środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 32. Zwycięstwo, jakiego jeszcze nie było.

  Moje serce nadal biło horrendalnie szybkim tempem. Nie wiedziałam, co mam zrobić z tym 'fantem' w postaci tych niespodziewanych przeprosin. Trudno mi było uwierzyć w to, że ta dziewczyna zmieniła się na lepsze. Odetchnęłam z ulgą, parkując na podwórku przed domem Sebastiana. Na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo przytulnie. Zręcznie chwyciłam siatki z tylnego siedzenia, po chwili wysiadając z samochodu. W moim wybiegł Kehl, żeby pomóc mi wnieść wszystkie zakupy. Byłam z siebie dumna, ponieważ po raz pierwszy potrafiłam opanować myśli przed znajomą osobą. Moja przyjaciółka jednak posiadała chyba szósty zmysł i od razu po zobaczeniu mojej niezbyt radosnej miny wyczuła, że coś jest nie tak jak być powinno. Uniosła pytająco brwi bardziej ku górze, a ja bezgłośnie wyszeptałam imię blondynki. Zmarszczyła brwi, jednak nie potrafiła powstrzymać uśmiechu na widok ojca swojego dziecka tachającego torby. W między czasie zdjęłam skórzaną kurtkę, wieszając ją na wieszaku. Wydęła usta, patrząc na mnie z niemym wyrzutem.
 - Mówiłaś, że kupisz tylko trochę prowiantu - powiedziała, dokładnie akcentując ostatnie słowo. Ostrożnie objęłam ją na powitanie i ucałowałam w zaróżowiony policzek.
 - Będzie chłopak czy dziewczyna? - zapytałam cichcem, kompletnie ignorując ten wyrzut. Puściłam oko w kierunku Seby.
 - Dziewczyna. Na sto procent - odparła, prowadząc pod ramię w stronę salonu.
 - A właśnie, że chłopak! - odkrzyknął nasz przyszły ojciec. Oniemiałam z zachwytu, widząc duży kominek, w którym wesoło trzaskały płomienie. Naprzeciwko jednej z kanap stał płaski ekran telewizora, a obok niego na półce piętrzyły się płyty z filmami, które wybierałyśmy jeszcze krótko przed świętami.
 - Jak się czujesz? - spytałam, zaczynając sprawdzoną zabawę włosami dziewczyny. W dzieciństwie uwielbiałyśmy nawzajem pleść sobie warkocze i wymyślać inne zmyślne fryzury.
 - Na razie dobrze - westchnęła ciężko, kładąc mi głowę na barku. - Sebastian strasznie mnie rozpieszcza, chociaż ma teraz multum treningów.
 - Zasługujesz na to, księżniczko - odparł krótko, stawiając miskę z popcornem na kolanach Alex. Jak się okazało, nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby spożywała takie pokarmy. Mężczyzna usiadł obok niej, w końcu pilotem włączając telewizor. Kilka minut później zaczęła się jakaś komedia romantyczna, którą na pierwszy seans wybrała moja przyjaciółka. A któż by inny. Zawsze miała słabość do tego typu amerykańskim produkcji. Nie potrafiłam się jednakże skupić całkowicie na fabule filmu. Moje myśli wciąż biegły w stronę Dubaju. Marco. Na początku było mi trochę żal do niego o Sylwestra, jednak w końcu dałam sobie z tym spokój. W tej chwili on już zapewne wita Nowy Rok razem z Marcelem i Robinem. A o ile dobrze się orientuję, to Mats zabrał Cathy na jakiś wyjazd. Cała meczowa jedenastka wyjechała gdzieś za granicę. oczywiście skromnie pozwolę sobie wyłączyć z tego grona 'naszego' mężczyznę, który aktualnie siedział z nami na kanapie.
  Przewróciłam widocznie zirytowana oczami, widząc scenę miłosną. Co najwyżej mnie rozbawiła. Po chwili okazało się, że moich towarzyszy także. Miałam niemiłe wrażenie, że z tego całego wyjazdu nic dobrego nie wyniknie. Chociaż na odprawie pogroziłam palcem Marcelowi zastrzegłam z uśmiechem, żeby pilnowali siebie nawzajem z małym przymrużeniem oka. Nagle dzwonek do drzwi zaczął ostro dzwonić, nie dając mi innego wyboru, jak powstanie i obranie kierunku w stronę przedpokoju. Zdziwiło mnie to trochę, ponieważ na ten filmowy wieczór nie zapraszaliśmy nikogo więcej. Z wahaniem otworzyłam drzwi.
 - Miałem od tak pozwolić, żeby moja kobieta spędzała Sylwestra bez mnie? - zapytał głos, od którego podskoczyło mi serce. Po przejściu pierwszej fali zdumienia nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam mu ręce na szyję.
 - Wariacie ty - mruknęłam zduszonym głosem, chłonąc znajomy zapach Marco. Podekscytowanie mieszało się z zdziwieniem. Przecież miał być teraz zupełnie gdzie indziej. Ale chyba po raz kolejny postanowił mnie zaskoczyć. Ucałował delikatnie mój policzek, ale i od tego krew zaczęła głośniej szumieć w uszach, a serce rozpoczęło swoją radosną galopadę.
 - Spokojnie, bo mnie jeszcze udusisz i nie będziesz miała kogo tak tulić.- zaśmiał się krótko, całując mój drobny nosek spierzchniętymi od zimna wargami - Już jesteś zadowolona?
 - Chyba nawet nie podejrzewasz, jak bardzo - pisnęłam uradowana niczym kilkuletnia dziewczynka, niechętnie rozluźniając nieco swoje ramiona. Spojrzałam mu prosto w oczy, spojrzeniem dziękując za wszystko co zrobił, by się tu dostać. Jak wyjaśnił mi w kilka minut, jeszcze dzisiaj w południe Alex zadzwoniła do niego i konspiracyjnym szeptem przedstawiła mu plan działania. W końcu trochę zmarznięci weszliśmy do domu
 - Pierwszy raz mój spisek miał szczęśliwe zakończenie - powiedziała szatynka, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. Usiedliśmy obok nich, zagarniając do siebie prawie pełną miskę kinowego przysmaku.
 - A to za karę! - pokazałam jej język. Najwyraźniej była przygotowana na taką okoliczność, bo zanim Sebastian zdążył ją powstrzymać, popędziła do kuchni. Kilka minut później wróciła z kolejną porcją. Reus coraz muskał wargami moją wygiętą szyję, więc mimo moich usilnych starań nie potrafiłam do końca skupić się na filmie. Pacnęłam go dłonią w czoło, z trudem powstrzymując ogromną ochotę na wybuchnięcie śmiechem. Wyciągnęłam nogi przed sobie, próbując znaleźć dogodną pozycję, by przypadkiem móc jutro normalnie usiąść. Postanowiliśmy nie fatygować się z włączaniem kolejnego, ponieważ zostało tylko jakieś dwadzieścia minut do północy. Razem wyszliśmy na zewnątrz, nie mogąc przegapić sztucznych ogni. Na szczęście szliśmy samotnie, nie napotykając się na innych. Złożyliśmy sobie nawzajem życzenia. Miałam nadzieję, że chociaż połowa moich planach na nowy rok tym razem wypali. Klubowa jedenastka popatrzyła na mnie z troską, kiedy Kehl zaczął obsypywać szatynkę pocałunkami.
 - Jak myślisz... możesz ten rok policzyć jako udany? - zapytał, splatając swoje palce z moimi. Westchnęłam głośno, mrużąc powieki w geście udawanego zastanowienia.
 - Owszem. Mamy siebie. To chyba jedno z naszych wspólnych zwycięstw, prawda?
                                                     --------------------------------
Nawet nie macie pojęcia, jaka jestem z siebie dumna, że dodałem dzisiaj ten rozdział. Jakoś nie mogłam się zebrać i go wam zaprezentować... Mam dziwnie wrażenie, jakbym poprzedni dodawała strasznie dawno temu, ale tak naprawdę minęło o wiele mniej czasu. ;) Żywię nadzieję, że spodobał się on wam równie dobrze jak poprzedni rozdział. Humor dodatkowo poprawia mi wygrana naszych piłkarzy. Oby tak dalej! :D

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 31. Przepraszam.

    Miałam ochotę uściskać Alex tak mocno, jak pozwoliłby mi na to moje wątłe ramiona. Zaproponowała mi wraz z Sebastianem nocny maraton filmowy, którego nie zamierzałam odpuścić za żadne skarby. Nie chciałam sama spędzać Sylwestra po tym, jak Marco wyjechał razem z Marcelem na krótkie wakacje do Miami. Nie miałam nic przeciwko ich wyjazdowi. Związałam włosy w koński kucyk, jeszcze raz wyliczając rzeczy, które będę musiała kupić w drodze do moich przyjaciół. Obejrzałam się w lustrze, nie dostrzegając jednak w sobie jakiejś większej zmiany. Byłam prawie gotowa do wyjścia. Zgasiłam wszystkie światła w mieszkaniu oraz dokładniej zakręciłam kurek w łazience, którego uszczelkę najwyraźniej trzeba będzie niedługo wymienić. Zasunęłam kurtkę pod samą szyję, wahając się, czy może zadzwonić do Reus'a. Chociaż nie, pewnie i tak jest teraz w trakcie imprezowania. Ostatni raz rozmawiałam z nim dzisiaj rano, a wszystko przez tą strefę czasową.
  Powiesiłam sobie torbę na ramieniu, wyjmując z kieszeni kurtki kluczyki do naszego wspólnego mieszkania, po czym dokładnie zamknęłam za sobą drzwi, po chwili zamykając je na cztery spusty. Tym razem wolałam zejść po schodach, widząc, jak nasi sąsiedzi w drodze na dół tłoczą się przy windzie. Pokręciłam głową, raźno stawiając każdy krok do przodu. Zimne powietrze gwałtownie uderzyło mnie w twarz, kiedy w końcu wyszłam z bloku. Odetchnęłam teoretycznie czystym powietrzem, idąc w stronę samochodu. Jakaś grupka przyjaciół szła brzegiem jezdni, niebezpiecznie wymachując butelkami po piwie, które sądząc po stanie ich trzeźwości były puste. Pokręciłam głową z niedowierzaniem malującym się na twarzy. Wsiadłam do mojego skromnego... Wróć. Była to jeszcze jedna rzecz, za którą czasami miałam ochotę przysłowiowo 'udusić' mojego chłopaka. Uznał, że jego dziewczyna musi mieć dobry samochód. I tak oto przedwczoraj dostałam spóźniony prezent w postaci czarnego mercedesa. Skłamałabym mówiąc, że mi się nie podoba. Ale byłam przeciwniczką takich drogich prezentów.
   Włożyłam kluczyki do stacyjki. Silnik wydał z siebie cichy pomruk, co wywołało u mnie swego rodzaju podekscytowanie. Ostrożnie wyjechałam z parkingu, kierując się w stronę odwrotną do zamierzonej. Inaczej nie mogłabym trafić do jednego z lepszych sklepów spożywczych na przedmieściach Dortmundu. Raz czy dwa bywałam w tej okolicy. Przez przyciemniane szyby widziałem zazdrosny wzrok niektórych przechodniów, które lustrowały pojazd. Spojrzałam z zdziwieniem na zegarek, stawiając się przez sklepem w o wiele szybszym czasie niż zazwyczaj.
Z miną pełną rezerwy do świata wysiadłam z samochodu, szybkim krokiem zmierzając ku przeszklonym drzwiom. Wpadłam do środka, prawie potrącając jakieś nastolatki, które zmierzyły mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Niestety coś takiego jest już normalnością. Wzruszyłam ramionami, tak naprawdę nie przejmując się takim stanem rzeczy.
   Wzięłam jeden z czarno-żółtych, plastikowych koszyków pod rękę i ruszyłam w wędrówkę między ladami. Na pierwszy ogień poszły serowe chrupki, które razem z Alex mogłyśmy jeść bez końca. Taka mała rzecz, a przywołuje naprawdę miłe wspomnienia. Dodatkowo dołożyłam kilka paczek misiowatych żelków.
  - Olivia?
Myślałam, że padnę. Z trudem powstrzymałam krzyk, który sam cisnął się na usta po rozpoznaniu osoby, która miała czelność je wypowiedzieć.
 - Coś chcesz? - zapytałam przez zaciśnięte zęby, spoglądając na nią z pogardą. Jej blond włosy były rozsypane na ramionach, a oczy spoglądały gdzieś w kąt, byle tylko nie na mnie.
- Chciałam... Cię przeprosić - wydusiła z siebie jednym tchem.
- Serio? Niby z jakiej racji miałabym uwierzyć w ich szczerość? - powiedziałam z przekąsem, chociaż w głębi duszy chciałam przebaczyć tej dziewczynie pomimo tego, co nam zrobiła. - Wiesz, ile przez Ciebie wycierpiałam?
- Proszę... Przepraszam za to wszystko... - pisnęła nerwowo, mocno zaciskając powieki w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Wzięłam głęboki wdech, przesuwając wzrokiem po twarzy blondynki. Jakiś starzy pan przeszedł obok nas, prowadząc u boku prawdopodobnie swoją żonę. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy nasza daleko przyszłość z Marco będzie wyglądać podobnie. Będziemy szczęśliwi. Razem.
- Nie mogę Ci tego teraz wybaczyć. Nie potrafię - westchnęłam, dopiero po dłuższej chwili dostrzegając lekko okrągły brzuszek, który już dość wyraźnie rysował się pod kurtką. Wstrzymałam oddech, spoglądając na nią z lekkim przestrachem.
- To... Znalazłam kogoś. Felixa - dodała cichcem, jakby bojąc się mojej reakcji. Nie mogłam w to uwierzyć. A może naprawdę się zmienił? Dla niej? Zdusiłam w zarodku kąśliwy uśmiech, który zaczął wykwitać na twarzy. Niby co ja miałam jej teraz powiedzieć? Caroline, ogarnij się. To nie jest facet dla ciebie. Rzuć go, zanim zrobi krzywdę tobie i dziecku! Nie zamierzałam dawać jej żadnych rad. Sama musi zadecydować. Zdobyłam się tylko na krótkie skinięcie głową i niemrawy uśmiech. Odeszłam powoli w drugą stronę, próbując nie odwracać głowy do tyłu, by spojrzeć na nią po raz ostatni. Rękawami kurtki potarłam zaróżowione policzki. Drżącymi rękoma chwyciłam tubkę mleka skondensowanego, próbując przy tym nie upuścić tego na podłogę. Kiedy miałam już wszystko, co było mi potrzebne na naszą sylwestrową domówkę, podeszłam do kasy i zapłaciłam za całość, chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
  Grudniowe powietrze zadziałało na mnie kojąco. Ta nagła skrucha dziewczyny była dla mnie na tyle dziwna, iż nie pozwoliłam wprowadzić siebie w błąd. Nie miałam pewności, że robi to z czystego serca. I niby dlaczego właśnie teraz chciała aż tak bardzo przepraszać za to, co zrobiła? Czując łzy gromadzące się w kącikach oczu, dotarłam do samochodu, prawie biegnąc. Chociaż na tych wysokich obcasach to nie lada wyzwanie. Już dość napłakałam się przez tą blondynkę! Trzasnęłam drzwiami, opierając czoło o skórzaną kierownicę. Nie chciałam w to wierzyć, ale każdy, nawet najgorszy człowiek, ma prawo do szczęścia.
                                    ---------------------------------------------
Przepraszam was za taką długość tego rozdziału, ale i tak pisałam go dwa tygodnie. Więc i tak jestem dumna, że go wam oddaję. Chyba nie spodziewaliście się akurat takiego zwrotu akcji, co? :) Bynajmniej życzę wam, aby ten rok był o wiele lepszy od poprzedniego i obfitował w więcej zwycięstw naszych chłopaków! Trochę spóźnione te życzenia, ale to nic. Tymczasem zapraszam was na bloga : http://solider-mitch-langerak-bvb.blogspot.com <---- którego piszę z inną pisarką! :D