wtorek, 14 października 2014

Ważne dla ważnych ludzi

Hmmm...
Pisanie tego kosztuje mnie dużo sił. Nie chcę, żeby to się tak kończyło, aczkolwiek chyba musi. Proponuję jednak uważne przeczytanie tego komunikatu.
Chciałabym na jakiś miesiąc, może dwa zawiesić bloga. Wiem, że nie jest to jakaś strasznie długoterminowa przerwa, ale uznałam, że macie prawo o tym wiedzieć. Następny rozdział już się ukazał. Może się troszkę stęsknicie, albo i nie... :/ 

sobota, 11 października 2014

Rozdział XXVIII

    Umoczyłam spierzchnięte wargi w niemalże parzącej kawie, którą jakiś czas temu kupiłam w Starbucksie na wynos. Dla siebie i Marco wzięłam dodatkowo muffinki z jagodami i kawałkami czekolady, którą podjadał w czasie postoju na światłach. Zapewne już dawno bylibyśmy na miejscu, gdyby nie fakt, że w ten ciepły, piątkowy wieczór Dortmund był wyjątkowo zatłoczony. W sumie nie byłoby się co dziwić. Wszyscy uciekali odpocząć do jakichś małych domków, z dala od ogłuszającego harmideru miasta. Chociaż mnie to nie przeszkadzało. Zabębniłam palcami o materiał czarnej, rozkloszowanej spódnicy lekko ponad kolano. Dodatkowo nałożyłam kremową, elegancką bluzkę z płaskim  kołnierzykiem ozdobionym błyszczącymi kryształkami. Włosy zostawiłam rozpuszczone na wyraźną prośbę blondyna. Poparł to stwierdzeniem, iż wyglądam tak najładniej. Próbowałam ukryć swoje coraz większe zdenerwowanie. Odstawiłam na wpół pusty kubek do okrągłej wnęki. Wzdychaj po raz któryś spojrzałam z niepokojem na wyświetlacz, co rusz sprawdzając godzinę. Aktualnie było wpół do siódmej. Nie chciałam, żebyśmy  - przede wszystkim chodziło tu o mnie - wywarli złe wrażenie. Spróbowałam wyciągnąć nogi jak najbardziej do przodu, żeby je trochę rozprostować. Nikły, z denka drwiący uśmieszek wykwitł powoli na twarzy Marco.
   - Denerwujesz się?- zapytał rozbawionym tonem, nie zadając sobie nawet trudu, żeby go w jakikolwiek sposób ukryć.
   - A jak myślisz? Dla twojej wiadomości :tak, owszem. Nawet nie wiesz, jaki stres odczuwam - wymruczałam cicho, obejmując się ramionami, które jak na zawołanie pokryła gęsia skórka.
   - Pamiętaj o tym, że będę tam z tobą, kochanie - powiedział zadziwiająco krzepiącym tonem, pocieszająco ściskając moje kolano. Trzepnęłam go gazetą po ręce, tłumacząc przy tym, że kierownicę trzyma się dwoma rękami, a nie jedną. Syknął, jakby to naprawdę bolało. Odetchnęłam w wyraźną ulgą, kiedy w końcu mogliśmy spokojnie ruszyć do przodu. Palcami dość niecierpliwie miętosiłam kraniec spódnicy. Dyskretnym ruchem ją wygładziłam, powoli nabierając powietrza. Uznałam, że to istna głupota denerwować się aż tak bardzo tym spotkaniem. Nie ma czym. Nagle skręciliśmy na schludnie urządzone osiedle, a ja nie miałam wątpliwości, że niedługo będę musiała wysiąść. Przełknęłam ślinę, kiedy to przez otwartą bramę wjechaliśmy na jedno z podwórek. Ucałował mnie delikatnie, powtarzając, iż wszystko pójdzie dobrze. Wysiadł z samochodu, chwilę po tym otwierając mi drzwi. Postawiłam na czerwonej kostce parę niepewnych kroków, stukając głośno wysokimi obcasami. Blondyn ścisnął moją rękę, prowadząc mnie w stronę domu.
   - Marco!- powiedziała lekko ochrypłym, ale przyjemnym dla uszu głosem jego mama, obejmując swojego syna na powitanie. Widziałam, jak twarz powoli rozjaśnia mu uśmiech. Jak na razie stałam trochę bardziej z boku, żeby im nie przeszkadzać. Przeczesałam włosy smukłymi palcami, drepcząc w miejscu. Uśmiechnęłam się dość nieśmiało, kiedy ścisnęła moją rękę.
    - Mamo- powiedział, odchrząkując z grzeczności.- Poznaj moją dziewczynę, Olivię.
 Pomimo wszystko byłam dumna z tego, że nazwał mnie tak w obecności ważnych w jego życiu ludzi. Poklepała delikatnym ruchem moje plecy, tym samym zapraszając nas do środka. Razem wkroczyliśmy do przedpokoju.
    -Niesamowicie miło mi cię w końcu poznać. Syn opowiadał o tobie tyle dobrego, że chyba bym mu nie wybaczyła, gdyby nie przywiózł tego skarbu i nam go nie przedstawił - mrugnęła porozumiewawczo. Tym razem to mój chłopak był widocznie zakłopotany. Salon utrzymany był w żółtej tonacji z niewielką domieszką czarnego i szarego, które reprezentowały poduszki leżące na fotelu. Na jednej z kanap siedział tata Marco, który nerwowym ruchem razem ze mną zasiadł na większej z kanap. Teraz role zdecydowanie się odwróciły, ponieważ ja byłam rozluźniona. Zaczęłam kreślić na wierzchu jego ramienia małe kółeczka, które powoli zwiększały swoją średnicę.
   - Olivia, mam rację?- zapytał, na co tylko skinęłam twierdząco głową.- Jestem niewymownie zachwycony, mogą cię widzieć przy boku mojego syna. Mów mi Thomas. A Manuela też się nie obrazi, jak będziesz do niej mówiła po imieniu.
   Nie mogłam, czy nie potrafiłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Do mojego czułego nosa doszedł smakowity zapach z kuchni. Na ścianie zauważyłam wisząca fotografię przedstawiającą całą ich rodzinę. Ukłucie tęsknoty przypomniało mi o swoich rodzicach, którzy nie raczyli się do mnie odzywać już ponad pół roku. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, nie chcąc psuć sobie tej chwili wspomnieniami dzieciństwa. Marco przyciągnął mnie do siebie. Trwało to najwyżej kilka sekund, ale wydawało mi się, że wymienili spojrzenia, które potrafią zrozumieć tylko oni. Nikt inny. Nagle do pomieszczenia wszedł mały chłopiec. Miał najwyżej sześć, siedem lat. Kędzierzawe blond włoski okalały strąkami okrągłą twarzyczkę. Z prędkością świata zasiadł na kolanach swojego wujka. Kiedy ciekawskie spojrzenie Nico spoczęło na mnie, przekrzywił twarz, uderzając palcami w policzek. Zanim Marco w jakiś sposób zdołał go powstrzymać swojego siostrzeńca, zasiadł na moich kolanach.
  - Plosie Pani... A jak Pani kocha mojego wujka, to ożenisz się Pani z nim, tak samo jak moja mamusia z tatusiem?