czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 35. Moje serce nie potrafi zapomnieć.

Nie wiedziałem, że zastanę go w takim stanie. Jego podkrążone oczy świadczyły o tym, iż najwyraźniej nie przespał ani jednej godziny z dzisiejszej nocy. Co najśmieszniejsze, Olivia miała praktycznie ten sam problem. Na początku, kiedy stanąłem w drzwiach, trzymając w rękach moją sportową torbę, spojrzał na mnie jak na ostatniego wariata, który musiał uciec z zakładu psychiatrycznego. Nie rozumiał, dlaczego przyszedłem. Dotarło to do niego dopiero po dłuższej chwili oczekiwania, aż wpuści mnie do środka. Wszedłem do przedpokoju z spuszczoną głową, już czując się jak kat. Zacisnął gorączkowo rękę na moim ramieniu, próbując wymóc, żebym tylko tam nie szedł i nie zabierał jej rzeczy. Wymamrotałem cicho jakieś słowa pocieszenia, w tym momencie po prostu nie potrafiąc zdobyć się na nic więcej. Zbyt wyraźnie przed moimi oczyma stał obraz przedstawiony przez moją przyjaciółkę.  Z resztą, nawet ja potrafiłem zauważyć to, jak świata poza nią nie widział. Dlatego z jednej strony jej oskarżenie zakrawały o absurd, chociaż ja nie mogłem podważać tego, co widziała na własne oczy. Nic nie było takie, jakie być powinno. Obojętnym machnięciem dłoni wskazał drogę do jego sypialni, bym zabrał to, po co przyszedłem. Kilka chwil później drżącymi rękoma pakowałem jej ubrania, próbując nie winić się za to, że być może to ja powinien z nim porozmawiać na ten temat, który najwyraźniej dręczył nas po równo.
- Słuchaj - zacząłem ostrożnie, nie będąc jeszcze do końca pewnym, jak mam to prawidłowo rozegrać - próbowałeś się chociaż do niej dodzwonić?
- Cały czas to robię - zaczerpnął głęboko powietrza, dokańczając po namyśle - ale nadal nie odbiera.
- Dziwisz się? - warknąłem, próbując nad sobą panować. - Zdajesz sobie sprawę, jak to wyglądało z jej perspektywy?
- Ta kobieta, fakt, chciała mnie pocałować, ale nawet nie zdążyła! Nachyliła się nad mną, a ja wtedy złapałem ją za ramiona, bo nie chciałem... A ona weszła akurat w momencie, kiedy wyglądało to najgorzej - zakończył dość podniesionym głosem, po raz kolejny przeczesując ręką swoje i tak idealnie ułożone włosy. Spojrzałem zrezygnowany ma czarny materiał bluzki, którą najwyraźniej musiała dostać do niego, ponieważ widniały na niej kontury trzech małpek, tak znanych z powodów charakterystycznych znaków Reusa po strzeleniu gola. Może nie powinienem jej stąd zabierać? Sądząc po stanie dziewczyny, raczej nie będzie chciała mieć do czynienia z rzeczami, które dostała od niego. Jednak jakiś poważny głos w mojej głowie podpowiadał, żebym tego nie robił. Przecież zachowała tą złotą bransoletkę. Ułożyłem ją więc na stercie reszty ubrań, które wypełniły wszelką wolną przestrzeń mojej torby.
- Musisz to z nią wyjaśnić. Nie mam dla Ciebie innej rady - mruknąłem, kiedy suwak torby zazgrzytał po raz ostatni. - Ona naprawdę Cię kocha.
Moje słowa jakby podniosły klubową jedenastkę na duchu, ponieważ odetchnął głęboko, po części zapewne odczuwając ulgę. Chociaż przed nimi jeszcze bardzo długa droga, jeśli ona zdoła mu uwierzyć. Pewnie nie będzie to łatwe, ale już nie raz potrafiłam udowodnić nam wszystkim, że nigdy się nie poddaje.
- A myślisz, że ze mną jest inaczej? - odparł, wbijając we mnie swój wzrok.
- W to akurat... nie wątpię - westchnąłem ciężko, próbując nie zaprzeczyć. Mimo wszystko miałem do niego dużą dozę zaufania. Znamy się tyle lat i nigdy nie widziałem, żeby aż tak bardzo się czymś przejął. Może naprawdę tak było? Ja tylko chciałem szczęścia brunetki, która była mi niesamowicie droga jako przyjaciółka. Chciałem, by ten problem po prostu zniknął z mojego pola widzenia. Jakbym mógł go wyminąć, zostawić daleko za sobą. Czemu nigdy wszystko nie było takie, jak bym chciał?
- Myślisz, że mogę teraz do niej z tobą pojechać? - zapytał szeptem, jakby bał się mojej odpowiedzi. I słusznie. W ciszy zeszliśmy po schodach na dół, a ja w tym czasie próbowałem coś wymyślić.
- Sam nie wiem - odpowiedziałem, spoglądając na blondyna - Ty musisz o tym zdecydować, nie ja.
- Chciałbym... ale nie wiem, czy jeszcze bardziej nie pogorszę swojej sytuacji - sapnął, przewracając oczami, kiedy odłożyłem torbę na komodę, chowając ręce w kieszeniach skórzanej kurtki.
- Jeśli zobaczy, że się starasz, jej podejście do tego wszystkie być może będzie inne - odparłem, próbując mu jakoś pomóc. Nie miałem doświadczenia w negocjacjach między pokłóconymi między siebie ludźmi, którzy w dodatku są zakochani w sobie nawzajem. Fakt, Cathy nie była typem niewiniątka ani pokornej dziewczyny, ale nigdy nie chodziło o coś tak poważnego. Zawsze jakoś udawało nam się dogadać. Zignorowałem przeciągłe buczenie komórki, mając inne, ważniejsze sprawy na głowie, jak nasza rozmowa.
- Pamiętaj, jeśli nie zaczniesz działać teraz, możesz już jej nie odzyskać. Ona nie będzie czekała na twój ruch wiecznie. Sam dobrze o tym wiesz - powiedziałem po dość długiej ciszy podwyższonym tonem głosu. Powietrze wokół nas zgęstniało, jakby słowa wypowiedziane w ciągu tej wizyty zawisły nad nami. Skinął tylko głową, maszerując z powrotem w stronę swojej sypialni. Wrócił kilka minut później, będąc gotowy do drogi.

                                                    ***************

Nieprzytomnym wzrokiem wpatrywałam się w świecący ekran laptopa. Być może właśnie teraz podejmowałam jedną z ważniejszych decyzji w moim życiu. Jednak sama do końca nie byłam pewna, czy wyjazd do Warszawy pomoże mi chociaż w mniejszym stopniu odreagować wszystko, co miało miejsce wczorajszego wieczora. Cóż, od czegoś przecież trzeba zacząć. Będę miała czas przemyśleć. W tym momencie jedyne, czego byłam pewna, to fakt, że każdy mięsień mojego ciała mocno krzyczał z bólu. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, dostrzegając kolejną wiadomość od domniemanego sprawcy całego zamieszania. Sama nie wiem, czego się spodziewałam. Szczęśliwego, bajecznego życia razem z nim pod własną chmurką? Moje własne myśli drwiły sobie ze mnie, dając mi jasno do zrozumienia, jak bardzo się myliłam w ocenie jego osoby. Chwyciłam telefon w dłoń, drżącymi palcami wybierając numer do mojej przyjaciółki. Bałam się jej o tym powiedzieć ze względy na stan, w którym jest, ale jedynie to mogło przynieść mi tymczasową ulgę. Z zaciśniętym gardłem przyłożyłam aparat do ucha, wiedząc, że podczas tej rozmowy znów poleję własne, bolesne łzy. Musiałam z kimś szczerze o tym wszystkim porozmawiać. Oczekiwanie na głos szatynki było niczym wieczność połączona z ciągłym cierpieniem. Najprawdopodobniej do końca życia będę miała wyrzuty sumienia.
- Alex - mruknęłam zduszonym głosem, kiedy w końcu nawiązałyśmy połączenie.
- Co się stało? - zapytała wyraźnie zaniepokojona, instynktownie wyczuwając moje wewnętrzne rozdarcie. Kilka chwil zbierałam się w sobie, aż jeszcze raz powtórzyła swoje pytanie. Głośno przełknęłam ślinę, w końcu zabierając głos. Ostrożnie opowiedziałam jej wszystko od początku. Przyszło mi to o wiele gorzej, niż na początku myślałam. Trzęsłam się niemiłosiernie, między szlochami próbując doprowadzić moją opowieść do końca. Rozsypałam się przed nią niczym kawałki rozbitego szkła, które z cichym stukotem upadają na podłogę. Z każdą chwilą przeżywałam to wszystko od początku, czując ten sam ból.
- Gdybym tylko mogła... Kochana, gdzie teraz jesteś? - zapytała cicho, pewnie rozmyślając, jak by mi tu pomóc w takiej sytuacji. Niestety ja już podjęłam decyzję.
- Na razie jestem u Matsa - powiedziałam, biorąc głęboki wdech - ale właśnie zdążyłam zamówić sobie bilety na lot do Wrocławia. Dopiero potem pojadę do Warszawy.
- Nie poczekasz na niego? - spytała po raz któryś, a ja dobrze wiedziałam, że nie jest zadowolona z tego, iż wyjeżdżam.
- O wilku mowa.
Odłożyłam komórkę na bok, wsuwając ją pod zwały koca. Spojrzałam na Marco spod przymrużonych powiek, czując, jak zbierają się pod nimi łzy. Nawet nie chciałam znać sensu, dla którego Mats by go tutaj przywiózł. Czemu, kiedy go widziałam, nadal miałam ochotę rzucić mu się w ramiona i poczuć ten znajomy zapach?
- Proszę... Wróć do mnie - wychrypiał, a po moich plecach przeszły dreszcze. Ale ja znałam tylko jedną odpowiedź.
- Jak ty to sobie wyobrażasz, co? Mam o tym wszystkim po prostu zapomnieć? - odparłam, podnosząc się łóżka.
- Nie o to mi chodziło - pokręcił głową, nadal utrzymując bezpieczny dystans między nami dwojgiem - przyjechałem tutaj, żeby Cię przeprosić... Ta kobieta chciała mnie pocałować... ale nie zdążyła! Nachyliła się tylko, a ty weszłaś właśnie wtedy!
Mimo wszystko bardzo chciałam mu wierzyć. Splotłam ramiona, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Jego wyjaśnienia nic nie zmieniały. Nadal chciałam wyjechać i jeszcze to sobie przemyśleć. Nie mogłam tak od razu skakać na głęboką wodę.
- Wyjeżdżam.
Podniosłam wzrok, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy, które tak naprawdę mówiły tylko jedno. Wyrażały jedną prośbę, którą trudno mi było zignorować. Chciałam wierzyć, że tak będzie po prostu lepiej. Ale moje serce nie potrafiło zapomnieć. Nogi miałam jak z waty. Kątem oka widziałam, jak podchodzi coraz bliżej. Cofnęłam się odruchowo, a moja klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Nie byłam w stanie dalej na niego patrzeć, ponieważ ten widok łamał mnie jeszcze bardziej.
                                                        -------------------------------
Postanowiłam was trochę jeszcze potrzymać w niepewności. ;) Co za dużo dobrego to nie zdrowo! Wyszłam z założenia, że i tak zbyt długo wszystko było dobrze. Jak tam się trzymacie? W tamtym tygodniu mieliśmy mało dobrych wiadomości... ale jakoś musimy to przetrwać razem. <3