Westchnęłam głośno, gładząc po raz kolejny plik kartek.
Cichy szum drukarki niemal kołysał mnie do snu, którego tak bardzo
potrzebowałam. Z odrętwienia wyrwał mnie głośny pisk sygnalizujący, że papier został pokryty siateczką czarnych
literek składających się w jedną, sensowną całość. Mruknęłam coś cicho pod
nosem, po czym ruszyłam do biurowego pokoju, który dzieliłam z inną dziewczyną.
Owszem, praca w dziale rzecznika prasowego Borussi Dortmund była wymarzona,
gdyby nie tak wczesne pory jej rozpoczęcia.
- Znów to samo? -
Alex zachichotała, a ja pacnęłam ją dokumentami w ramię. Jednego nie
rozumiałam: faceci do niej lgnęli, a ona była nieugięta. Ciągle powtarzała, że
żaden jej się nie podoba. Była dość niską szatynką o pięknych, niebieskich
oczach i szerokim uśmiechu. Wprost do kochania, dlatego uważałam, że źle robi,
odtrącając wszystkich wokół.
- Bardzo śmieszne- odparłam, siadając przy biurku.- Jak tam
ci weekend przeszedł?
Oparłam się wygodniej o oparcie przesuwanego fotela, który
wbrew pozorom był bardzo wygodny. Niemal podejrzliwym spojrzeniem spojrzałam na
sylwetkę mojej koleżanki, która wyraźnie odcinała się na tle żółtej ściany z
logo klubu.
- Tak jak zawsze. Przeraźliwa nuda... Po za tym przyszły
jakieś listy z prośbą o autograf, a ile wiem, to twoja działka - powiedziała,
szczerząc się w uśmiechu. Pokazałam jej język, po czym w moją twarz uderzyły
dwie białe koperty. Roześmiałyśmy się głośno, po czym spojrzałam na znaczki.
Okazało się, że obie zostały wysłane z Polski.
Moje usta lekko drgnęły ku górze, ponieważ bardzo dobrze znałam ten
kraj. Stamtąd pochodziła moja babcia i przyjeżdżałam tam nieraz do niej na
wakacje, dzięki czemu dość dobrze znałam ten język.Chociaż pewnie i tak wszystko będzie po angielsku lub niemiecku.
- Cześć dziewczyny! Jak tam wam praca idzie?- Głowa Marco wyłoniła się zza drzwi. Nerwowo przełknęłam ślinę, po czym pomachałam mu niemrawo ręką. Wszedł do naszego pokoju, po czym przywitał się z Alex. Zaczął rozmawiać gorączkowo z nią, a ja w tym samym czasie zdążyłam otworzyć już te dwa listy. Wywnioskowałam z nich, że dziewczęta, które je wysłały, zażyczyły sobie autografy właśnie jego.
-... tylko znów nie daj mu kosza - zdążyłam usłyszeć, kiedy kończył rozmowę z moją koleżanką.
- Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś podpisać te twoje dwa zdjęcia... dla twoich fanek, oczywiście - sprostowałam, podając mu fotografie wraz z markerem do rąk. Spojrzał na mnie uważnie, przyjmując rzeczy. - Będą dla Natalii i Pauliny.
Przez kilka chwil było tylko słychać świstanie markera na śliskiej powierzchni. Następnie oddał mi je podpisane. Zaczął znów się we mnie wpatrywać, jakby nie wiedział, od czego ma zacząć.
- Olivio... Masz może czas wieczorem w tą sobotę? Dostałem dwa bilety na koncert w jakiejś knajpce niedaleko stąd i pomyślałem, że będziesz może miała ochotę ze mną pójść- spojrzał na mnie pytająco, oczekując mojej odpowiedzi. Mój wzrok spoczął na Alex, która zaciskała pięści. Dobrze widziała, że tylko na to czekałam.
- Yhm... Oczywiście - powiedziałam, w końcu uśmiechając się.
- Przyjadę po ciebie!- rzucił na odchodnym, posyłając nam obu lecącego w powietrzu buziaka. Szatynka zachichotała, a ja zmierzyłam ją groźnym wzrokiem.
- Oj przestań, dobrze wiesz, że tego chcesz. Nie widziałaś, jak za każdym razem ciebie widział, jak na ciebie patrzył?- odparła, stukając w blat swojego biurka skówką od długopisu w czarno-żółte pasy.
- Wiesz, nie zapominaj o tej Caroline. Ona nadal jest w grze - mruknęłam cicho, wpatrując się w opuszki palców. Alex powoli pokręciła głową.
- Ta blondynka już jakieś pół roku temu wypadła z toczącej się gry. Dziwię się, że przez cztery lata mógł z nią wytrzymać.
Nie znałam jej, ale słyszałam krążące o tej dziewczynie plotki. Nie lubię mówić źle o innych, ale akurat ten temat wyraźnie mnie zaciekawił. Zaczęłam pracować tutaj jakieś dwa tygodnie po Walentynkach, czyli w dzień, w którym oni się rozstali. Wyjaśniałam sobie, że to zwykłe zrządzenie losu. Westchnęłam głośno, zastawiając się nad tą niezwykłą sobotą.
Czekam z niecierpliwieniem na kolejny rozdział :) Uwielbiam taki styl pisania, aż chce się czytać.
OdpowiedzUsuń