam się go dotknąć, więc zostawiłam go tak jak jest. Pokierowałam się do kuchni, otwierając lodówkę. Okazało się, że muszę jak najszybciej zrobić jakieś porządne zakupy. Wyjęłam jedną z większych toreb z szuflady, przy okazji zabierając portfel. Chociaż kalendarzowo rozpoczynała się już wiosna, nadal musiałam zakładać ciepłą kurtkę i mój ulubiony szalik, który podarowała mi Alex na poprzednie urodziny. Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając całą niespodziankę, którą przygotowała specjalnie na tą okazję.
     Przy zakładaniu butów przypomniałam sobie jednak o mężczyźnie, który dawno zniknął z mojego życia i miał już się więcej w nim nie pojawić. Rana na samym środku mojego serca znów rozgorzała, nie dając mi wątpliwości, że ono też pamięta wszystkie krzyki i obelgi adresowane w niezbyt przyjemnych momentach. Zdenerwowana i niespokojna trzasnęłam drzwiami, niemal zapominając tym, żeby je zamknąć. Sklep o zabawnej jak dla nas nazwie mieścił się miedzy dwoma przestarzałymi budynkami, które wołały z żalem o gruntowny remont. Rozejrzałam się pomiędzy sklepowymi półkami, poszukując pożądanych produktów.
   Co jakiś czas oglądałam się z obawą, że nagle zza moich pleców wyłoni się mój eks. Bez głębszego zastanowienia wrzucałam wybrane rzeczy do plastikowego koszyka. Zawahałam się tylko przy wyborze makaronu, nie będąc do końca pewną, jaki bardziej lubi moja przyjaciółka. Podłoga pokryta lśniącym linoleum raziła mnie wyjątkowo w oczy, nie dając się skupić do końca. Nad moim zabrzęczała żarówka, która po chwili zgasła, otaczając moją osobę obwódką ciemności. Pomimo tego, że wokół mnie nie było żadnego człowieka, czułam na swoich barkach czyichś wzrok. Oglądając się za siebie, podeszłam do kasy, żeby zapłacić za dokonane zakupy. Pakując wszystko do torby, kątem oka uważnie obejrzałam pobieżnie całe pomieszczenie, nie znajdując niczego lub nikogo. Pożegnałam się z ekspedientką, wychodząc.
  - Co tu robisz sama, koteczku?- zapytał ktoś drwiącym głosem, zaciągając mnie brutalnie w uliczkę pomiędzy budynkami. Przyparł mnie swoim ciałem do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
   - Robię zakupy - warknęłam, gotowa walnąć go torbą w twarz. On zacmokał tylko, kręcąc przy tym głową.
    - Czemu mi to robisz? Przecież było nam ze sobą dobrze i znów może tak być. Wystarczy tylko jedno twoje słówko, a ja znów będę twój - wyszeptał mi do ucha obleśnym tonem, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam.
    - Zapomnij!- syknęłam, przecinając ręką powietrze z drażniącym dla ucha świstem. Felix zatoczył się do tyłu. Po chwili na jego lewym policzku ukazało się pięć czerwonych linii po moich paznokciach. Ruszył ponownie w moją stronę, ale ja zdążyłam go wyminąć. Z dudniącym sercem pobiegłam w stronę domu.
   

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział VIII

   Już niemal czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy, kiedy z tego letargu obudziło nas upierdliwie dzwonienie dzwonka. Roześmiałam się cicho, opierając się rękami o jego klatkę piersiową. Odsunęłam się od niego, kierując swoje kroki w stronę drzwi. Niemal czułam, jak serce uderza mi w klatkę piersiową. Tłukło się niczym gołąb w zamkniętej klatce, który czeka, aż wypuści się go na wolność. Muzyka z salonu ucichła, a dzwonek nadal dzwonił. Mruknęłam coś niezbyt grzecznego pod nosem, z impetem wpuszczając zimne powietrze do mieszkania.
  - Proszę, proszę... Wreszcie cię znalazłem, koteczku.
 Z trudem złapałam oddech. W końcu  odważyłam się otworzyć oczy, aby spojrzeć na mężczyznę, którego nie chciałam znać. Kruczoczarne włosy całkiem opadały na jedną stronę twarzy, całkowicie zasłaniając jedno z piwnych oczu. Brodę okalał mi kilkudniowy zarost, chociaż tego mogłam się po nim spodziewać. Niczym ból głowy przypomniałam sobie wszystko, co mi zrobił.
  - Jak mnie tu znalazłeś?- jęknęłam mimowolnie, czując, jak miękną mi kolana. Miałam ochotę osunąć się na ziemię, ukryć twarz w dłoniach. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym, co z nim przeszłam. Wspomnień jednak nie oszukam.
  - Olivia? Wszystko w porządku?- wyszeptał do mojego ucha Marco, stając za mną. Zmierzył mojego byłego ostrożnym spojrzeniem, chcąc ocenić całą sytuację od początku do końca. Felix uśmiechnął się z widoczną pogardą, unosząc wyżej podbródek.
  - Muszę ci przyznać, że dobrze potrafisz się ukrywać. A kogoż tu sobie sprowadziłaś... koteczku?- zapytał, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. W kącikach oczu zaczęły zbierać mi się łzy, na które w takiej chwili nie mogłam sobie pozwolić. Mój oddech stał się płytki, urywany. Z wielkim trudem starałam się opanować emocje, które we mnie zawrzały. Nerwowo zacisnęłam palce na framudze, przymykając powieki.
  - Nie powinno cię tu być - odparłam krótko, odwracając głową w kierunku Marco.
  - Ale jestem i chyba należą mi się wyjaśnienia, dlaczego tak szybko odeszłaś. Możesz wyjaśnić mi powód, dlaczego konkretnie to zrobiłaś?
  Co za kretyn. Po tym, co mi zrobił, miał jeszcze czelność o to wszystko pytać? Niemal czułam ten piekący odcisk jego dłoni na policzku, który zostawił mi tamtego feralnego wieczoru. To wszystko przepełniło czarę goryczy, która zbierała się od jakiegoś czasu. Wystarczyło, że obejrzałam się na jakiegoś zupełnie obcego faceta, a ten wyskakiwał do mnie z krzykiem, czy go znam. Przez ostatnie tygodnie naszego zepsutego związku stawał się nie do zniesienia.
   - Słyszysz? Idź stąd - warknął blondyn, występując przede mną. Wiedziałam, że jeśli teraz nie przerwę tego napięcia między nimi, ktoś może tutaj zostać poważnie poszkodowany. Nie miałam ochoty na żadne bijatyki przed progiem mojego domu, chociażby z tego względu, że jakiś dziennikarz mógł kręcić się przypadkiem po okolicy.
   - Do ciebie nie mówiłem - odpowiedział mu wyzywającym tonem mój eks, a ja momentalnie zauważyłam, że mięśnie pod koszulą chłopaka się spinają. Nerwowo zacisnęłam rękę na ramieniu Marco, próbując go odsunąć od szybującej w powietrzu pięści Felixa. Okazało się jednakże, że spóźniłam się o dobre parę sekund. Do moich uszu dobiegł głuchy trzask. Zerknęłam na tego... kogoś kątem oka, by obserwować, z jaką nonszalancją oddala się od nas chodnikiem i w końcu znika za ogrodzeniem.
   - Zaraz ci to jakoś opatrzę - mruknęłam cicho, spoglądając na twarz towarzysza. Z jego nosa ciekła krew, która zaplamiła jasny dywan. Alex chyba zabije mnie za to wszystko, co się tu narobiło. Pokierowałam go na kanapę w salonie, podając garść papieru, by mógł nią sobie jakoś zatamować to krwawienie. Mało dyskretnie dotykałam koniuszkami palców jego twarz, by nie przeoczyć żadnych urazów.

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział VII

Beznamiętnym wzrokiem wpatrywałam się w kartkę, którą zostawiła mi Alex. Nigdy bym nie podejrzewała, że mój szef będzie tak hojny i da mi wolne do końca tygodnia. Zdziwiło mnie dodatkowo to, czemu moja przyjaciółka zadzwoniła do Marco. Mogła przecież wcale tego nie zrobić... Co w tej całej historii mi nie pasowało, ale nie byłam pewna, co. W każdym razie wstałam dzisiaj dość późno, chcąc odespać cały ten stres. Za piętnaście minut miała być już druga, a ja nawet nie byłam ubrana. Kiedy moja ramię przypadkiem zahaczyło o futrynę drzwi, poczułam w nim kujący ból. Z sykiem wciągnęłam powietrze, podchodząc do apteczki. Szybko wyszukałam z niej tabletki przeciwbólowe i połknęłam jedną, popijając wodą z butelki. Otarłam usta ręką  i ruszyłam do swoje pokoju, by jakoś się ogarnąć.

      Nałożyłam na siebie pierwszy T-shirt i jeansy, które wpadły mi w ręce. Miałam już wychodzić z pokoju, kiedy napotkałam swoje obicie w lustrze. Z jednej strony nie rozumiałam, dlaczego taki chłopak zaczął się mną interesować. Nie wyróżniałam się raczej niczym szczególnym pośród groma innych dziewcząt, które były jego fankami. Lekko kręcone włosy opadały mi falami na plecy, które za chwilę nerwowo przeczesałam palcami. Prychnęłam głośno, kręcąc przy tym głową. Figurę miałam szczupłą, co zawdzięczałam tylko i wyłącznie sobie i regularnym biegom po okolicy, dzięki czemu mogłam to jakoś utrzymać. Nagle do moich uszu dotarł natarczywy głos dzwonka od drzwi. Spokojnym krokiem przeszłam do przedpokoju, by obrócić klucz w zamku. 
   - Och... Marco, co ty tu robisz?- zapytałam z radością, z jaką na spokojnie bym sobie nie pozwoliła. Jednak byłam tak zaskoczona faktem, że tu jest i zupełnie zapomniałam o zachowaniu chociaż odrobiny przyzwoitości. 
    - Jestem już po treningu i pomyślałem, że wpadnę do ciebie po drodze... O ile nie masz nic przeciwko - dodał odrobinę ciszej, unikając mojego wzroku. 
    - Wchodź! Oczywiście, jesteś tu zawsze mile widzianym gościem - powiedziałam, zapraszając go do środka. Zauważyłam, że niesie ze sobą torebki z chińszczyzną, którą od jakiegoś czasu zaczęłam lubić. Postawił to wszystko na kuchennym blacie, idąc za mną do salonu. Klapnęłam ostrożnie obok niego na kanapie, nie przysuwając się na razie zbyt blisko.  
    - Mam nadzieję, że ramię już boli trochę mniej?- spytał po dość długiej ciszy, która zaczęła się się robić trochę krępująca. 
    - Może być. I tak mam bardzo dużo szczęścia, że tak to się wszystko skończyło. 
    - Nie chcę nawet myśleć, co mogło by cię się stać...- odpowiedział odrobinę tym wszystkim chyba przytłoczony. Jego wzrok nagle pojaśniał, kiedy to zauważył stojące w rogu pokoju stereo, którego nie używałyśmy z moją przyjaciółką już od dość długiego czasu. Zdążyłam tylko jęknąć w niemym proteście, kiedy z głośników zaczęła wydobywać się dość szybka muzyka. Marco wyciągnął ku mnie rękę, kłaniając się lekko. 
   - Czy mogę poprosić panią do tańca?- zapytał szarmanckim głosem, który przyprawił mnie o dreszcze. Teatralnie przewróciłam oczami, niemal się przy tym śmiejąc. 
   - Niech ci będzie.- Zachichotałam, podając mu swoją dłoń. Niemal od razu zakręcił mnie wokół siebie w parodii piruetu. Znów mnie okręcił, tym razem na powrocie pochylając moje ciało, podpierając je swoją ręką położoną na moich plecach. Już miałam wrażenie, że grzmotnę o podłogę, ale na szczęście tak się nie stało. Gwałtownym ruchem przycisnął mnie do siebie, odbierając mi na chwilę dech. Równie szybko odsunął mnie od siebie, a krańce mojej bluzki zafurkotały w powietrzu. Po raz kolejny podczas tego tańca przysunął mnie do siebie niebezpiecznie blisko, chociaż teraz wyglądał, jakby nie zamierzał puścić. Położył rękę na talii, gładząc ją lekko palcami. Zamarłam, kiedy spojrzał mi prosto w oczy. 
     Jego twarz zaczęła się coraz bardziej zbliżać ku mojej, a ja nie chciałam jej odsuwać. Przygryzłam wargę, przymykając przy tym powieki. Odetchnęłam głęboko, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. 

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział VI

                                                      Z perspektywy Marco

    Pukle włosów koloru orzecha gładziłem niemal manichalnie, cały czas ukradkiem na nią spoglądając. Zielone oczy miały niemal nienaturalnie rozszerzone źrenice, chociaż to zapewne przez strach. Nie zdziwiłem się, kiedy usłyszałem o tym, co zrobiła. Starałem się wchłonąć jak najwięcej szczegółów jej twarzy: gładkie czoło, mały nosek, rumianie policzki, idealnie wykrojone usta. Zdziwiłem się nieco, widząc łzy cieknące po policzkach tej dziewczyny. Wydawała mi się odważna i nieustępliwa, zawsze walcząca o swoje niczym lwica, pokonując wszystkie trudności losu. I taka była, nie można temu zaprzeczyć. Budziła we mnie podziw dla wszystkich kobiet, ale szczególnie dla jej osoby.

    Delikatnie objąłem jej talię ramieniem, przyciągając ją do siebie. Na początku zapierała się obiema rękoma, ale po chwili ustąpiła. Głowa bezwładnie opadła na moją drżącą  klatkę piersiową,  która z minuty na minutę robiła się coraz bardziej mokra. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co Caroline robiła w biurze rzecznika prasowego. Kiedy Alex do mnie zadzwoniła, wyjaśniając całą sytuację, pędziłem po tym tutaj niemal jak szalony, przekraczając dozwoloną prędkość w terenie zabudowanym. Strasznie bałem się o tą dziewczynę i nie potrafiłem tego racjonalnie sobie tego wytłumaczyć. Pamiętam, jak kładłem się spać w noc po koncercie. Przez kilka godzin nie mogłem zmrużyć oczu, ciągle odtwarzając w myślach jej wygląd, którym mnie oczarowała. 
                                           
                                                      *******
   Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Niemal usnęłam, kołysząc się bezpiecznie w jego ramionach. Jak przez mgłę pamiętam szmer rozmów, które toczyły się zażarcie nad moją głową. Nie zareagowałam nawet wtedy, kiedy powietrze przeszył pisk policyjnego koguta i przenikliwy sygnał karetki, który dość skutecznie drażnił moje uszy. Chyba byłam zbyt otępiała i zmęczona tym wszystkim, żeby na cokolwiek utrzymać swój wzrok. Wyszło na to, że jesteśmy sami na parkingu a Marco jakimś cudem położył mnie na tylnym siedzeniu w swoim samochodzie. Przykrył mnie kocem, którym owinęłam się niczym kokonem. Ramię nadal było trochę sztywne, ale na szczęście nie bolało tak bardzo. 
    - Dobrze się czujesz?- zapytał, zasiadając trochę nerwowo na miejscu kierowcy. 
    - Yhmmm... Bardzo dobrze - mruknęłam ledwo przytomna, prawie zapadając w sen. Miarowy warkot pojazdu w końcu mnie uśpił. Przez chwilę to całe zdarzenie wydawało mi się odległym koszmarem, który nigdy się nie wydarzył. Gwałtownie obudził mnie trzask zamykanych drzwi do naszego domu. Zorientowałam się po dłuższej chwili, że Marco niesie mnie na swoich ramionach. 
   - Pewnie jestem strasznie ciężka - powiedziała, siląc się na blady uśmiech, który niemal natychmiast znikł mi z twarzy. 
   - Wcale nie. Jesteś lekka jak piórko - odparł, układając mnie ostrożnie na kanapie. Spojrzałam z lekkim niepokojem na moje zabandażowane ramię. Nawet nie wiem, kiedy to zrobili. 
   - Mógłbyś mi zrobić herbatę? Stoi na szafkach - poprosiłam niemal błagalnym tonem, a chłopak bez najmniejszego wahania ruszył do kuchni. Po kilku minutach wrócił z dwoma parującymi kubkami gorącego napoju. Wręczył mi jeden do zdrowej ręki, po czym opadł ze swoim na fotel. 
   - Przepraszam cię za to, że musiałeś się tam fatygować - powiedziałam w końcu, przerywając zalegającą miedzy nami ciszę. 
   - Nie ma za co. Szkoda tylko, że nasze wyjście do klubu nie wyjdzie - sapnął cicho trochę smutny, kiedy ja po raz pierwszy skosztowałam zaparzonego przez niego picia. Wyszła mu nawet niezła, to muszę przyznać. Alex spała, to jest raczej pewne. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego akurat zadzwoniła do niego. Miałyśmy przecież tylu znajomych, którzy raczej nie spali o tak wczesnych porach. 
   - Ja też żałuję. Bynajmniej oszczędziłam ci deptania po stopach - zażartowałam, chichocząc cicho. 
   - To ja marnie tańczę. 
 Teraz roześmiałam się w głos, zapominając nawet o bólu, który już dawał o sobie znać. Poszedł on w zapomnienie, jednakże czyhał gdzieś na mnie w kącikach mojego ciała.