poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział V

   Moje serce niemal stanęło, kiedy pojęłam, co ta kobieta trzyma w dłoni. Przez kilka długich sekund mierzyłyśmy się wzrokiem, próbując ocenić nasze szanse. Oczywiście, teoretycznie wygrywała ona. Tych kilka chwil wystarczyło na to, abym mogła stwierdzić, że raczej nie wyjdę z tego bez szwanku... Chciałabym bardzo, żeby moja teza jednak się nie sprawdziła w rzeczywistości. Zmrużyła oczy niczym rasowy drapieżnik i ruszyła w moją stronę. Kątem oka zauważyłam dość ciężki segregator, który mógłby mi pomóc ją ogłuszyć. Odległość od niego do mnie wydawała mi się jednakże na obecną chwilę bardzo długa.
    Włamywaczka jako pierwsza zaatakowała. Oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy ledwie minęłam jej rękę z śmiercionośnym narzędziem, uderzając swym ciałem gwałtownie o przeciwległą ścianę. Przez krótki ułamek sekundy nie mogłam złapać tchu, co oczywiście wykorzystała napastniczka. Sięgnęłam szybko po segregator, kurczowo zaciskając na nim palce. Uniosłam go ku górze, słysząc dźwięk rozdzierającego się materiału. Jęknęłam cicho, uderzając toną papieru w głowę kobiety. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, po czym upadła głucho na podłogę, wypuszczając przy tym nóż.
    Drżałam niemal na całym ciele. Kiedy cała adrenalina minęła, zdałam sobie sprawę z piekącego bólu, który rozchodził się wzdłuż mojego ramienia. Spojrzałam na nie z strachem, zdając sobie z sprawę z tego, że w jakichś sposób ten ktoś zdążył mnie dobrze drasnąć. Czerwona linia z każdą chwilą się powiększała, a ja niemal skamieniałam. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy pierwsza kropla rubinowej krwi uderzyła o podłogę. Podeszłam do niej na chwiejących się nogach, które jakby nie potrafiły utrzymać ciężaru mojego ciała. Napatoczyłam się do futryny, opierając się o nią  z trudem. Byłam zszokowana i zestresowana, co dodatkowo potęgowało mój ból. Jak przez mgłę zobaczyłam ludzi idących korytarzem, ale później nastała już tylko nieprzenikniona ciemność.

                                                     *******
 - Poruszyła się!- zawołał nad moja głową kobiecy, znajomy głos. Jakaś ciepła ręka ścisnęła mnie za dłoń, jednocześnie pomagając podnieść mi się do pozycji siedzącej. Musiałam kilkakrotnie zamrugać powiekami, aby w końcu dojrzeć, gdzie się znajduję. Siedziałam na noszach w karetce, która niemal oślepiała mnie bielą. Objęłam się za głowę rękoma, budząc w moim ramieniu przeszywający pisk bólu. Przygryzłam wargę, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Na krzesełku przed mną siedziała zmartwiona Alex, cały czas uważnie mi się przyglądając.
 - Może znów poprosić tą ratowniczkę o dodatkowe leki przeciwbólowe?- zapytał równie znajomy głos osoby, której akurat tutaj bym się nie spodziewała. Przez moją głowę galopowały tysiące myśli, których w tej chwili nie potrafiłam ujarzmić i zatrzymać.
  - Marco... - wyszeptałam nieprzytomnie, zauważając w końcu, że siedzi obok mnie - co ty tu robisz?
  - To dłuższa historia. Widzisz, ta kobieta która była włamywaczką i napadła na ciebie, to...
  - Caroline - dokończyła za niego moja przyjaciółka, a ja nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Spojrzałam na nią pytająco, przekrzywiając głowę. W drzwi ambulansu zapukał funkcjonariusz policji, który w swoich na moje oko spoconych rękach trzymał notatnik wraz z długopisem. Odchrząknął oficjalnie, nabierając powietrza w płuca.
   - Czy mógłbym zebrać od Pani Olivii zeznanie? Jest nam bardzo potrzebne w tej chwili - odparł odrobinę zasapanym głosem, poprawiając nerwowo kołnierzyk swojej granatowej koszuli. Widać było, że jest młodym oficerem tutejszej policji i musi najpewniej wykonywać najcięższą i najmniej przyjemną robotę, jaką jest zbieranie zeznań od prawie nieprzytomnych świadków. Moi towarzysze właśnie chcieli wnieść swój głos sprzeciwu, ale przerwałam im gwałtownie. Opowiedziałam mu dokładnie o przebiegu tego zdarzenia, oczywiście dodając fakt, że nasz ochroniarz zasnął na służbie. Podziękował nam cicho i ulotnił się stąd, chcąc jak najszybciej skończyć swoją robotę.
  - Alex, jedź do domu, a ja z nią zostanę - zaproponował Marco, a ona natomiast spojrzała na mnie niepewnie.
   - Jedź i od razu idź spać, bo pewnie jesteś strasznie zmęczona - powiedziałam. Poklepała delikatnie moje plecy i wyszła z karetki, zostawiając nas samych. Jęknęłam głośno, wyrażając swoje niezadowolenie z powodu zaistniałej sytuacji. Być może w tej chwili mogło mu się to wydawać protestem małego dziecka, bynajmniej ja nie oceniałam tego w ten sposób.
   - Przepraszam cię za nią... Nie wiem, co tej dziewczynie strzeliło do głowy - mruknął chłopak, gładząc mnie wolną ręką po włosach. W drugiej trzymał butelkę wody wraz z malutką tabletką, którą przyjęłam bez większego sprzeciwu.
   - Nie przepraszaj mnie. To ona powinna to zrobić. - Wytarłam chusteczką kąciki ust, w których zostały kropelki przezroczystej cieczy.
   - W sumie masz rację...
   - Zabrali  ją na komisariat?- zapytałam z nutką nadziei w głosie, ponieważ nie miałam teraz najmniejszej ochoty na zobaczenie jej twarzy.
    - O ile mi wiadomo, to tak - przeczesał tak dobrze znanym mi ruchem swoje blond włosy, zdradzając mi tym samym lekkie zaniepokojenie całą tą sprawę. Trwaliśmy tak w milczeniu, wlepiając swoje spojrzenie w nasze czubki butów.
 Nagle nie wytrzymałam i z jakiegoś powodu z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. Zimne dreszcze tańczyły na moich plecach, dodając mi jeszcze jeden powód do zmartwień. Silne ramię objęło moją talię i Marco przyciągnął mnie do siebie, nie zwracając uwagi nawet na mój krótkotrwały protest.

1 komentarz:

  1. Coo?! To była Caroline ?! Jak ona mogła coś takiego jej zrobić ?! No ja się pytam jak ?! Na szczęście nic takiego poważnego się nie stało. A ta cała Caroline to do "paki" powinni ją wsadzić i już! Rozdział jest genialny :)
    Czekam na nn <3

    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń