sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział XXIV

         Ucieszyłam się świadomością, że wysłałam Matsa do domu. Bujałam myślami po czarnym morzu wyobraźni, które widziałam teraz niesamowicie wyraźnie przed sobą. Wszystko to było tak nierzeczywiste... Liczba cyferek i literek potrafiła z ogromną łatwością wywrócić moje życie do góry nogami. Przed sobą zauważyłam mały, jasny punkcik, który zapewne miał mi służyć pomocą. Jak ćma lgnąca do światła, zaczęłam podążać w tamtym kierunku. Nie czułam niczego, oprócz nieznośnego poczucia bezsilności. Szanse są nikłe, jeśli w ogóle. O ironio, w cale nie miałam ochoty dalej walczyć. Zawsze znana pełnia energii jakoś teraz uciekła, a ja chciałam się poddać. W mojej naturze aż do tej pory takie określenie nie miało miejsca bytu. Teraz zagościło się w moim umyśle na dobre. Nagle poczułam kołaczący ból z tyłu głowy. Moja skóra równie dobrze mogłaby konkurować z porcelaną, jeśli chodzi o kolor. Wrzasnęłam, czując, jak coś niewyobrażalnie mocno piecze mnie na czole.
    Z każdą chwilą wracałam do ponurej rzeczywistości. Szpitalne światło boleśnie zakuło mnie w oczy. Sapnęłam głośno, panicznie chwytając się ramion lekarza stojącego nad mną.
  - Spokojnie, proszę pani. Ta reakcja jest zrozumiała - mruknął, siadając na rozchybotanym krześle. Nieskazitelnie biały pokój raził wrażliwe na taki natłok jasności rozszerzone źrenice. - Przecież to nie koniec świata.
   Miałam ochotę wymierzyć mu siarczysty policzek. Bynajmniej dla niego nic się nie kończy, ale dla mnie to droga na dno. Chyba nikt tego nie rozumie.
    - Jest pan pewien, że to na pewno to?- zapytałam, siląc swoje struny głosowe coś na kształt pewności siebie, której teraz w tej batalii potrzebuję aż nadto.
    - Przecież guz można wyciąć...
    - Do cholery, na płucach?!Wiesz, ile osób przeżyło statystycznie taką operację?!
  W końcu wyrzuciłam tą wiadomość do świata rzeczywistego. Spojrzałam przepraszająco na lekarza, który zdawał się rozumieć mój wybuch. Westchnęłam cichcem, dopiero chyba teraz pojmując tak naprawdę grozę całej sytuacji. Przeczesałam nerwowym ruchem włosy, wstając z trzeszczącego łóżka stojącego przy ścianie.
    - Jak na razie nie ma co się dodatkowo denerwować. Pozwoliłem sobie panią zapisać na tomografię w przyszły piątek na godzinę siedemnastą trzydzieści. Czyli widzimy się za pięć dni?- zaproponował, posyłając mi pocieszający uśmiech. Gdy już miałam wychodzić, wręczył mi skierowanie do ręki, po chwili znikając za rogiem lśniącego od czystości korytarza. Poprawiłam ciężką torbę, która cały czas zjeżdżała mi w dół ramienia. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. I wcale się nie myliłam. Moje oczy napotkały znajomą, męską sylwetkę. Nadal miał na sobie ten cudny niebieski, cienki sweter. Jeśli kiedyś napotkałabym damską wersję tego ubrania, kupiłaby go bez najmniejszego wahania. Odchrząknął dość głośno, zauważając, iż bujam w obłokach.
   - Szefowo... czy wszystko dobrze?- nuta zaniepokojenia w głosie Adama sprawiła moje receptory głosowe w osłupienie. W pracy traktował mnie dość chłodno i obojętnie, co mówiąc szczerze nawet mi pasowało. Nigdy nie lubiłam wdawać się w jakieś relacje z pracownikami, chociaż można powiedzieć, że wyjątek stanowiła moja przyjaciółka. Ale ona to zupełnie co innego, ponieważ znałyśmy się od czasów pierwszej podstawówki. Pokiwałam głową, chcąc uspokoić podejrzenia, które być może teraz zaczęły kiełkować w głowie mężczyzny.
   - Może być. A jeśli mogę spytać, co ty tutaj robisz?- zapytałam, dopiero w tej sekundzie zauważając szpitalny fartuch, który niewątpliwie miał na sobie.
   - Pracuję dodatkowo. Przeprowadzam badania, sprawdzam ich wyniki. Robię naprawdę różne rzeczy, a wygląda mi na to, że przyszłaś tutaj nieprzypadkowo - raczej nie przechodziliśmy na 'ty' aczkolwiek w tej chwili było mi to naprawdę obojętne.
    - Muszę już iść - ucięłam naszą rozmowę w jednej chwili, odwracając się do niego plecami. Zdecydowanym krokiem minęłam recepcję. Wręcz gorące powietrze uderzyło mnie gwałtownie w twarz, mrocząc na chwilę świat przed mną. Gabinet był klimatyzowany, więc dlatego czułam się dziwnie. Usiadłam sztywno na ławce, na zmianę rozprostowując  i zginając palce. Potrzebowałam chwili spokoju i wyciszenia, by móc wszystko zrozumieć. Czułam, jakby wszystko wokół mnie było nieosiągalne. Jakaś kobieta szła chodnikiem, prowadząc przed sobą wózek, a w nim gaworzące dziecko. Natomiast przy swoim boku trwał najprawdopodobniej jej mąż. Czyli mi nie będzie dane zaznać takiego szczęścia, nie będę mogła założyć swojej rodziny? Wszystko było takie niesprawiedliwe! W zupełnym osłupieniu łzy wielkości grochy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie szlochałam, nawet nie drgnęłam. Trwałam w ciszy. Drżącymi rękoma wyjęłam telefon z torby. Zacisnęłam usta, zauważając godzinę na wyświetlaczu; gdybym zadzwoniła do Marco, to i tak by nie odebrał, bo jest na treningu.
    Chciałam z nim być. A to ma się tak skończyć? Na górnym pasku zauważyłam znacznik aż dwudziestu nieodebranych połączeń. Ukryłam twarz w dłoniach, nie wiedząc, co z sobą począć. Komórka w mojej ręce zabrzęczała.
   - Ugh, gdzie jesteś?- zapytał znajomy głos, a ja prawie się uspokoiłam. Jeszcze mi do tego bardzo daleko.
   - Przyjechałbyś po mnie?- poprosiłam aż nazbyt płaczliwym głosem, na który nie pozwoliłabym sobie w normalnych okolicznościach. Rozłączył się, a ja wiedziałam, że przyjedzie. Dla niego i dla wszystkich moich przyjaciół... warto by powalczyć.

 

7 komentarzy:

  1. guz? Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak poważne... mamnadzieję, że wszystko się ułoży, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Guz ;/ Poważna sprawa, ale mam nadzieję, że wszystko będzie ok ;) CZEKAM na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna. ;c
    Nie, spodziewałam się tego ! Myślałam, że to coś innego, a tu guz...
    Poważna sprawa! Może jednak wszystko będzie, okej ? Mam nadzieje, że tak ! :) Czekam na nn <3

    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, aż tak?! :|
    Jeśli nie będzie dobrze, to znajdę Cię, uważaj! :(
    Tymczasem u mnie pojawiła się 11, zapraszam
    http://i-want-to-know-your-mystery.blogspot.com/2014/07/chapter-11.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojeja jeja :( Aż guz ;// Poważnie..Zapraszam, dopiero prolog ale pierwszy rozdział jeszcze dzisiaj http://borussiadortmund-09.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaskoczyłaś mnie totalnie :-(
    Guz?
    Nie wierze w to.

    Cudny rozdział.
    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko guz ? zaskoczyłaś !
    Cudowny rozdział !! ;**
    Dodaj szybko następny ! :*
    ( wybacz, że dopiero teraz komentuje, ale nie miałam czasu .. :( )
    Pozdrawiam.<3

    OdpowiedzUsuń