poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział V

   Moje serce niemal stanęło, kiedy pojęłam, co ta kobieta trzyma w dłoni. Przez kilka długich sekund mierzyłyśmy się wzrokiem, próbując ocenić nasze szanse. Oczywiście, teoretycznie wygrywała ona. Tych kilka chwil wystarczyło na to, abym mogła stwierdzić, że raczej nie wyjdę z tego bez szwanku... Chciałabym bardzo, żeby moja teza jednak się nie sprawdziła w rzeczywistości. Zmrużyła oczy niczym rasowy drapieżnik i ruszyła w moją stronę. Kątem oka zauważyłam dość ciężki segregator, który mógłby mi pomóc ją ogłuszyć. Odległość od niego do mnie wydawała mi się jednakże na obecną chwilę bardzo długa.
    Włamywaczka jako pierwsza zaatakowała. Oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy ledwie minęłam jej rękę z śmiercionośnym narzędziem, uderzając swym ciałem gwałtownie o przeciwległą ścianę. Przez krótki ułamek sekundy nie mogłam złapać tchu, co oczywiście wykorzystała napastniczka. Sięgnęłam szybko po segregator, kurczowo zaciskając na nim palce. Uniosłam go ku górze, słysząc dźwięk rozdzierającego się materiału. Jęknęłam cicho, uderzając toną papieru w głowę kobiety. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, po czym upadła głucho na podłogę, wypuszczając przy tym nóż.
    Drżałam niemal na całym ciele. Kiedy cała adrenalina minęła, zdałam sobie sprawę z piekącego bólu, który rozchodził się wzdłuż mojego ramienia. Spojrzałam na nie z strachem, zdając sobie z sprawę z tego, że w jakichś sposób ten ktoś zdążył mnie dobrze drasnąć. Czerwona linia z każdą chwilą się powiększała, a ja niemal skamieniałam. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy pierwsza kropla rubinowej krwi uderzyła o podłogę. Podeszłam do niej na chwiejących się nogach, które jakby nie potrafiły utrzymać ciężaru mojego ciała. Napatoczyłam się do futryny, opierając się o nią  z trudem. Byłam zszokowana i zestresowana, co dodatkowo potęgowało mój ból. Jak przez mgłę zobaczyłam ludzi idących korytarzem, ale później nastała już tylko nieprzenikniona ciemność.

                                                     *******
 - Poruszyła się!- zawołał nad moja głową kobiecy, znajomy głos. Jakaś ciepła ręka ścisnęła mnie za dłoń, jednocześnie pomagając podnieść mi się do pozycji siedzącej. Musiałam kilkakrotnie zamrugać powiekami, aby w końcu dojrzeć, gdzie się znajduję. Siedziałam na noszach w karetce, która niemal oślepiała mnie bielą. Objęłam się za głowę rękoma, budząc w moim ramieniu przeszywający pisk bólu. Przygryzłam wargę, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Na krzesełku przed mną siedziała zmartwiona Alex, cały czas uważnie mi się przyglądając.
 - Może znów poprosić tą ratowniczkę o dodatkowe leki przeciwbólowe?- zapytał równie znajomy głos osoby, której akurat tutaj bym się nie spodziewała. Przez moją głowę galopowały tysiące myśli, których w tej chwili nie potrafiłam ujarzmić i zatrzymać.
  - Marco... - wyszeptałam nieprzytomnie, zauważając w końcu, że siedzi obok mnie - co ty tu robisz?
  - To dłuższa historia. Widzisz, ta kobieta która była włamywaczką i napadła na ciebie, to...
  - Caroline - dokończyła za niego moja przyjaciółka, a ja nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Spojrzałam na nią pytająco, przekrzywiając głowę. W drzwi ambulansu zapukał funkcjonariusz policji, który w swoich na moje oko spoconych rękach trzymał notatnik wraz z długopisem. Odchrząknął oficjalnie, nabierając powietrza w płuca.
   - Czy mógłbym zebrać od Pani Olivii zeznanie? Jest nam bardzo potrzebne w tej chwili - odparł odrobinę zasapanym głosem, poprawiając nerwowo kołnierzyk swojej granatowej koszuli. Widać było, że jest młodym oficerem tutejszej policji i musi najpewniej wykonywać najcięższą i najmniej przyjemną robotę, jaką jest zbieranie zeznań od prawie nieprzytomnych świadków. Moi towarzysze właśnie chcieli wnieść swój głos sprzeciwu, ale przerwałam im gwałtownie. Opowiedziałam mu dokładnie o przebiegu tego zdarzenia, oczywiście dodając fakt, że nasz ochroniarz zasnął na służbie. Podziękował nam cicho i ulotnił się stąd, chcąc jak najszybciej skończyć swoją robotę.
  - Alex, jedź do domu, a ja z nią zostanę - zaproponował Marco, a ona natomiast spojrzała na mnie niepewnie.
   - Jedź i od razu idź spać, bo pewnie jesteś strasznie zmęczona - powiedziałam. Poklepała delikatnie moje plecy i wyszła z karetki, zostawiając nas samych. Jęknęłam głośno, wyrażając swoje niezadowolenie z powodu zaistniałej sytuacji. Być może w tej chwili mogło mu się to wydawać protestem małego dziecka, bynajmniej ja nie oceniałam tego w ten sposób.
   - Przepraszam cię za nią... Nie wiem, co tej dziewczynie strzeliło do głowy - mruknął chłopak, gładząc mnie wolną ręką po włosach. W drugiej trzymał butelkę wody wraz z malutką tabletką, którą przyjęłam bez większego sprzeciwu.
   - Nie przepraszaj mnie. To ona powinna to zrobić. - Wytarłam chusteczką kąciki ust, w których zostały kropelki przezroczystej cieczy.
   - W sumie masz rację...
   - Zabrali  ją na komisariat?- zapytałam z nutką nadziei w głosie, ponieważ nie miałam teraz najmniejszej ochoty na zobaczenie jej twarzy.
    - O ile mi wiadomo, to tak - przeczesał tak dobrze znanym mi ruchem swoje blond włosy, zdradzając mi tym samym lekkie zaniepokojenie całą tą sprawę. Trwaliśmy tak w milczeniu, wlepiając swoje spojrzenie w nasze czubki butów.
 Nagle nie wytrzymałam i z jakiegoś powodu z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. Zimne dreszcze tańczyły na moich plecach, dodając mi jeszcze jeden powód do zmartwień. Silne ramię objęło moją talię i Marco przyciągnął mnie do siebie, nie zwracając uwagi nawet na mój krótkotrwały protest.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział IV

     Serce dudni mi jak oszalałe. Opieram się o drzwi, oddychając niemal jak po długim biegu. Nieobecna duchem zdejmuję szpilki i kieruję się tanecznym krokiem ku sypialni. W głowie próbuję odtworzyć sobie najgłębsze dźwięki tego magicznego instrumentu, jakim jest puzon. Miękko, niczym poduszka opadłam na łóżko, nawet nie zadając sobie trudu, by przebrać się w piżamę. Drzwi przeciągle zaskrzypiały, aż  wyłoniła się zza nich głowa Alex. Widząc moją rozmarzoną minę, podbiegła do mnie z piskiem i uwaliła się obok na pościel.
    - Opowiadaj, jak było - powiedziała władczo, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
    - Super. Było super - odparłam, dodając jej opis całego wieczoru. Próbowałam jej jak najbardziej oddać, to co czułam podczas słuchania muzyki, ale wiem, że kiedyś muszę ją zaprosić na coś takiego. Obróciłam głowę w jej kierunku i spojrzałam jej prosto w oczy.
    - Mam nadzieję, że tym razem będziesz szczera co do uczuć w stosunku do Sebastiana - mruknęłam, zmrużając powieki. Patrzyłam na nią czujnie, chcąc być pewna, że tym razem powie mi całą prawdę. Dobrze wiem, że dla niej to wszystko było trudne. Nie miała kolorowej przeszłości z facetami, co dodatkowo czyniło ją niepewną co do siebie i jego.
    - Wiesz, że go lubię... Nawet chyba za bardzo. Tylko zastanawiam się, czym nie rzuci mnie jak zwykłą lalkę w kąt po jakimś czasie - wyszeptała cicho, z wysiłkiem powstrzymując cisnące się jej do oczu łzy.
   - Nie bój się. Ja wieżę, że ci się uda. Musisz spojrzeć na to tak, że Sebastian to zupełnie inny mężczyzna niż twój były.- Niemal wyplułam ostanie słowa z swoich ust, przytulając serdecznie moją przyjaciółkę. Pogładziłam ją delikatnie po aksamitnych włosach, pocieszając niczym małe dziecko. Moje serce nadal niebezpiecznie szybko tłukło się w piersi niczym gołąb w klatce. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że od dzisiaj wszystko będzie dobrze.

                                                     *******
     - Masz wszystko?- zapytałam po raz kolejny, spoglądając na szatynkę. Nadal szukała czegoś na swoim biurku, nie mogąc znaleźć kluczy do samochodu. Pokręciła głową, cmokając przy tym, jakby klucze miały przyjść niczym psy do swojej pani. Uśmiechnęłam się pod nosem, podchodząc do niej i pomagając jej szukać. Nagle dostrzegłam je pod stertą starannie ułożonych papierów, zostawionych dla szefa na jutro rano. Akurat dzisiaj to my wychodziłyśmy ostatnio, co czasami niezbyt mi się podobało. Nie wiadomo, co czai się za rogiem. Pomimo tego, że byłam niemal zawsze z Alex, zdarzało mi się już kilka razy wracać sama w takich okolicznościach.
   - W końcu się znalazły - odetchnęła z widoczną ulgą, pocierając ręką spocone czoło. Zabrałam tylko swoją torebkę i wyszłyśmy, przy okazji zabierając z wieszaka nasze płaszcze. Mruknęłam coś cicho do ochroniarza, który niemal zasypiał za recepcją. Chyba powinni zatrudnić kogoś bardziej odpowiedzialnego do tej roboty - pomyślałam, niemal podbiegając do tego faceta i trącając go ręką, żeby w końcu w pełni otworzył oczy. W ostatniej chwili się powstrzymałam, mocno zaciskając pięści.
   - Gdzie idziecie z Marco tym razem?- zapytała moja droga przyjaciółka, kierując się w stronę parkingu.
   -  Do jakiegoś klubu. Pamiętasz, ten co jest od nas dość niedaleko - odparłam, przekrzywiając głowę na bok. Obcasy naszych szpilek wystukiwały oryginalny takt na chodniku, który kończył się akurat przed naszym dobrym, wypróbowanym samochodzie. Był on cały czarny, nie licząc żółtych felg i logo Borussi na bagażniku. Kupiłyśmy go za wspólnie zarobione pieniądze jakieś dwa, trzy lata temu i nadal bardzo dobrze nam służy.
   - Słyszałam, że mają tam naprawdę dobre drinki i profesjonalnego DJ-a. Na sto procent będzie się dobrze bawić - zapewniła mnie Alex, wskakując do pojazdu. Zapinając pasy, coś nagle przykuło moją uwagę. Spięłam wszystkie swoje mięśnie, nie wierząc w to, co widzę przed moimi oczyma.
   - Co się dzieje...- zapytała szatynka powoli, wkrótce dostrzegając postać ubraną na czarno, która ostrożnie stawiała każdy swój krok przy ścianie budynku. Nie zwróciła uwagi na niepozorny samochód, za co podziękowałam losowi. - Ona chyba chce się włamać!
   Skarciłam ją wzrokiem, ponieważ tym piśnięciem mogła nas niechybnie ujawnić. Moje tętno niebezpiecznie podniosło swoje obroty, oczywiście ze strachu.
   - Zadzwoń po policję, a ja za tym kimś pójdę - powiedziałam, zakładając na stopy baleriny, które zawsze trzymałam na tylnym siedzeniu. Stukot obcasów mógłby mnie niepotrzebnie zdradzić, czego bym nie chciała.    - Boże, a jeśli ten włamywacz będzie ci chciał coś zrobić?- zapytała szatynka, spoglądając na mnie z szeroko otwartymi oczami.
    - Nic mi nie będzie - zapewniłam, wysiadając z samochodu. Na palcach, nieśpiesznym krokiem zaczęłam iść śladami tajemniczej osoby. Niestety, miała na twarzy maskę, więc nie mogłam stwierdzić, kim ona jest. Po postawie i sposobie chodzenia wydedukowałam jeszcze, że musi być kobietą. Zmarszczyłam czoło i zatrzymałam się, kiedy wkraczała do budynku. Oczywiście nasz 'ochroniarz' spał w najlepsze i nawet nie zauważył, że ktoś wszedł i kieruję się w stronę ważnych pomieszczeń biurowych. Cichcem zamknęłam za sobą szklane drzwi, ostrożnie kierując się w tą samą stronę, co włamywacz. Okazało się, że weszła do naszego pokoju. Kiedy podejrzana osoba odwróciła na chwilę głowę w moją stronę, jak najszybciej przykucnęłam za dużą kserokopiarką stojącą na korytarzu. Przez szpary w futrynie zauważyłam, że ten ktoś zapalił światło.
   - Czego tu chcesz?- warknęłam, gwałtownie otwierając drzwi. Włamywaczka skamieniała, z rękami na stercie niepodpisanych umów. Z grozą zauważyłam, że w jednej z rąk trzyma nóż.
 

piątek, 28 marca 2014

Rozdział III

    Nie zdarzyło się jeszcze coś takiego, żeby mężczyzna otworzył mi drzwi samochodu, żebym mogła swobodnie wyjść. Jednak jak się okazało, rodzą się tacy na tym świecie. Bezgłośnie podziękowałam Marco za ten szarmancki gest, przyglądając się szyldowi... kawiarni. Właśnie tutaj miał się odbyć ten mini koncert. Nie miałam pojęcia, jakiego typu muzyka może być grana w takim miejscu. Raczej spokojna, pasująca do otoczenia. Cała kamienica była zbudowana z czerwonych cegieł, dodając jej jeszcze więcej uroku.
   - Może mi w końcu zdradzisz, jaki to koncert?- zapytałam, kiedy złapał mnie pod ramię i zaczął prowadzić do lokalu.
   - Jazz. Jakoś niedawno o dziwo odkryłem ten rodzaj muzyki, który jakoś wcześniej musiał być bardzo dobrze przede mną ukryty - mruknął rozbawiony, kręcąc przy tym głową. Zaczęłam się zastanawiać, czy coś wiem o tym gatunku, którego wcześniej nie słyszałam.
    Okazało się, że prawie wszystkie miejsca w kawiarence Eine Konstellation der Sterne* są już zajęte. Wskazałam mojemu towarzyszowi dwuosobową kanapę przy samej scenie, wraz z dość niskim stolikiem kawowym, który sprawiał wrażenie dość starego i wysłużonego. Szybko powiesiłam swój płaszczyk na wieszaku, po czym poszłam w wcześniej zauważone miejsce. Marco opadł tuż obok mnie z uśmiechem na ustach.
    - Dziwię się, że nikt nie zajął tego miejsca.- Roześmiał się cicho, a ja po chwili dość nieśmiało do niego dołączyłam. Kelnerka w czarnej spódniczce za kolano przyniosła nam dwa capuccino z bitą śmietaną i dwa czekoladowe muffinki. Od samego patrzenia na tę słodkość od razu ślinka pociekła mi do ust. Na razie jednak powstrzymałam się od konsumpcji, chcąc wchłonąć jak najwięcej szczegółów wystroju tego miejsca. Nie było duże, ale dość przytulnie urządzone. Znajomy zapach cynamonu rozchodził się niemal wszędzie, upajając swoją wonią niemal wszystkich gości, których było dzisiaj naprawdę dużo. Wszyscy ginęli w półmroku scenowych świateł.
    - Widocznie mieliśmy szczęście - odparłam, przeczesując włosy ręką. Poczułam, że na moją szyję wpełzła rumieniec, kiedy Marco spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam w nich jakąś prośbę, obietnicę... Tylko jaką? Nie mogłam tego określić na tą chwilę. Z głębokiego zamyślenia wyrwały nas ciche gwizdy i oklaski, które obwieszczały przybycie artysty.
    Trzymał w rękach puzon, który z pewnością siebie mężczyzna demonstrował wszystkim tutaj zebranym. Usiadł na krześle barowym, które w proteście zaskrzypiało. Po jego twarzy przebiegł wyraz niezdecydowania, jednak trwało to tylko ułamek sekundy. Śmiało przyłożył ustnik do spierzniętych warg, a z instrumentu muzycznego wydobyły się pierwsze, głębokie dźwięki. Zacisnęłam palce na obiciu kanapy, zamykając przy tym oczy, chcąc jak najbardziej delektować się się każdym dźwiękiem. Wydawało mi się, że słyszę historię zapomnianej przez wszystkich na tym świecie miłości. Dwoje zakochanym mijało się często obok siebie, nie wiedząc nawet, że są oboje w tym samym miejscu. Późniejsze takty zdawały się coraz bardziej melancholijne, doprowadzając nas nową ścieżkę melodii. Jeden wysoki dźwięk zdawał się być jakimś ostrzeżeniem, groźbą dla szczęśliwych ludzi z muzycznej historii. Zaczęła się kakofonia wysokich i niskich dźwięków, które doskonale się ze sobą przeplatały.
    Kiedy się ocknęłam, mężczyzny na scenie już nie było. Całą kawiarnię wypełniały głosy dyskusji wszystkich gości, jak to by ocenić występ. Niespodziewanie zdałam sobie sprawę, że moja głowa leży oparta na barku Marco. Zdziwiłam się sama sobie, bo nie było aż tak mi z tym... źle. Uśmiechnęłam się pod nosem, a moje policzki niemal natychmiast zapłonęły ognistym rumieńcem.
     - I jak? Podobał ci się?- zapytał, dopijając swój napój. Po chwili podał mi także mój. Musiałam stwierdzić, że to capuccino jest jednym z lepszych, jakie piłam w swoim dotychczasowym życiu.
      - To było super. Naprawdę nie wiem, jak mogłam wcześniej przegapić coś tak wspaniałego - mruknęłam, odchrząkując cicho. Odsunęłam się od niego troszeczkę, jednak nasze kolana wciąż się stykały.
    - Wyglądał niemal, jakby ktoś cię zahipnotyzował. Nie widziałem jeszcze takiej kobiety, która tak bardzo wczuwała się w muzykę - powiedział szczerym tonem, odstawiając kubek. Ja także wkrótce skończyłam swój i zabrałam się za apetyczną muffinkę. Zaczęliśmy się z siebie śmiać, kiedy na mój nos wskoczył kawałek czekolady. Nasza rozmowa zdawała się nie mieć końca, aż zorientowaliśmy się, że oprócz nas nie ma prawie nikogo w lokalu, oprócz czterech nieznajomych osób.
    - Czas się zbierać - powiedział jakby trochę smutnym tonem, podając mi w ręce płaszcz. Po ruszeniu samochodu nasza rozmowa znów zaczęła się toczyć. Co raz wybuchałam śmiechem, kiedy mój towarzysz postanowił opowiedzieć mi coś śmiesznego. Mój wyraz twarzy wyraźnie posmutniał, kiedy wjechaliśmy na dobrze znaną mi ulicę. Westchnęłam cicho, odpinając pas.
   Wysiadłam z samochodu, wcześniej oczywiście otwartego z mojej strony przez Marco. Podałam mu swoją dłoń, którą ścisnął delikatnie, nie puszczając jej jednakże. Przygryzłam wargę, odpowiadając mu uśmiechem. Przez cały czas do drzwi trącaliśmy się ramionami, nie puszczając swoich splecionych dłoni. Stanęłam przed drzwiami, obejmując się ramionami.
   - Dziękuję za ten wspaniały wieczór - powiedziałam, uśmiechając się do niego szeroko.
   - Mogę liczyć na powtórkę takiego spotkania?- zapytał, przeczesując palcami swoją fryzurę.
   - Oczywiście... Zadzwonię do ciebie najpóźniej jutro wieczorem i powiem ci, co wymyśliłam.
Skinął głową i przysunął się do mnie, cmokając zalotnie w policzek. Tym razem to on podziękował mi za wieczór i odszedł, co rusz się na mnie oglądając. A ja wkroczyłam do domu dopiero wtedy, kiedy jego samochód zniknął mi z oczu.

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział II

   Pożegnałam się z naszą recepcjonistką, stając przed oszklonymi drzwiami. Na chwilę utkwiłam swój wzrok w moim szefie, który rozmawiał właśnie z Jurgenem. Prowadzili wyraźnie ożywioną dyskusję o jakiejś konferencji prasowej, która miała miejsce równie dwa tygodnie temu. Być może coś poszło źle? Raczej to niemożliwe, ponieważ wszystkie dopilnowałam osobiście i nie pozwoliłam sobie na żaden, nawet najmiejszy błąd. Odwróciłam szybko głowę i wyszłam szybkim krokiem z budynku, od razu kierując się na parking. Uśmiechnęłam się słabo, widząc Alex, która postanowiła już wsiąść do samochodu i go odpalić. Dzisiejszy dzień doszczętnie mnie wykończył; ręce bolały od ciągłego stukania w klawiaturę i wypełniania niezliczonej ilości dokumentów. I nie zanosiło się, żeby jutro nasza praca wyglądała trochę lżej.
   - Jestem padnięta - mruknęłam, trzaskając drzwiami. Kiedy już dobrze usadowiłam się w fotelu, jednym ruchem zrzuciłam szpilki, od których równie niemiłosiernie bolały mnie stopy. Niemal nie zauważyłam, kiedy włączyłyśmy się do ruchu ulicznego. Cały znany mi krajobraz migał mi przed oczami, oświetlony tylko nielicznymi światłami staroświeckich latarni. Jednak niektóre zaułki czaiły się w całkowitych ciemnościach, skrywając odrobinę przerażający strach nocy. Tak naprawdę ciągle myślałam o Marco i naszym spotkaniu w tą sobotę.
   - W co się ubierzesz na tą randkę?- zapytała, jakby czytając mi w myślach. Posłałam mojej przyjaciółce oburzone spojrzenie, marszcząc czoło. Ta zaśmiała się pod nosem, wjeżdżając na rondo z zieloną wysepką.
  - To nie jest randka, słyszysz?- burknęłam, bębniąc nerwowo palcami o udo. - A jeśli chodzi o ubranie, to tutaj masz rację, nie mam pojęcia, w co mam się ubrać.
  - Coś się tam poradzi - mruknęła do mnie porozumiewawczo, a już wiedziałam, że mówi prawdę. Musiałam się przygotować na to, że pod nawałem ciuchów po tym wszystkim nie będziemy mogły wyjść z pokoju.
                                          *****
    Po raz kolejny tego wieczoru odłożyłam kolejną bluzkę wraz z spódnicą  , która nie spełniała moich oczekiwań. A została tylko godzina do przyjazdu Marco. Alex rozłożyła ręce w geście bezradności, a ja równie zrezygnowana spojrzałam na górę ciuchów, które piętrzyły się się na łóżku. Może trochę przesadzam z opisaniem ich ilości, ale nie było ich mało. Pokój utrzymany był w różnych odcieniach beżu, dobrze kontrastując z ciemnym drewnem, z którego wykonane były wszystkie meble. Na łóżko narzucona została śnieżnobiała narzuta, a po niej walało się też kilka czarnych poduszek z logo BvB.
  - To ja nie wiem w końcu, co ty chcesz na siebie założyć, moja droga- mruknęła, opierając się biodrem o szafę. Nagle moja ręka natrafiła na pikowaną, białą bluzkę z suwakami na ramionach. Zamknęłam oczy, ocierając opuszki palców o miły w dotyku materiał. Delikatnie zsunęłam ją z wieszaka i nałożyłam na siebie.
  - Co by do tego pasowało, Alex?- zapytałam, przyglądając się się mojej przyjaciółce od stóp do głów.
   - Zdecydowanie te czarne rurki, które mierzyłaś na samym początku - odparła, przerzucając ubrania. Na jej czole perliły się kropelki potu, kiedy mi je podawała.
   - O czym dzisiaj Marco z tobą rozmawiał?- zapytałam, wkładając jedną nogę w materiał,
   - Och... Sebastian chciał mi  coś przekazać...- mruknęła niemrawo, a na jej twarz wpełzł rumieniec. Uśmiechnęłam się szeroko. Spotkała z nim się kilka razy, nigdy nie twierdząc, że jest źle. Wydawała mi się bardzo nieśmiała w takich momentach, jednak potrafiła się naprawdę dobrze wyluzować i bawić.
    - Kochana, ja i tak wiem, że on ci się podoba. I chyba nie jesteście sobie obojętni, hmmmm?- zapytałam z uniesioną brwią, po czym obie zaczęłyśmy się z siebie śmiać, kiedy próbowałam do końca zasunąć rozporek w spodniach. Umilkłam, obserwując wynik stylizacji.
   - Bez ciebie bym sobie nie poradziła z tym wszystkim - powiedziałam ciepło, tuląc ją serdecznie. Poklepała mnie po plecach każąc przy tym maszerować do łazienki zrobić się na bóstwo. Nie chciałam nakładać na siebie tyle wszystkich dostępnych mi środków upiększających, bo wyglądałabym niczym pusta lalka. Nieraz widywałam takie dziewczyny na ulicach i do tej pory nie mogłam zrozumieć, jak mogą robić coś takiego z swoją twarzą.
      Nagle jedno z świateł w łazience gwałtownie zamigotało,  przysłaniając mi na chwilę dobry widok na cienie do oczu. Zdecydowałam się na srebrny, który chyba najbardziej pasował do mojego stroju. Podkreśliłam jeszcze wszystko czarną kredką, nadając oczom tajemniczego wyrazu. Do torebki spakowałam błyszczyk na wszelką okazję. Kiedy miałam już nacisnąć klamkę, usłyszałam, jak ktoś dzwoni do drzwi. Szybko wybiegłam z pomieszczenia, mijając przy tym Alex.
     - Cześć. Gotowa?- zapytał Marco, kiedy postanowiłam otworzyć drzwi. Skinęłam głową, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmieszku. Uważnie mi się przyjrzał, a jego twarz rozświetlił wyraźny uśmiech. Na moją szyję powoli wpełzał rumieniec, więc czym prędzej narzuciłam na siebie szalik wraz z kurtką. Na stopy włożyłam moje ulubione szpilki, które już nie raz przynosiły mi szczęście.
     - Bawcie się dobrze!- pożegnała nas moja przyjaciółka, zamykając za nami drzwi. Kiedy szliśmy razem alejką do furtki, przed którą stał jego samochód, wszystko nagle ucichło.
     - Pięknie wyglądasz- powiedział Marco, zrównując się ze mną. Spojrzałam na moją twarz kątem oka, oczekując mojej reakcji.
     - Dziękuję.- Zauważyłam, że odetchnął z ulgą. Czułam, że dzisiejszy wieczór zapowiada się naprawdę ciekawie.
   

środa, 26 marca 2014

Rozdział I

     Westchnęłam głośno, gładząc po raz kolejny plik kartek. Cichy szum drukarki niemal kołysał mnie do snu, którego tak bardzo potrzebowałam. Z odrętwienia wyrwał mnie głośny pisk sygnalizujący, że  papier został pokryty siateczką czarnych literek składających się w jedną, sensowną całość. Mruknęłam coś cicho pod nosem, po czym ruszyłam do biurowego pokoju, który dzieliłam z inną dziewczyną. Owszem, praca w dziale rzecznika prasowego Borussi Dortmund była wymarzona, gdyby nie tak wczesne pory jej rozpoczęcia.
 - Znów to samo? - Alex zachichotała, a ja pacnęłam ją dokumentami w ramię. Jednego nie rozumiałam: faceci do niej lgnęli, a ona była nieugięta. Ciągle powtarzała, że żaden jej się nie podoba. Była dość niską szatynką o pięknych, niebieskich oczach i szerokim uśmiechu. Wprost do kochania, dlatego uważałam, że źle robi, odtrącając wszystkich wokół.
 - Bardzo śmieszne- odparłam, siadając przy biurku.- Jak tam ci weekend przeszedł?
Oparłam się wygodniej o oparcie przesuwanego fotela, który wbrew pozorom był bardzo wygodny. Niemal podejrzliwym spojrzeniem spojrzałam na sylwetkę mojej koleżanki, która wyraźnie odcinała się na tle żółtej ściany z logo klubu.

  - Tak jak zawsze. Przeraźliwa nuda... Po za tym przyszły jakieś listy z prośbą o autograf, a ile wiem, to twoja działka - powiedziała, szczerząc się w uśmiechu. Pokazałam jej język, po czym w moją twarz uderzyły dwie białe koperty. Roześmiałyśmy się głośno, po czym spojrzałam na znaczki. Okazało się, że obie zostały wysłane z Polski.  Moje usta lekko drgnęły ku górze, ponieważ bardzo dobrze znałam ten kraj. Stamtąd pochodziła moja babcia i przyjeżdżałam tam nieraz do niej na wakacje, dzięki czemu dość dobrze znałam ten język.Chociaż pewnie i tak wszystko będzie po angielsku lub niemiecku. 
  - Cześć dziewczyny! Jak tam wam praca idzie?- Głowa Marco wyłoniła się zza drzwi. Nerwowo przełknęłam ślinę, po czym pomachałam mu niemrawo ręką. Wszedł do naszego pokoju, po czym przywitał się z Alex. Zaczął rozmawiać gorączkowo z nią, a ja w tym samym czasie zdążyłam otworzyć już te dwa listy. Wywnioskowałam z nich, że dziewczęta, które je wysłały, zażyczyły sobie autografy właśnie jego. 
  -... tylko znów nie daj mu kosza - zdążyłam usłyszeć, kiedy kończył rozmowę z moją koleżanką. 
  - Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś podpisać te twoje dwa zdjęcia... dla twoich fanek, oczywiście - sprostowałam, podając mu fotografie wraz z markerem do rąk. Spojrzał na mnie uważnie, przyjmując rzeczy. - Będą dla Natalii i Pauliny. 
    Przez kilka chwil było tylko słychać świstanie markera na śliskiej powierzchni. Następnie oddał mi je podpisane. Zaczął znów się we mnie wpatrywać, jakby nie wiedział, od czego ma zacząć. 
  - Olivio... Masz może czas wieczorem w tą sobotę? Dostałem dwa bilety na koncert w jakiejś knajpce niedaleko stąd i pomyślałem, że będziesz może miała ochotę ze mną pójść- spojrzał na mnie pytająco, oczekując mojej odpowiedzi. Mój wzrok spoczął na Alex, która zaciskała pięści. Dobrze widziała, że tylko na to czekałam. 
  - Yhm... Oczywiście - powiedziałam, w końcu uśmiechając się. 
  - Przyjadę po ciebie!- rzucił na odchodnym, posyłając nam obu lecącego w powietrzu buziaka. Szatynka zachichotała, a ja zmierzyłam ją groźnym wzrokiem. 
- Oj przestań, dobrze wiesz, że tego chcesz. Nie widziałaś, jak za każdym razem ciebie widział, jak na ciebie patrzył?- odparła, stukając w blat swojego biurka skówką od długopisu w czarno-żółte pasy. 
- Wiesz, nie zapominaj o tej Caroline. Ona nadal jest w grze - mruknęłam cicho, wpatrując się w opuszki palców. Alex powoli pokręciła głową. 
 - Ta blondynka już jakieś pół roku temu wypadła z toczącej się gry. Dziwię się, że przez cztery lata mógł z nią wytrzymać.
   Nie znałam jej, ale słyszałam krążące o tej dziewczynie plotki. Nie lubię mówić źle o innych, ale akurat ten temat wyraźnie mnie zaciekawił. Zaczęłam pracować tutaj jakieś dwa tygodnie po Walentynkach, czyli w dzień, w którym oni się rozstali. Wyjaśniałam sobie, że to zwykłe zrządzenie losu. Westchnęłam głośno, zastawiając się nad tą niezwykłą sobotą.